Porządny felietonista potrafi w tekście połączyć problem kiszenia ogórków z bombardowaniem Isfahanu i zwalczaniem COVID-u w Chinach tak, że wszyscy widzą, że to wszystko się łączy. Tym razem jednak powstanie „styczniowe” łączy się z wojną na Ukrainie bardzo, bardzo blisko.
Przypominam, że historycy dawno już zauważyli, że co najmniej dwa nasze „sztandarowe” powstania: „listopadowe” i „styczniowe” dziwnie łączą się z interesami różnych krajów europejskich, z Anglią na czele. Perfidny Albion uważa mianowicie, że taniej jest zapłacić innym, by wojowali, niż szkolić i wyposażać własne wojska. Tak się zaś składa, że znalezienie Polaków chętnych do robienia zadymy zawsze było łatwe – i nawet nie trzeba było wiele płacić za wyposażenie i wyszkolenie wojska.
Co ciekawe: z różnych powodów. W powstaniu „listopadowym” Królestwo Polskie miało znakomicie wyszkoloną, uzbrojoną i umundurowaną armię – bo WX Konstanty kochał armię i kochał Polaków. Hasło „Niech car Mikołaj wojuje z królem Mikołajem” było dobrze uzasadnione – niestety: Królestwo miało armię pewno lepszą, ale mniejszą – i nie miało wodza; natomiast Imperium wodza miało, więc wygrało względnie łatwo.
Natomiast przy powstaniu „styczniowym” też nie trzeba było dużo płacić za wyszkolenie i uzbrojenie, bo do walki rwali się młodzieńcy bez wyszkolenia, a zbrojono ich w urąbane w lasach kije; te formacje nazywały się „drągalierami”. Oprócz tego byli niezbyt liczni „kosynierzy” – a połowa powstańców zabrała po prostu stare ojcowskie dubeltówki.
W pierwszym przypadku ocalono przed interwencją rosyjską Królestwo Belgii – a w drugim Unię, bo car zamierzał wesprzeć Konfederację. Wszyscy zauważyli, że „nasze” (ale opłacane przez obcych) powstania dziwnym trafem odbywają się z okazji rewolucji antyfrancuskiej, rewolucji belgijskiej czy wojny domowej w Ameryce?
Co jest istotne: sumy, jakie obce dwory płaciły za wywołanie ruchawki w Polsce, były śmiesznie małe. Taniej wychodziło tylko organizowanie zamieszek na Bałkanach – ale kogo, poza Turcją, obchodzą Bałkany?
Teraz Polska wyraźnie zdrożała, a Polacy lubiący się bić wyginęli w licznych wojnach, powstaniach – lub wyemigrowali. Dawniej Polak skręcał w prawo, patrząc, czy nikomu nie zajeżdża drogi – a nie na to, czy na słupie jest „zielona strzałka”, czy nie; dziś w Polsce zostali ludzie stojący jak głupi na pustym skrzyżowaniu przed skrętem w prawo i czekający, aż strzałka się zapali – a z takimi ludźmi nie da się zrobić żadnego powstania.
Na szczęście niepodległość uzyskała Ukraina – a tam, wiadomo: kozacy z osełedcem. I tryzubem w garści. Początkowo warcholili, robiąc z Ukrainy jeden z najbardziej skorumpowanych krajów na świecie – ale Anglicy postanowili lepiej ich wykorzystać. Tyle że również Rosja mocno się wzbogaciła – więc na uzbrojenie Ukrainy trzeba było wydać masę pieniędzy. Nic to: Anglicy zawsze pryncypialnie zwalczali najsilniejsze mocarstwo na Kontynencie, więc zdecydowali się sypnąć grosiwem – i mogli liczyć na wsparcie Amerykanów (po obaleniu pragmatyka Trumpa oczywiście). Dołączyli ochoczo Kanadyjczycy oraz – jak zeznał p.Stoltenberg w Bukareszcie – również Australijczycy i Nowozelandczycy. Kraje anglosaskie – tym razem zjednoczone raczej pod flagą tęczową, a nie Union Jackiem.
Anglicy przekonali Ukraińców (jak Polaków w 1830, 1861, 1939 roku…), że dadzą radę i spokojnie sobie poradzą z wrogiem, a nawet Dwoma Wrogami. Polacy najchętniej biliby się z trzema Wrogami naraz, bo tres faciunt collegium – ale, niestety, Austro-Węgry się rozpadły, a Czechy i Słowacja nie potrafią odegrać roli Wrogów godnych tak bitnego Narodu jak polski.
Trzeba przyznać, że włożywszy w szkolenie i wyposażenie kozaków sporą kupę pieniędzy, Mocarstwa Zachodu nie zostawiły ich samych – i zaopatrują ich w broń w ilościach akurat takich, by tej wojny wygrać nie mogli, ale by jej nie przegrali. Wojna ma bowiem trwać i trwać – tak długo, aż Rosja będzie osłabiona na tyle, by można ją było łatwo dorżnąć.
Poza pieniędzmi sporo wysiłku włożono w blichtr – co jest o wiele, wiele tańsze. Co na Twitterze skomentowałem:
„Przywódców powstania »styczniowego« i »listopadowego« nie witano aż tak entuzjastycznie w parlamentach Paryża i Londynu, bo robili Rosji niewielką szkodę. A frajerzy znad Dniepru gotowi są dla interesów homo-AngloSasów poświęcić połowę narodu, więc trzeba ich fetować do upojenia!”.
Na to poleciała porcja komentarzy wyzywających mnie od „agentów Putina” – ale ktoś przypomniał wiersz Juliana Tuwima „Do prostego człowieka” z 1929 roku:
Gdy zaczną na tysięczną modłę
Ojczyznę szarpać deklinacją
I łudzić kolorowym godłem,
I judzić „historyczną racją”,
O piędzi, chwale i rubieży,
O ojcach, dziadach i sztandarach,
O bohaterach i ofiarach;
Gdy wyjdzie biskup, pastor, rabin
Pobłogosławić twój karabin,”
(Oj, tu trzeba by dodać: „pop”!)
„Mój bliźni z tej czy innej ziemi!
Wiedz, że na trwogę biją w dzwony
Króle z panami brzuchatemi;
Wiedz, że to bujda, granda zwykła,
Gdy ci wołają: „Broń na ramię!”…
– i tu jeszcze trzeba Ukraińcom przypomnieć, jak za otrzymane od Anglosasów pieniądze ich elity bawią się, wygrzewając na słoneczku w krajach arabskich…
Cóż, chyba nie czytali Tuwima…
I jak teraz po raz pierwszy jest szansa, że to inni będą tymi frajerami – Polska włącza się do tej walki!
Przekleństwo!