Niecodzienne wyznanie sędziego. Igor Tuleya przyznał, że jest „bardzo prawdopodobne, że wyraził zgodę na użycie Pegasusa bez świadomości, jaki system będzie stosowany”.
W rozmowie z „Rzeczpospolitą” Tuleya był pytany o gorący aktualnie temat – czyli Pegasusa. Na scenie politycznej rozgrywa się bowiem spektakl, który ma doprowadzić do rozliczeń. Jak jednak będzie z tym w rzeczywistości, czas pokaże.
Pytany, czy mógł być wśród ofiar, Tuleya odparł, że nie wie. Sędzia przyznał też, że „używa starej nokii, dlatego nie podejrzewa, żeby wobec niego trzeba było stosować tak zaawansowane techniki”. Mówił też, że „nie ma żadnych podejrzeń”.
Padło także pytanie o legalność stosowania Pegasusa w Polsce. – Jeśli ten system działa tak, jak podają media, to jest to nielegalne. Po pierwsze nie wyobrażam sobie, żeby stosować system, który może ingerować w pobierane treści np. ze smartfona. Poza tym, jeśli pobierane wiadomości i informacje wychodziły i były magazynowane poza granicami naszego kraju, to jest niedopuszczalne – ocenił.
– Nie wiadomo bowiem, jak i przez kogo może to zostać wykorzystane – wskazał.
– Po trzecie należy pamiętać, że sąd, zezwalając służbom na inwigilację, wydaje zgodę na określony czas. Oznacza to, że tylko w tym okresie służby mogą kogoś podsłuchiwać, a nie sięgać do historii i danych sprzed tego okresu. To też jest niedopuszczalne – dodał.
Czytaj także: Komisja ws. Pegasusa. Wipler zgłosił ekspertkę związaną z Rosją i okłamał komisję? Poważne zarzuty
Tuleya przyznał też, że w ciągu swojej 14-letniej kariery mógł wydać około tysiąca decyzji dotyczących użycia inwigilacji. Podkreślił też, że sędziowie nie mają wiedzy, jakie dokładnie środki inwigilacji zostaną zastosowane.
Pytany, czy wśród tego około tysiąca decyzji mogły być i takie dotyczące Pegasusa, Tuleya odparł: „Sądzę, że i takie sprawy rozstrzygałem. Jest to bardzo prawdopodobne, że wydałem zgodę na użycie Pegasusa, nie mając świadomości, jaki system będzie wykorzystywany przez służby”.
Sędzia stwierdził, że czuje się w związku z tym „wykorzystany”. – Wykorzystany został też wymiar sprawiedliwości. To jest nieczysta gra służb, instytucji państwowych, do których sądy, ale przede wszystkim obywatel, powinni mieć zaufanie – dodał.
– Sędziowie dowiedzieli się o istnieniu takiego systemu dopiero z mediów. Trzeba też pamiętać, że sąd, rozpatrując wniosek o użycie kontroli operacyjnej, bazuje na skromnym materiale dostarczanym przez służby. Przy tych czynnościach nie ma też takich obostrzeń dowodowych jak w postępowaniu karnym. Zgodnie z prawem dowodem w takich sprawach może być notatka funkcjonariusza. W postępowaniu karnym to już nie byłoby dowodem. Poza tym to, co trafia do sędziego na biurko, jest materiałem wyselekcjonowanym przez wnioskodawcę, czyli służby – mówił Tuleya.