Od początku 2024 roku osoby poniżej 18. roku życia nie mogą kupować energetyków. Producenci popularnych wśród nastolatków napojów próbują jednak obejść prawo, które właśnie weszło w życie.
Od stycznia 2024 roku energetyki są traktowane na równi z alkoholem czy papierosami. Kupienie ich bez okazywania dowodu jest zatem, przynajmniej w teorii, niemożliwe.
„Ustawa z dnia 17 sierpnia 2023 r. o zmianie ustawy o zdrowiu publicznym oraz niektórych innych ustaw, opublikowana 28 sierpnia, wprowadza zakaz sprzedaży napojów z dodatkiem tauryny i kofeiny (czyli energetyków lub napojów energetycznych) osobom poniżej 18. roku życia, a także na terenie szkół i innych placówek oświatowych i w automatach. Ustawa określa, co uznaje się za napój z dodatkiem kofeiny lub tauryny. Według tej definicji jest to napój będący środkiem spożywczym, ujęty w Polskiej Klasyfikacji Wyrobów i Usług, w którego «składzie znajduje się kofeina w proporcji przewyższającej 150 mg/l lub tauryna, z wyłączeniem substancji występujących w nich naturalnie»” – przypomina portal prawo.pl.
Sprzedaż energetyków nieletnim jest zagrożona karą w wysokości 2 tys. zł.
Dla producentów nie są to dobre wieści, bowiem według Europejskiego Urzędu ds. Bezpieczeństwa Żywności najczęściej po energetyki sięgały dzieci w wieku od 10 do 18 lat. Sprzedaż rosła z roku na rok, a tylko w 2022 roku skoczyła ona aż o 21 proc. w porównaniu z rokiem poprzednim.
Producenci chcą obejść nowe przepisy i już wypuszczają na rynek napoje z mniejszą zawartością kofeiny lub nawet bez tego składnika. W niektórych napojach zamieniono ją na np. ekstrakt z żeń-szenia. A takie napoje już można sprzedawać dzieciom.
„Założenie jest takie, że obywatel jest kretynem”
Zakaz sprzedaży energetyków osobom nieletnim został wprowadzony pod pretekstem dbania o zdrowie dzieci. Jak jednak podkreślił Łukasz Warzecha, „to nie państwo jest od zajmowania się dietą dzieci czy ich wychowaniem”. W ocenie publicysty, wkraczanie przez państwo „w tę strefę będzie mieć z czasem fatalne konsekwencje”.
Warzecha zwrócił uwagę, że modele traktowania obywateli przez państwo są zasadniczo dwa. W pierwszym z nich obywatel ma swobodę działania, samodzielnie ma zarządzać życiem swoim i swoich bliskich, za co ponosi odpowiedzialność. Państwo zaś ma tylko zapewnić „bezpieczeństwo na podstawowym poziomie, dostęp do sądownictwa i uczciwość postępowania państwowego aparatu”.
„W drugim modelu założenie jest takie, że obywatel jest kretynem, który nie umie sam zadbać ani o siebie, ani o swoich bliskich. Kapitan państwo musi się nim zajmować, musi mu wciąż mówić, co jest dobre, a co nie, a przede wszystkim musi go bodźcować lub wręcz zakazywać mu pewnych rzeczy, a inne nakazywać” – dodał, zaznaczając, że w tym przypadku obywatel jest traktowany jak „własność państwa, ponieważ uzasadnieniem dla takich działań jest na ogół koszt, jaki państwo ponosi, żeby obywatela wyciągnąć ze skutków jego niemądrych decyzji”.
„System opiera się, z grubsza mówiąc, na zasadzie: zabierzemy ci pieniądze, żeby zapewnić ci opiekę, ale skoro już się tobą opiekujemy (za twoje pieniądze), to mamy prawo mówić ci, co ci wolno, a czego nie. Nazywa się takie podejście paternalizmem państwa” – skwitował.
Warzecha zwrócił też uwagę, że wśród licznych negatywnych skutków tego zakazu, jest także to, że to „państwo po raz kolejny postanowiło wyręczyć rodziców w opiece nad dziećmi”.
„Tymczasem powinna tutaj obowiązywać żelazna zasada: odpowiedzialność za to, co robią dzieci, spoczywa na rodzicach – i tylko na nich. Nie jest zadaniem państwa układanie jadłospisu ani dorosłym, ani dzieciom. Dlatego absurdalne i szkodliwe były regulacje z czasów PO, usuwające między innymi sól ze szkolnych stołówek, co skutkowało potrawami w wielu przypadkach po prostu niezjadliwymi, albo słynna, wyjątkowo idiotyczna batalia o drożdżówki w szkołach” – podkreślił.
„Tymczasem za działania, zakupy, dietę, rozwój fizyczny czy psychiczny dzieci powinni odpowiadać rodzice. I tylko rodzice. Państwo, wkraczając w tę sferę z następnymi ograniczeniami, coraz bardziej zwalnia ich z odpowiedzialności i przyzwyczaja do myśli, że to ono się zajmie dziećmi. To oczywiście nie jest proces nagły – przeciwnie, to proces powolny i stopniowy – i właśnie dlatego tak wiele osób nie rozumie jego natury i uważa, że to jakieś złudzenia czy wymysły” – wskazał Warzecha.