Nie pierwszy raz okazuje się, że przymioty i sprawność nóg, na nawet „główkowanie”, nie koniecznie idzie w parze z przymiotami mądrości i sprawności politycznej. U nas świadczyłby o tym casus Zbigniewa Bońka, który nagle się ostatnio uaktywnił i atakuje polityków ustępującej partii. Na pochyłe drzewo, co prawda to i koza wskoczy, ale ta z ostatniej chwili „demokratyczna opozycyjność” byłego, zresztą świetnego piłkarza, może wskazywać na koniunkturalizm.
Zostawmy jednak polskie sprawy na boku. Boniek poniósł porażki tylko jako trener i szef PZPN. Gorsze są te porażki polityczne, a doświadcza ich właśnie znany internacjonał George Weah, który właśnie musiał uznać, że przegrał wybory prezydenckie w Liberii.
Był uważany jest za najlepszego piłkarza afrykańskiego w historii. Grał m.in. w AS Monaco, Paris Saint Germain i Olympique Marsylia (Francja), A.C. Milan (Włochy), Chelsea F.C. i Manchester City (Anglia). W1995 otrzymał tytuł Piłkarza Roku w klasyfikacji FIFA. Swoją popularność postanowił zdyskontować w polityce.
22 stycznia 2018 został prezydentem Liberii i tu sprawdził się słabo. George Weah przyznał się już do porażki we wtorkowych wyborach prezydenckich z Josephem Boakai. Na plus należy mu zapisać przyznanie się do klęski, pogratulowanie wyboru rywalowi i spokojne odejście z urzędu, co w tym kraju nie jest bynajmniej standardem.
Oficjalne wyniki wskazywały, że Boakai ma dużą przewagę. Dane przedstawione przez komisję wyborczą z ponad 99% komisji, dawały 50,89% Josephowi Boakai. Frekwencja przekroczyła 65%. Liberia daje tu dobry przykład Afryce Zachodniej, gdzie ostatnio miała miejsce seria zamachów stanu (w Mali, Burkinie Faso, Gwinei i Nigrze). 20 lat po zakończeniu wojen domowych w Liberii, w wyniku których w latach 1989–2003 zginęło ponad 250 000 osób, tym razem przekazanie władzy odbywa się pokojowo.
Joseph Boakai został wybrany na 6-Letnią kadencję. Liberia to kraj anglojęzyczny (wysłano tu uwolnionych niewolników z USA), liczący około pięciu milionów mieszkańców. Boakai to doświadczony polityk. Pokonał b. piłkarza, bo temu nie udało się zrealizować obietnic wyborczych, a kraj pogrążał się w biedzie (jedna piąta populacji żyje za mniej niż 2,15 dolara dziennie) i korupcji.
W starciach podczas kampanii zginęło tylko kilku osób. Wybory śledziło wielu obserwatorów zagranicznych, które nie zauważyły większych błędów. Joseph Boakai obiecał rozwój infrastruktury, przyciągnięcie inwestorów i turystów oraz poprawę warunków życia.
Źródło: AFP/ Le Figaro