Strona głównaMagazynO partiach i ludziach

O partiach i ludziach

-

- Reklama -

Przy okazji sondaży wyborczych zarówno tych przeprowadzanych pomiędzy wyborami, jak i w ich trakcie, tak zwanych „exit polls”, wypytuje się czasem ankietowanych nie tylko o to, na kogo zamierzają głosować, albo właśnie zagłosowali, ale także o ich wiek, wykształcenie, zarobki, miejsce zamieszkania, poglądy polityczne i filozoficzne, o to na kogo głosowali w poprzednich wyborach itp. Na podstawie otrzymanych w ten sposób informacji sporządza się sążniste analizy głoszące, że np. samotne matki alkoholików popierają partię A, a menedżerzy średniego szczebla płci męskiej po czterdziestce w przemyśle kosmetycznym, partię B.

Tymczasem łatwo sobie wyobrazić sytuację w której zostaliśmy wylosowani do odpowiedzi na taką ankietę. Zgodziliśmy się na udział i nawet szczerze odpowiedzieliśmy, jakie są nasze preferencje polityczne. I w tym momencie dostajemy kolejną ankietę z pięćdziesięcioma pytaniami, której wypełnienie może nam zająć nawet wiele godzin i która zawiera pytania, na jakie wolelibyśmy nie odpowiadać, a już na pewno nie odpowiadać szczerze. Albo przynajmniej nie przyznawać się, że nie znamy prawidłowej odpowiedzi bo zwyczajnie nie pamiętamy, na kogo głosowaliśmy dwadzieścia lat temu?

- Reklama -

Jest zatem oczywiste, że wyniki takich ankiet, w przeciwieństwie do samego prostego pytania o preferencje wyborcze, są dalekie od miarodajności. Ankiety takie chętnie wypełniają tylko ludzie specyficzni, mieszczący się w ogonie rozkładu danej cechy i odpowiedzi też są …specyficzne. A zebrane w ten sposób dane są obarczone bardzo dużym błędem.

Istnieje jednak lepsza alternatywa. Wykorzystuje ona nie zwodnicze i niepewne ankiety, ale same twarde wyniki wyborów.

Niżej podpisany zaprezentował już ten sposób, daleko jednak nie wyczerpał jego potencjału. Poprzez analizę wzajemnych korelacji wyników głosowania można uzyskać wiedzę o głosujących, jakiej dobrowolnie i chętnie raczej nigdy by nie udzielili. W poprzednim artykule zaprezentowano już pięć takich cech:

  1. Wielkość gminy, co pozwala na określenie, jak bardzo „miejski” lub „wiejski’ jest dany elektorat;
  2. Frekwencja w wyborach – co odpowiada poziomowi patriotyzmu, zaangażowania w sprawy publiczne;
  3. Głosowanie przez pełnomocników – zakładając, że na taki tryb oddania głosów decydują się osoby starsze i schorowane, ocenimy w ten sposób wiek wyborców;
  4. Głosowanie na podstawie zaświadczeń – co odpowiada stopniowi zamożności głosujących w ten sposób osób, które bez problemu stać na turystykę wyborczą i zwyczajną;
  5. Odsetek głosów nieważnych – ponieważ do prawidłowego oddania głosów w wyborach potrzebne jest jakieś minimum inteligencji, odsetek głosów nieważnych odpowiada zatem odwrotnie proporcjonalnie średniej inteligencji wyborców danej partii.

I zaprezentowano odpowiedni wykres pokazujący korelacje tych cech z poparciem dla poszczególnych komitetów wyborczych. Uwzględniono tylko korelacje istotne statystycznie, takie, których prawdopodobieństwo przypadkowego wystąpienia jest mniejsze niż 1 proc.

Patrząc po tych poszczególnych cechach, można się zorientować, że najbardziej wielkomiejskich wyborców miała KO i Lewica, natomiast wieś poparła PIS i KWIN.

Najwyższa korelacja z frekwencją wystąpiła dla KO, Lewicy i TD, natomiast wyborcy PIS okazali najmniejszy poziom patriotyzmu ze wszystkich startujących w tych wyborach formacji. KO i Lewica zgarniały głosy zamożniejszych obywateli, biedni natomiast preferowali KWIN i zwłaszcza PIS.

Młodzi wyborcy głosowali kolejno na KO, TD i Lewicę, natomiast najstarsi zdecydowanie na PIS.

Najbardziej inteligentnych, a zatem zapewne i wykształconych wyborców przyciągały KO, KWIN i Lewica, najgłupszych zaś TD i BS.

Co z tymi głosami nieważnymi?

Chociaż opisane zależności w odróżnieniu od wyników ankiet, co do których takiej pewności mieć nie można, bez wątpienia rzeczywiście istnieją, to jednak mogą się w tym miejscu pojawić wątpliwości, czy autor prawidłowo je zinterpretował. Czy przykładowo głosowanie na podstawie zaświadczenia faktycznie implikuje wyższą zamożność głosującego. Wątpliwości takie rozwieją się jednak, kiedy zobaczymy, w jakich to mianowicie gminach w ten sposób najwięcej osób głosowało. Są to praktycznie wyłącznie modne miejscowości wypoczynkowe, górskie i nadmorskie z dodatkiem Ciechocinka. Głosowały zatem w ten sposób osoby, dla których weekendowy wypad do hotelu ze spa nad morzem nie stanowi zauważalnego obciążenia finansowego.

Większe kontrowersje powodują głosy nieważne i ich powiązanie z inteligencją głosujących. Niżej podpisany stoczył wiele polemicznych bojów z osobami, często nawet histerycznie próbującymi wyprzeć ten fakt i żarliwie głoszącymi, że oddanie głosu nieważnego nie wynika z niewiedzy i niskich kwalifikacji intelektualnych elektorów, ale jest wyrazem braku odpowiednich, satysfakcjonujących ich kandydatów, demonstracją niechęci wobec samej instytucji wyborów, czy sprzeciwu wobec „systemu”. Aby ostatecznie obalić te alternatywne wyjaśnienia, wyjdziemy poza same wyniki głosowania i sięgniemy po, również publikowane gminami, wyniki egzaminu ósmoklasisty. Egzamin ten ze statystycznego, analitycznego, punktu widzenia, ma te same zalety co wynik wyborczy, jest mierzalny, obiektywny, niepodatny na manipulacje, a w dodatku obejmuje całość populacji, a nie tylko jej aktywną politycznie część.

Oczywiście można w tym miejscu podnieść zastrzeżenie, że osoby, które w tym roku ten egzamin zdawały, jako dzieci 14-15 letnie, to na pewno nie te same osoby, które głosowały w wyborach. Jednak wiedza i kompetencje absolwentów szkoły podstawowej, choć już niekoniecznie średniej, a tym bardziej wyższej, śmiało można traktować jako przedłużenie wiedzy i kompetencji ich dorosłych krewnych, przede wszystkim naturalnie rodziców, ale także dziadków, wujostwa etc., co zaświadczy każdy, mający w bliskiej rodzinie dzieci podchodzące do tego egzaminu. Jak zatem wygląda korelacja z wynikami egzaminu?

Nie ulega zatem najmniejszej wątpliwości, że im wyższy poziom wykształcenia jest w danej gminie, tym wyższa jest tam frekwencja wyborcza (patriotyzm), a niższy odsetek głosów nieważnych. Ciekawa jest też niewielka, ale statystycznie istotna korelacja pomiędzy wynikami egzaminu z angielskiego, a odsetkiem głosujących na podstawie zaświadczeń. Intryguje ona, ponieważ akurat dzieci podchodzące do egzaminu w danej gminie nie są przecież z wyborcami głosującymi na podstawie zaświadczeń, czyli pochodzącymi spoza danej gminy, spokrewnione. Jak już jednak wspomniano, takie głosy oddaje się głównie w modnych ośrodkach turystycznych. Znajomość angielskiego jest tam zatem koniecznym warunkiem znalezienia satysfakcjonującej finansowo pracy, zatem nic dziwnego, że tamtejsi rodzice przykładają do tej kompetencji u swoich dzieci dużą wagę.

Egzamin ósmoklasisty jest zdawany z trzech przedmiotów. Wynik egzaminu z matematyki odzwierciedla zdolność do kojarzenia, wyciągania wniosków, dyscyplinę myślenia i ogólnie poziom inteligencji zdających. Wynik z angielskiego wyznacza poziom ich obycia w świecie, stosunku do globalizacji i kosmopolityzmu. Te dwa przedmioty decydują o całym późniejszym procesie kształcenia i dostępie do wiedzy z dowolnej innej dziedziny, od organizacji obsługi hotelu, po dynamikę cieczy nadkrytycznych. Wysokie umiejętności w tych dziedzinach otwierają wiele ścieżek kariery w biznesie i nauce, słabe wyniki z egzaminu są już w późniejszym życiu bardzo trudne do nadrobienia i skazują na pełnienie podrzędnych ról w gospodarce.

Inny charakter ma znajomość materiału z przedmiotu pt. „Język polski” w przeciwieństwie do dwóch poprzednich, nie daje on bezpośrednio żadnych oczywistych kompetencji merytorycznych, ale jest czymś w rodzaju szlachetnego hobby. Daje wyraz poziomu szacunku zdających i ich rodzin do polskiej kultury, tradycji i historii, wyrażonych w literaturze.

Na kolejnym wykresie przedstawiono zatem mierzony wynikami egzaminu poziom opisanych wyżej cech wyborców poszczególnych partii.

Mądraskowie głosują na Konfederację

Łatwo zauważyć, że najgłupszych, najbardziej zaściankowych, osiągających najgorsze wyniki ze wszystkich trzech przedmiotów wyborców mieli Bezpartyjni Samorządowcy. Jest to zmiana w stosunku do poprzednich wyborów z roku 2019, kiedy ten wątpliwy prymat przypadł elektoratowi PSL. Na przeciwległym biegunie znajdują się sympatycy Konfederacji. O ile jednak w roku 2019 ich dzieci miały najlepsze wyniki ze wszystkich przedmiotów, to obecnie nadal brylują one z polskiego i matematyki, natomiast zdecydowanie słabsze od przeciętnej są z angielskiego. Ponieważ trudno przypuszczać, że uczniowie zdolni do osiągnięcia ponadprzeciętnych wyników z polskiego i matematyki nie byli w stanie opanować języka Tolkiena w zakresie materiału ze szkoły podstawowej, przyczyną tego słabego wyniku nie mogą być, tak jak to jest u wyborców BS, deficyty intelektualne.

Staje się to jasne, kiedy porównamy pod tym kątem pozostałe partie. O ile wyniki z polskiego i matematyki nie wykazują tu żadnej korelacji z poparciem dla nich, zupełnie inaczej jest jednak z angielskim. Wyborcy Koalicji Obywatelskiej i Lewicy posługują się tym językiem bardzo dobrze, elektorat Trzeciej Drogi przeciętnie, podczas gdy wyznawcy PIS do języka światowego odczuwają jedynie wstręt i strach. Dodać należy że podobnych korelacji ani dodatnich, ani ujemnych, żadne elektoraty nie mają z żadnym innym językiem obcym, jakie również można zdawać na egzaminie ósmoklasisty.

Znajomość angielskiego lub jej brak wśród elektoratów poszczególnych partii nie wynika więc z wrodzonych predyspozycji językowych, ale z wyborów ideologicznych i jest deklaracją polityczną. Wyborcy KO i Lewicy są ludźmi światowymi uważającymi Polskę za część wielkiej cywilizacji globalnej, w ramach której może ona optymalizować swoje możliwości rozwoju cywilizacyjnego i budowania dobrobytu.

Zwolennicy postkomunizmu natomiast przeciwnie. Chcieliby na wzór Korei północnej odgrodzenia Polski od wszelkich zewnętrznych wpływów jakimś wielkim murem, który zablokowałby przepływ idei, ludzi i kapitału. Jednym z elementów tego muru ma być także bariera językowa, brak znajomości języka globalnego, która to ignorancja ma chronić polską odmianę idei dżucze przed „demoralizacją”, co zresztą propaganda postkomunistów jawnie, bez najmniejszego skrępowania, komunikuje. Wywody o szkodliwości posługiwania się językiem angielskim znalazły się nawet w narzucanych przez pisowskie ministerstwo oświaty podręcznikach szkolnych. Podobne, choć nieco słabsze nastawienie ma obecnie elektorat KWIN, chociaż w roku 2019 było ono odmienne o sto osiemdziesiąt stopni.

Wyborcom każdej partii można więc na podstawie opisanej wyżej analizy przypisać łącznie osiem różnych cech. Tworzą te cechy zatem swoistą ośmiowymiarową przestrzeń fazową, w której poszczególne elektoraty (nie partie!) są umieszczone. Taką ośmiowymiarową przestrzeń fazową można kosztem pewnych zniekształceń rzutować na dwa wymiary. Oto rezultat. Kierunki i wielkości na osiach są czysto umowne, liczą się jedynie wzajemne odległości między elektoratami. Powierzchnia kół jest proporcjonalna do ilości głosów oddanych na daną partię.

Polscy wyborcy, jak widać, tworzą trzy odrębne klastry. Do pierwszego z nich należy KOLEW – sympatycy Koalicji Obywatelskiej i Lewicy, którzy są niesłychanie podobni do siebie. Do drugiego, opozycyjnego w stosunku do pierwszego klastra, należy sekta PIS. Wreszcie jest klaster trzeci, położony pomiędzy dwoma pierwszymi, obejmujący Trzecią Drogę, Konfederację, oraz BS. Jego pośredni charakter wynika z faktu, że ugrupowania te, TD i Konfederacja, mają elektorat mieszany, z którego połowa pasowałaby swoimi cechami do PIS, a druga połowa do KOLEWu. Czas pokaże, jak długo da się w ten sposób siedzieć okrakiem na barykadzie albo czy te partie środka nie zaczną przypadkiem podgryzać oba skrajne skrzydła z wyborców zmęczonych już wojną polsko-polską.

Piszemy cały czas o wyborach, ale przecież 15 X 2023 odbyło się też tzw. „referendum”, czyli specjalnie skonstruowany przez PIS plebiscyt, który w planach ówczesnej partii władzy miał dodatkowo wzmocnić i uprawomocnić przewidywany przez nią sukces wyborczy. Pytania w referendum były jednak sformułowane tak prostacko, a intencja twórców w tak oczywisty sposób nieczysta, że głosujący gremialnie udziału w tej farsie odmawiali. O referendum tym i jego wynikach dzisiaj już wszyscy, także jego pomysłodawcy i inicjatorzy, starają się zapomnieć i o nim nie wspominać. Faktem jest jednak, że się ono odbyło i jak najbardziej możne je zanalizować w ten sam sposób co wynik wyborów.

Na wykresie widać, że tak samo jak w wyborach, wyborcy KO, Lewicy i TD, również w referendum mają korelacje dodatnią z zaświadczeniami i ujemną z pełnomocnikami, a elektorat PIS i KWIN na odwrót. Jednak inaczej jest z frekwencją. Im wyższe w danej gminie było poparcie dla PIS, tym wyższa była i frekwencja referendalna. I na odwrót. Im więcej głosów dostawały partie antypisu, tym frekwencja ta była niższa. Podobny wniosek można wysnuć na podstawie korelacji wyników wyborów z wynikami referendum, pokazany na kolejnym wykresie.

Ponownie, jeżeli już zwolennicy antypisu, KO, Lewicy i Trzeciej Drogi, nie zdecydowali się na zbojkotowanie referendum, to na pytania referendalne odpowiadali wbrew wytycznym PIS twierdząco lub oddawali głosy nieważne, co w tym przypadku akurat na pewno nie wynikało z nieumiejętności poprawnego oddania głosu. Elektorat PIS i KWIN nie tylko zaś w referendum ochotnie wziął udział, ale i głosował zgodnie z zaleceniami pisowskiego biura politycznego.

Przed wyborami w polskiej publicystyce politycznej roiło się od spekulacji dotyczących szans na utrzymanie przez PiS władzy w kraju. Pesymiści w tej materii twierdzili, że nawet jeżeli PIS samodzielnej większości nie osiągnie, to w celu utrzymania władzy zawrze koalicję z Konfederacją. Autor niniejszego eseju wyśmiewał te obawy. Abstrahując od znanej powszechnie zdolności koalicyjnej PIS i uzasadnionego założenia, że liderzy KWIN nie zechcą podzielić losu Leppera, Giertycha, czy Gowina, którzy za zawarcie takiego sojuszu zapłacili bardzo wysoką cenę, także osobistą, sama drastyczna rozbieżność programowa obu tych ugrupowań zdawała się gwarantować brak możliwości takiego porozumienia. Wreszcie, przekonywał niżej podpisany, takiego posunięcia na pewno nie zaakceptowałby elektorat Konfederacji w roku 2019 nie różniący się zasadniczo od elektoratu KOLEWU i tak samo jak on nastawiony skrajnie antypisowsko.

Patrząc jednak na wyniki zamieszczonych wyżej analiz, łatwo zrozumieć, że był to optymizm nieuzasadniony. Wyborcy KWIN z roku 2023 to zupełnie inny przekrój społeczny niż ci z roku 2019, z zupełnie innymi motywacjami, a co najważniejsze, jak widać po wynikach referendum, bynajmniej nie mający specjalnych uprzedzeń wobec pisowskiego narodowego socjalizmu. Koalicję z PIS powitaliby, co najmniej połowa z nich, bynajmniej bez wstrętu. I wcale w jej ramach nie domagaliby się realizowania jakichkolwiek postulatów wolnorynkowych, a raczej przeciwnie. Jeszcze większej zawartości PISu w PISie.

Najnowsze