Newsweek odnotował debiutancką publikację redaktora „Najwyższego Czasu!” Radosława Piwowarczyka. „Kampania Konfederacji ’23. Brudna prawda” doczekała się recenzji na łamach tego pisma.
Popełnił ją Krzysztof Varga, który – jak sam przyznał – z zapałem pochłania pozycje na temat Konfederacji. Co odkrył w „paszczy lwa”?
Już na początku autor zaznaczył, że „rzecz skrobnął dziennikarz «Najwyższego Czasu» Radosław Piwowarczyk, miał więc okazję przeczytać książkę autora pisma, którego nikt nie czyta, przynajmniej nikt przy zdrowych zmysłach”. Sam tytuł zaś uznał za co najmniej tak mocny, jak „Operacja Barbarossa’41. Czemu nie wyszło”.
„Piwowarczyk w nocie na okładce przestawia się jako «Pasjonat polityki. Wolnościowiec», a cała książka jest lamentem, dlaczego «wolnościowa prawica», mająca wywrócić stolik, poległa sromotnie i do władzy doszła «skrajna, totalitarna lewica»” – twierdzi Varga, dla którego jak widać analiza przyczyn porażki jest „lamentem”.
Dziennikarz Newsweeka, w którego piórze daje się wyczuć lewicowe akcenty, nie pojmuje też za bardzo użytego w ww. cytacie pojęcia. „«Wolnościowa prawica» brzmi, przyznacie, rozbrajająco. Już widzę tę wszechogarniającą wolność wszystkich obywateli pod rządami wolnościowej prawicy” – ironizuje.
Dalej Varga wystawia autorowi książki laurkę. „Piwowarczyk to nie jest nawet konfederata, to korwinista jak malowanie. Jest to w dużej mierze dzieło o tym, jak bardzo niedobrzy są Bosak i Mentzen w stosunku do Korwin-Mikkego i Brauna” – diagnozuje.
Czytaj więcej: Najgroźniejszy wróg
Porażka, klęska, dramat, tragedia
„Już same rozdziały książki Piwowarczyka chwytają za gardło: «Konfederacja na deskach», «Rozbite oddziały», «Konfederacja przegrywa», «Konfederacja z wyrwanymi zębami» i finałowe «Ostatnie podrygi» – gdziekolwiek człowiek spojrzy, tam jak nie porażka, to klęska, jak nie dramat, to tragedia” – dodaje, czym – musimy przyznać – dobrze opisuje kampanię Konfederacji przed wyborami parlamentarnymi.
„Piwowarczyk, obsesyjnie nazywający Polskę «urokliwym bantustanem», cieszy się, że się jakoś konfederaci ogarnęli, a nawet udało im się niektórym wmówić, że są normalną partią, a wtem, niczym w filmie animowanym wkraczają na scenę Braun z Korwin-Mikkem. I co się dzieje? Występy czołowych patopolityków wzbudzają szaleńczy aplauz widowni, w przeciwieństwie do ugrzecznionych pogadanek Bosaka i Mentzena” – pisze.
Czym są patopolitycy dokładnie nie wiemy, ale jeśli już mielibyśmy ich gdzieś szukać, to upatrywalibyśmy ich wśród tych jeżdżących po alkoholu i kłócących się z policją, wdających się w awantury i bijatyki z funkcjonariuszami albo tych, co to biją własne matki.
Czytaj więcej: Polowanie na Brauna
„Lektura tej książki pozwala wniknąć w świat egzotycznej niszy, składającej się po równo z oszołomów i z kompletnych nieudaczników. Co najciekawsze: bycie oszołomem nie wyklucza bycia nieudacznikiem” – twierdzi pilnie śledzący losy Konfederacji Varga, w co niestety musimy uwierzyć dziennikarzowi na słowo.