Listopad 2023 zapisze się jako miesiąc zwycięstw wolnościowców w wyborach w Argentynie i w Niderlandach. W tym pierwszym państwie wybory prezydenckie wygrał Javier Milei uznawany za bardzo radykalnego wolnościowca. W Niderlandach natomiast parlamentarne wybory wygrała Partia Wolności kierowana przez przeciwnika Unii Europejskiej i masowego napływu emigrantów Geerta Wildersa. Partia ta prawdopodobnie zdobyła 37 mandatów w 150-osobowym parlamencie. To więcej niż podwojenie liczby swoich parlamentarzystów!
Jeśli do tego dodamy zajęcie pierwszego miejsca w wyborach przez partie centroprawicowe w Polsce i w Hiszpanii oraz zwycięstwa partii prawicowych w zeszłym roku na Węgrzech i we Włoszech, to mamy coraz wyraźniejszy trend będący odpowiedzią na lewicowo-liberalne szaleństwo w postaci próby zamiany UE w jakieś polityczne monstrum, które nie tylko będzie prowadziło dalszą politykę odcinania Europy od swoich cywilizacyjnych i chrześcijańskich korzeni, ale ma przekazać zarządzanie kontynentem kaście brukselskich biurokratów oderwanych od społeczeństw i rzeczywistości.
Życząc prezydentowi-elektowi Javierowi Milei jak najlepszych rządów, skupimy się bardziej na Niderlandach, których wyborczy rezultat ma większy wpływ na nasze interesy niż wynik wyborów w Argentynie.
Antypolskie stanowisko elity
W 2005 r. podczas referendum dotyczącego traktatu ustanawiającego konstytucję dla Europy ponad 60 proc. obywateli Holandii zagłosowało „nie” dla tej konstytucji. W następstwie tego głosowania zmieniono formułę akceptacji, odsuwając od decyzji społeczeństwo i przy kolejnej, podobnej sprawie, zajął się nią tylko parlament.
Sprawę odsunięcia społeczeństwa od podejmowania najważniejszych decyzji przypominam nieprzypadkowo, ponieważ to holenderska elita była szczególnie aktywna w atakowaniu Polski za rzekome naruszanie praworządności. Holenderski zastępca przewodniczącego Komisji Europejskiej Frans Timmermans prowadził kampanię przeciw Polsce za niewłaściwy, jego zdaniem, sposób wyboru sędziów do polskiego Trybunału Konstytucyjnego. Zabawne w tym wszystkim było to, że Holandia jest państwem, które u siebie zlikwidowało taki trybunał. Z kolei dekadę temu holenderska skrajna lewica proponowała ponowne wprowadzenie pozwoleń na pracę dla pracowników z naszego regionu.
Antypolskie nastawienie prezentuje też Wilders i jej Partia Wolności (Partij voor de Vrijheid). Dekadę temu Partia Wolności uruchomiła internetową stronę, gdzie można było składać skargi na zachowanie Wschodnich Europejczyków. Wilders powiedział, że wpłynęło aż 175 tys. zgłoszeń o negatywnym zachowaniu imigrantów ze wschodniej części kontynentu, w tym 40 tys. dotyczyło Polaków, którym zarzucono pijaństwo, kradzieże i hałasowanie. W sprawie tej strony holenderski rząd początkowo wykazywał bierność, natomiast potępiły ją Parlament Europejski i Komisja Europejska.
Z kolei w 2020 r. premier Niderlandów Mark Rutte wyraził w pośredni sposób pogląd, że Unia Europejska winna być odtworzona bez udziału Polski i Węgier. Trzeba o tych sprawach pamiętać, analizując wyborczy sukces Partii Wolności.
Wybory w Holandii
Osoba Marka Rutte jest kluczowa dla tego, co się stało w Niderlandach. Długoletni premier, od 2010 r., zrezygnował ze stanowiska szefa swojej partii (Ludowa Partia na rzecz Wolności i Demokracji) po skandalu z archiwizowaniem informacji z jego służbowego telefonu (zgodnie z holenderską ustawą o archiwach, korespondencja rządowa musi być przechowywana i udostępniana na życzenie m.in. parlamentarzystom i dziennikarzom. Tymczasem Rutte sam sobie określił, które wiadomości są na tyle ważne, aby przekazać je urzędnikowi państwowemu w celu zarchiwizowania, a które może sobie usunąć… – dop. nczas.com) Rutte jednocześnie zdecydował się na rozpisanie wyborów, które odbyły się w drugiej połowie listopada. Faktyczną przyczyną upadku rządu Rutte był rozpad rządzącej koalicji, która nie mogła się porozumieć w sprawie polityki związanej z emigracją.
W wyborach Partia Wolności Wildersa zwyciężyli zdecydowanie. Ich sukces jest tym bardziej zaskakujący, że na początku kampanii wyborczej sondaże przewidywały, że zajmą czwarte miejsce. Tym większy jest sukces tej partii, która zwiększyła liczbę mandatów z 17 na 37. Drugie miejsce zajęła też niespodziewanie zjednoczona lewica (PvdA/GroenLinks) kierowana przez Fransa Timmermansa, która w parlamencie uzyskała 25 miejsc. Były eurokomisarz zrezygnował ze swojej funkcji w Brukseli, żeby zostać premierem. Jego zadaniem, wyznaczonym mu przez elitę, było uzyskanie na tyle dobrego wyniku, żeby w koalicji z innymi partiami zablokować ewentualny sukces Wildersa. Plan się nie powiódł!
Trzecie miejsce zdobywali również niespodziewanie, ale in minus, liberałowie z partii Marka Rutte, ale kierowani już przez nową przewodniczącą, urodzoną w Turcji Kurdyjkę Dilan Yesilgoz-Zegerius, aktualną minister sprawiedliwości. Zdobyli 24 mandaty. Czwarte miejsce zajęła nowo utworzona partia Nowa Umowa Społeczna (NSC). To partia centroprawicowa, której liderem jest Pieter Omtzigt. On z góry zapowiedział, że nie wejdzie w koalicję z wolnościowcami, ale po ogłoszeniu wstępnych wyników oświadczył, że niczego nie wyklucza. To bardziej rozsądne stanowisko niż to, które zaprezentowały nasze rodzime partie z prawej strony sceny politycznej, które ani przed wyborami, ani po wyborach nie potrafiły się dogadać.
Czy powstanie centroprawicowa koalicja? Jest to możliwe, ponieważ Yesilgoz-Zegerius jest gotowa zawrzeć pakt z Wildersem. Pochodzącej z mieszanej kurdyjsko-tureckiej rodziny nie przeszkadza ani radykalny antyislamizm Widlersa, ani jego antyimigranckie poglądy. Trzy partie miałyby 82 mandatów w 150-osobowym Tweede Kamer der Staten-Generaal (Niższa Izba Stanów Generalnych). Należy spodziewać się, że Bruksela będzie wywierała naciski na holenderskich polityków, aby nie weszli w koalicję z Partią Wolności i stworzyli zupełnie alternatywny sojusz. Ale do uzyskania takiej (kontr)większości w parlamencie potrzeba więcej niż trzy partie. Lewicowcy Timmermansa razem z liberałami i z NSC mieliby 69 mandatów. Musieliby przekonać jeszcze kogoś do współpracy, co jest trudne, ale nie jest niemożliwe.
Tymczasem utworzenie rządu na czele z Partią Wolności będzie miało jeszcze jeden skutek. Uważa się, że prawdopodobnie znacznie ograniczy to szansę Marka Rutte na wybór na stanowisko sekretarza generalnego NATO. Dla nas byłaby to dobra wiadomość.
Wszyscy przeciw wolnościowcom
Tworzenie bloków przeciw wolnościowcom i innym prawicowym partiom jest znaną taktyką probrukselskich ugrupowań w Europie. Wtedy na szalę rzuca się wszystko, byleby nie stracić władzy lub ją zdobyć. Taktyka ta jest stosowana bez względu na koszty.
Hiszpania. Wrześniowe wybory wygrała centroprawicowa Patia Ludowa. Razem z prawicową Vox mają 170 mandatów. To o 6 za mało, żeby uzyskać większość w parlamencie. Rządząca lewica, żeby utrzymać władzę, zmuszona była pójść na ustępstwa w stosunku do katalońskich separatystów, kosztem integracji terytorialnej Hiszpanii. Socjalista, premier Pedro Sanchez uzyskał wotum zaufania parlamentu głosami separatystów baskijskich i katalońskich. Nie ulega wątpliwości, że separatyści będą co miesiąc podbijać stawkę, żądając za każdym razem nowych ustępstw, ale czego się nie robi dla utrzymania władzy…
Węgry. Do zupełnie kuriozalnej sytuacji doszło na Węgrzech. Powstał tam blok partii od lewicy do prawicy, żeby w końcu odsunąć od władzy narodowo-konserwatywną partię Fidesz premiera Viktora Orbana. Bezskutecznie, ale najbardziej zabawny w tym bloku był udział partii Jobbik (Ruch na rzecz lepszych Węgier) jeszcze do niedawna znajdującej się na prawo od Fideszu, przez wiele lat uważanej przez lewicę za ekstremistów, antysemitów i faszystów.
Polska. Sprawa powszechnie znana. Tutaj przeciw rządzącej partii wystąpił blok czterech ugrupowań, ale należy podkreślić, że PiS zrobił bardzo dużo, żeby skonsolidować te partie i w ogóle zniechęcił kogokolwiek do stania się ich koalicjantem. Taktyka samobójcza, ponieważ żeby samodzielnie rządzić, trzeba byłoby uzyskać 43,5 proc. głosów, jak w wyborach w 2019 r., podczas gdy od dwóch lat sondaże dawały przeciętnie 36-33 proc. głosów, a te najlepsze max. 38 proc. Zamiast koalicji PiS-PSL-Konfederacja absolutnie możliwej, gdyby zaczęto rozmawiać o tym 2 lata temu, mamy zupełnie inną koalicję.
Niderlandzcy wolnościowcy i ich lider
Wróćmy jednak do Holandii. Poglądy Geerta Wildersa i jego partii są zbieżne, wiec można je zaprezentować jako wspólne, zwłaszcza że formalnie Wilders jest jedynym członkiem tej partii. Geert Wilders, szef Partii Wolności (Partij voor de Vrijheid) jako młody chłopak pracował przez pewien okres w Izraelu, a następnie podróżował po krajach arabskich. Doświadczenie, jakie wówczas nabył, stało się podstawą obecnych poglądów. Uznał Izrael za państwo, w którym można swobodnie żyć, a kraje arabskie za dyktatury brutalnych ucisków. Jego niechęć do świata islamu spotęgowały wydarzenia 11 września 2001 r. oraz postępująca islamizacja Holandii, dokonywana według niego przez nietolerancyjnych muzułmanów. Obecnie jest głównie kojarzony jako bezwzględny krytyk islamu i imigracji. Uważa, że pobyt muzułmanów w jego kraju nie jest wielokulturową szansą, ale wielokulturowym dramatem. Uważa, że należy wstrzymać imigrację spoza Zachodu do Niderlandów na 5 lat. Szczególnie przeciwny jest imigrantom muzułmańskich.
Wilders, tak jak jego partia, chce wprowadzić zakaz sprzedaży Koranu oraz zamknąć wszystkie meczety lub przynajmniej te, w których głoszone są ekstremalne poglądy. W stosunku do Koranu Wilders używa bardzo radykalnych określeń, porównując go z „Mein Kampf” Adolfa Hitlera. Według niego Koran nawołuje do przemocy wobec Żydów i niemuzułmanów. Dla holenderskich muzułmanów Wilders jest najbardziej znienawidzoną osobą w Niderlandach, toteż ma całodobową ochronę specjalnego oddziału komandosów. Nie są to środki powzięte na wyrost, biorąc pod uwagę, że znani ze swoich antyislamskich poglądów polityk Pim Fortuyn i reżyser Theo van Gogh zostali zamordowani w skrytobójczych zamachach.
Partia Wolności łączy w swoim programie poglądy konserwatywne, prawicowe i lewicowe. Te ostatnie dotyczą przede wszystkim spraw społecznych: opieki zdrowej i podobnych usług. Wolnościowcy Wildersa popierają również prawa gejów, aborcję i eutanazję. Prawicowa postawa dotyczy kwestii kultury i imigracji. Wilders uważa, że zachodnie wartości są dominujące cywilizacyjnie i imigranci obowiązkowo powinni je uznać za własne. Wilders i Partia Wolności są zdecydowani przeciwni ewentualnemu rozszerzeniu UE o Turcję czy jakikolwiek muzułmański kraj.
O samej Unii holenderski polityk ma negatywną opinię. Reprezentuje pogląd, że Niderlandy powinny ją opuścić, podobnie jak strefę Euro i zawrzeć z Unią bilateralne umowy o wolnym handlu. W sprawie wojny na Ukrainie Partia Wolności potępiła rosyjską agresję, ale podczas obecnej kampanii wyborczej wystąpiła przeciw udzielaniu pomocy wojskowej Ukrainie.
Geert Wilders jest najbardziej kontrowersyjną postacią wśród prawicowych, liczących się polityków w Europie. Jest on w swoich wypowiedziach radykalniejszy niż Marine Le Pen czy Victor Orban. Ten ostatni zresztą, który jest politycznym idolem Wildersa, złożył mu telefonicznie gratulacje. Geert Wilders ze względu na antypolonizm i antyslawizm nie jest postacią, którą powinna budzić naszą sympatię, mimo że podzielamy jego eurosceptycyzm.