Strona głównaMagazynKorwin-Mikke: Wziąć za pysk i wprowadzić liberalizm!

Korwin-Mikke: Wziąć za pysk i wprowadzić liberalizm!

-

- Reklama -

Z prezesem Januszem Korwin-Mikkem rozmawia Marta Warda.

Marta Warda: – Wiadomo już, że zarejestrowana została Pańska nowa partia, a jej nazwa będzie brzmiała: KORWiN.

- Reklama -

Janusz Korwin-Mikke: – Nieoczekiwanie. Zamieściłem niedawno na Twitterze zaciąg do tej partii, bo mamy już w kadrach około 800 osób, a chcemy, by te zasięgi były jeszcze szersze – bo chodzi o to, by ludzi normalnych było jak najwięcej. To wariactwo, które się naokoło dzieje, chyba już wszystkim „nadojadło”, jak to się kiedyś po staropolsku mówiło. Jak długo można to znosić?

– Z założeniem Partii KORWiN zbiegł się masowy odpływ członków Nowej Nadziei. Czy te wydarzenia są ze sobą powiązane?

– Tak, z Nowej Nadziei przechodzi do nas w tej chwili mnóstwo osób, natomiast nikogo specjalnie do tego nie zachęcam. Proszę zwrócić uwagę, że te partie mają zasadniczo wspólny docelowy program, natomiast różnią się metodami. Nowa Nadzieja rok temu zmieniła swój kurs na „Chować Brauna, chować Korwina!” i pozyskiwanie głosów ludzi z mainstreamu. My natomiast uważamy odwrotnie – jeżeli chcemy coś zmienić, to trzeba to robić radykalnie, bo wszelkie próby umizgiwania się do establishmentu kończą się wciągnięciem przez ten establishment. To są dwie różne koncepcje, ale może się okazać, że oba ugrupowania na tym rozdziale skorzystają.

– A jak wyglądają Pańskie plany na zbliżające się wybory do europarlamentu? Jak ocenia Pan szanse swojej partii na utworzenie komitetu wyborczego?

– Nie wiem, które wybory będą pierwsze. Z wyborami do europarlamentu nie będzie problemu, natomiast może się on pojawić, jeżeli zostaną ogłoszone przyspieszone wybory parlamentarne. Przypominam, że nawet dziś może się okazać, że sąd ogłosi, że wybory były nieważne i trzeba będzie je przeprowadzić na nowo, co dla nas będzie równoznaczne z tym, że dostaniemy dwa miesiące na zebranie podpisów. W takiej sytuacji, nie ukrywam, byłoby ciężko. Ale wierzę, że nawet jeśliby do tego doszło, to mimo wszystko dalibyśmy radę. Niestety jest jeszcze jedna rzecz, która spędza nam sen z powiek – wybory samorządowe. I ten sam problem będzie miała Nowa Nadzieja. Mamy genialne pomysły, co zrobić z samorządami, ale wszystkie te pomysły wymagają jednej rzeczy – zmiany prawa, którego na poziomie samorządów nie da się zmienić. Więc co my właściwie mamy w tych wyborach obiecywać? Nasz program nie jest na samorządy. Nasz program jest na zdobycie władzy w państwie i wprowadzenie w nim istotnych zmian.

– Każda partia boryka się z jakimiś problemami, natomiast w przypadku Konfederacji są one na ten moment wyraźnie nasilone. IBRiS opublikował swój najnowszy sondaż, zgodnie z którym poparcie Konfederacji ma wynosić aktualnie zaledwie 5 proc. Jakie czynniki mogą być odpowiedzialne za tę porażkę?

– Są dwie interpretacje tego spadku. Pierwsza: stało się tak, dlatego że Braun swoją akcją z gaśnicą odstraszył ludzi, którzy nie lubią zbyt gwałtownych ruchów. Druga jest taka, że Konfederacja się odcięła od Brauna. I nie ma jak tego sprawdzić. Obie strony będą twierdziły, że ich interpretacja jest tą właściwą.

– Nomen omen ostatnią nadzieją ideowej prawicy jest właśnie Pan oraz pan poseł Grzegorz Braun. Czy po ostatnich spięciach między nim a władzami Konfederacji, istnieje jakaś szansa na sojusz Partii KORWiN oraz Korony? Wielu prawicowców jest rozdartych pomiędzy wspieraniem którejś z tych dwóch partii, w związku z czym taka współpraca mogłaby okazać się owocna.

– Proszę zauważyć, że zarówno kolega Braun, jak i ja, nadal jesteśmy w Konfederacji. Ja tylko wystąpiłem z partii Nowa Nadzieja. I teraz jest pytanie – idziemy na wojnę z Konfederacją, czy w ramach Konfederacji jako jej „czwarta noga” (tak jak próbowali to kiedyś robić Wolnościowcy)? Konfederacja może się oczywiście nas pozbyć, np. mnie w pierwszej kolejności. Nie wiem natomiast, jak długo kolega Braun będzie znosił tę sytuację, kiedy mówią mu: „zaraz po wyborach samorządowych Pana wyrzucimy, bo na razie nie możemy, ponieważ nie mamy ludzi”. Trzeba jasno powiedzieć: albo idziemy razem, szanując, że każda partia ma swój własny profil oraz metody, albo konkurujemy o zbliżonego wyborcę.

– U pana posła Brauna wystąpiła ostatnio pewna niejasność w przekazie. Z jednej strony, w programie red. Marcina Roli powiedział, że pomimo pewnego żalu nie chciałby atakować w mediach swoich partyjnych kolegów, a z drugiej – w programie red. Moniki Jaruzelskiej podkreślił, że nie wyobraża sobie wystartować w wyborach jako Pański przeciwnik. Jak Pana zdaniem należy to interpretować?

– Żeby to wszystko było spójne, to Konfederacja musi jakoś ułożyć sobie stosunki z nową partią, co oczywiście jest możliwe – proszę zwrócić uwagę, że wystarczy ponownie przyjąć mnie do Rady Liderów. Będzie w niej wtedy układ: 3 liderów z Ruchu Narodowego, 3 z Nowej Nadziei, 2 od kolegi Brauna i 2 z Partii KORWiN. I już. Ale to wymaga szczerej deklaracji, że będziemy razem szli, bo co z tego, że oni coś takiego zrobią, skoro ja w głębi duszy będę miał przekonanie, że za miesiąc znowu się nas pozbędą.

– Finalizując powoli wątek posła Brauna – w tym tygodniu rozpoczyna się kolejne posiedzenie sejmu, a to oznacza, że poseł Braun wraca do gry. Czy „banda pięciorga” będzie próbowała uniemożliwić mu dalszą walkę z systemem?

– Ruchy kolegi Brauna świadczą o jego desperackiej chęci odcięcia się od tego bagna, które w tej chwili rządzi. Mamy tych dwóch głównych graczy, czyli PiS i PO, którzy mniej więcej odpowiadają dwóm głównym odłamom PZPR-u: „chamy i żydy” – taki słynny artykuł zamieszczony w „Kulturze Paryskiej” w 1954 r. Natomiast my byśmy chcieli, żeby coś się w tej kwestii zmieniło. Szczerze mówiąc, moja główna nadzieja jest taka, że jak się zaczną teraz jakieś zamieszki na ulicach między PiS-em a PO, to wojsko wreszcie powsadza do internatu wariatów z obu stron barykady, czyli po prostu zrobi to, co gen. Pinochet w Chile – zrealizuje receptę naszego założyciela, śp. Stefana Kisielewskiego, którego hasło brzmiało: „Wziąć za pysk i wprowadzić liberalizm!”. To jest teoretycznie hasło paradoksalne, ale tak naprawdę jedyne słuszne – jak nie weźmie się ludzi za pysk, to od razu zaczną się wymagania darmowego tego i tamtego, przez co ostatecznie całe państwo się rozleci.

– Skoro mowa już o kluczowych dla państwa sprawach – Korona zorganizowała kilka dni temu w sejmie Kongres Demografii Polski, w którym wzięli udział jej posłowie oraz licznie zgromadzeni prawicowi działacze. Jakie jeszcze sposoby mogłyby Pana zdaniem pomóc w uświadomieniu społeczeństwu skali zapaści demograficznej, w której się jako Polacy oraz biali ludzie znajdujemy?

– Nie ma żadnej możliwości zrobienia tego tą drogą. Kobiety nie rodzą dzieci dlatego, że mają świadomość demograficzną, ani z tego powodu, że procent narodzin w Polsce jest większy niż w Bułgarii czy odwrotnie. Takie argumenty na nikogo nie działają. Jedyne, co można zrobić, to po pierwsze: przywrócić rodzinę, czyli zapewnić ludzi, że jak będą mieli dziecko, to będzie to ich dziecko, a państwo nie będzie się do tego dziecka wtrącać – czy dać mu klapsa, czy nie, czy postawić do kąta, czy nie, do jakiej szkoły je posłać, jakich języków je uczyć… krótko mówiąc, dziecko będzie własnością rodziców, co spowoduje, że będzie warto je posiadać. Po drugie: trzeba skasować młodym wszelką nadzieję, że dostaną emeryturę i powiedzieć im tak, jak to zawsze było przez tysiące lat: „Jak będziesz mieć dzieci, to na starość będzie miał cię kto utrzymać”. I nagle się okaże, że ta świadomość sama powróci.

– Istotną przyczyną tego kryzysu jest również to, że państwo zaczęło zastępować kobietom mężów…

– No właśnie. Jednak mąż to była sprawdzona instytucja. Była pewna selekcja naturalna, że jak kobieta wybrała niewłaściwego męża, to miała pecha razem z dziećmi, ale w wyniku tej selekcji kobiety w dużej mierze wypracowały umiejętność wyboru tego odpowiedniego. Są pod tym względem naprawdę bardzo sprawne – jednak niestety stały się w obecnych czasach głównymi ofiarami nowego reżimu tak jak dawniej robotnicy.

– Dziękuję za rozmowę.

Najnowsze