Takim tytułem zareagowałem na zdumiewającą aferę „dyplomatyczną”. Przypominam: p. Dymitr Miedwiediew wystąpił w rosyjskiej telewizji z mapą pokazującą dziwaczny plan rozbioru Ukrainy. Na tę absurdalną mapę „polskie” MSZ zareagowało! I to absurdalnym oświadczeniem, że: „Granice w Europie są świętością”?
Co skomentowałem: „A kto w 2008 uznał granice Kosowa? JE Donald Tusk!”. Tu przypominam, że w 2008 roku Stany Zjednoczone, bombardując i ostrzeliwując (bez wypowiedzenia wojny) Belgrad i inne miasta wymusiły na ówczesnej Jugosławii zgodę na oderwanie od niej Kosowa. Wzbudziło to szok; wiele państw nie uznało uzyskanej w ten sposób niepodległości Kosowa (które właściwie do dziś jest amerykańskim protektoratem, utrzymywanym przez ONZ). Co więcej: widząc to wiele państw wycofało swoje uznanie i obecnie niepodległość tę uznaje mniej niż połowa członków ONZ.
W Europie nie uznaje jej np. Hiszpania, obawiając się żądania niepodległości Katalonii i Baskolandu – a Rosja spokojnie oświadczyła, że ten precedens może być różnie wykorzystany – po czym wykorzystała go do spokojnego konsumowania niepodległości Krymu (co byłoby legalne i bez tego) ale i Donieckiej RL i Ługańskiewj RL; jeśli można bombardować Serbię, by wymusić oderwani eKosowa – to czemu nie można bombardować Ukrainy?
Niestety: Amerykanie uznają, że im wolno – a Rosjanom: nie wolno!
Warto tę sprawę rzucić na szersze tło historiozoficzne. Przecież niepodległość samych Stanów Zjednoczonych została wywalczona z bronią w ręku. Różnica jednak jest taka, że w XVIII wieku Amerykanie walczyli sami z (istotną, ale chyba nie decydującą) pomocą Francji i Hiszpanii – podczas gdy Kosowo zostało wyzwolone bez większego wysiłku Kosowarów czy Albańczyków, w wyniku kaprysu Wielkiego Mocarstwa (które chciało osłabić Serbię, sojusznika Rosji).
Tu jeszcze jeden, aktualny, drobiazg: Kosowo otrzymało niepodległość w imię praw narodu kosowarskiego (albańskiego). Jednak Mitrowica i dwa inne powiaty w północnym Kosowie mają 80% ludnosci serbskiej… i Amerykanie pilnują, by nie wróciły do Serbii!
Przypominam teraz zdarzenia dalsze.
W 1969 r. zdumienie w Polsce wzbudziło oświadczenie sowieckiego MSZ, że „Imperialiści chińscy chcą naruszyć święte granice ZSRS”. Słowo „święte” w ustach komunistów brzmiało istotnie dziwnie.
I oto teraz „polskie” MSZ ogłosiło, że „Granice w Europie są święte”. Na co nie ma zgody!
Ta „świętość” wynika z podpisania w 1975 r. w Helsinkach Konwencji KBWE. Złodziejskie kliki, rządzące wtedy w Europie, postanowiły zawrzeć układ gwarantujący im władzę po wsze czasy. Obok siebie zasiedli politycy NRF i NRD, ZSRS i UK – bo mieli wspólny interes. To znaczy: ONI mieli interes; my, Europejczycy – nie!
Proszę popatrzeć na mapy. Granice w Europie nieustannie się zmieniały – na ogół w wyniku wojen, ale niekoniecznie. Tak samo jak waluty muszą być zmienne, dopasowując się do siły gospodarek swoich krajów, tak samo granice muszą być zmienne. Wszelki rozwój, wszelki postęp polega na ZMIANACH.
Kiedyś postępowcy krytykowali „Traktat Trzech Czarnych Orłów” mający gwarantować porządek i stabilność w Europie. Układ w Helsinkach był czymś znacznie gorszym. O ile anarchiści (np. ks. Kropotkin) mówią „Cel niczym – ruch wszystkim” – to Helsinkach ustalono: „Cel niczym – zastój wszystkim”.
Wszystkie państwa europejskie podpisały się pod zakazem zmiany granic siłą. Przyniosło to oczekiwane (przeze mnie) konsekwencje.
Kiedyś państwa konkurowały ze sobą. Słabsze były połykane przez silniejsze. Źle rządzone łatwo stawały się łupem sąsiadów, bo rozwścieczeni poddani sprzyjali zaborcy, który obiecywał sprawiedliwość, dobre prawa, niższe podatki i inne luksusy.
W tej chwili poddani (a raczej „obywatele”) są bezradni. Żaden sąsiad nie przyjdzie im z pomocą, choćby obdzierano ich ze skóry!
Nie mogąc bogacić się poprzez przyłączanie innych terytoriów, wszystkie państwa zajęły się za to bezkarnym procederem: rabowaniem własnych „obywateli”. W stopniu ongiś niespotykanym.
Co więcej: by uniknąć konkurencji państwa potworzyły związki typu „unia europejska” ujednolicające prawo i podatki. Chodzi o to, by „obywatelom” nie opłacało się uciekać za granicę – gdzie przecież jest tak samo!
Rabunek „obywateli” osiągnął poziom 83%. To zresztą i tak nie jest rekord: przed Reaganem podatki państwowe+stanowe+powiatowe+miejskie, dochodziły w USA do 96%. Ale i to nie jest rekordem, bo słynna Selma Lagerloef, autorka Fizi Pończoszanki, któregoś roku stwierdziła, że podatek przekroczył 102% !!
Obawiam się, że jeśli nie zrezygnujemy z helsińskiej zasady nietykalności granic, to ucisk podatkowy i tyrania bezsensownego prawa wyniesie nas znów na niespotykane wyżyny.
Nadzieja w tym, że Rosja i Stany Zjednoczone szybkimi, praktycznymi działaniami, położą kres tej zasadzie wynikającej z idealistycznego marzenia o Wiecznym Pokoju – która doprowadziła do – właśnie – chcianych, czy niechcianych – potwornych skutków.