Konfederacja jest koalicją kilku środowisk z szeroko pojętej antysystemowej prawicy. Choć w głosowaniach sejmowych partii udaje się zachować względną jednomyślność, to zdaje się, że w elektoratach poszczególnych stronnictw coś zaczyna pękać, a pierwsze symptomy widać w Internecie.
Dziś Konfederację tworzą środowiska wolnościowe, narodowe i konserwatywne. Pierwsze z nich przez lata tworzył Janusz Korwin-Mikke, który jeszcze przed założeniem Konfederacji mówił, że narodowcy mają „gwóźdź w mózgu”, który nie pozwala im na przyjęcie pewnych wolnościowych rozwiązań.
Z kolei narodowcy przez wiele lat na swoich marszach podnosili antywolnościowe hasło, które zaczynało się słowami „Uderz, uderz w kapitalizm”. Do tego wszystkiego dochodzi środowisko stricte konserwatywne, które popiera wiele postulatów z obu stron, ale jednocześnie ma często problem z zaakceptowaniem głoszonego przez wolnościowców przyrodzonego prawa człowieka do wolności osobistej w takich kwestiach jak legalizacja narkotyków lub chociażby przywrócenie handlowych niedziel.
W ostatnim czasie w Internecie pojawiło się wiele wpisów, których autorzy zarzucają Konfederacji, że za bardzo poszła w jedną stronę, wybierając tylko jeden z tych trzech ideologicznych nurtów. Ciekawe jest jednak to, że takie zarzuty czynią prawicowej koalicji zarówno wolnościowcy, jak i narodowcy oraz wyborcy Grzegorza Brauna.
Jeszcze niedawno Konfederacja miała w sondażach po kilkanaście procent, ale w ostatnich tygodniach poparcie zaczęło spadać. Partia wciąż utrzymuje się na trzecim miejscu pod względem poparcia i rzadko spada poniżej 10 proc., ale wyborcy zaczęli szukać przyczyn spadków.
Część zaczęła grzmieć, że prawicowcy zbytnio złagodzili swój przekaz, a na dowód słuszności swoich tez wskazali, że sondaże spadły, gdy do przysłowiowej szafy schowano Janusza Korwin-Mikkego i Grzegorza Brauna.
Inni z kolei postawili tezę odwrotną: sondaże spadły przez tzw. „szurów”. Oni także mają swoje argumenty, bo spadki w badaniach poparcia zbiegły się z głośną „aferą” dotyczącą jedzenia psów i pojawieniem się w mediach dziesiątek artykułów, w których przypominano różne kontrowersyjne wypowiedzi polityków Konfederacji.
Jedyne, co można wywnioskować z tych wszystkich amatorskich diagnoz, to zauważalny fakt, iż poszczególne środowiska Konfederacji czują się pokrzywdzone i niedoreprezentowane.
„Z kim o konserwatywno-narodowych poglądach nie rozmawiam, to już nie głosuje na Konfę z powodu dominującego tutaj liberalizmu, libkostwa i libertarianizmu. Konfederacja jest coraz bardziej odbierana jako partia neoliberalna i libertariańska i nieliberalny elektorat odpływa” – pisze w swoich mediach społecznościowych prof. Adam Wielomski.
„Po zaprezentowaniu światu wielu kandydatów raczej jako partia neofoliarska i szuriarska” – odpowiedział profesorowi Marek Tatała z Fundacji Wolności Gospodarczej.
Pod wpisem prof. Wielomskiego wielu wolnościowców zaczęło pisać o tym, że odnosi zupełnie przeciwne wrażenie.
Jeden z komentujących pod imieniem i nazwiskiem pisze, że to „ciekawe”, bo „ja nie głosuje, gdyż jest to dla mnie partia konserwatywna z dość pokaźnym przybytkiem szurów, populistów i mocno odjechanych kolesi. Z liberalizmem to tam de facto niewielu ma coś wspólnego”.
Kolejna osoba nieukrywająca się pod pseudonimem dodaje, że „Konfa z założenia miała być partią liberalną. Stała się zlepkiem szowinistów i patologii”.
Co ciekawe libki mowia to samo… To kto glosuje w takim razie? Mityczne „centrum”? https://t.co/6b7Ukt3zaO
— libertarian.tom (@LibertarianinT) September 13, 2023
Inny komentator życia politycznego, matematyk Krzysztof Szczawiński, twierdzi z kolei, odwrotnie niż prof. Adam Wielomski, że Konfederacja powinna pójść w stronę jeszcze głębszego liberalizmu i np. zmienić stosunek do aborcji.
„Konserwatyzm Tak, dogmatyzm Nie – Konfederacja będzie musiała się tego nauczyć dojrzewając do bycia partią, która mogłaby przejąć stery w kraju…
Ta afera z psami ładnie pokazuje jak taka absolutystyczna moralność prowadzi na manowce i jest niezgodna z naszym instynktownym i kulturowym poczuciem…
I tak samo jest z aborcją…
I od tego nie ma ucieczki – tak musi być zawsze, że każda zasada, każdy model postrzegania może być tylko stosowany w pewnych ramach, w pewnych granicach stawianych przez rozum i kulturę, która jest o wiele mądrzejsza od każdej pojedynczej ścisłej normy, gdyż jest wynikiem setek lat ewolucji i praktyki…” – pisze Szczawiński na swoim Twitterze.
Konserwatyzm Tak, dogmatyzm Nie – Konfederacja będzie musiała się tego nauczyć dojrzewając do bycia partią, która mogłaby przejąć stery w kraju…
Ta afera z psami ładnie pokazuje jak taka absolutystyczna moralność prowadzi na manowce i jest niezgodna z naszym instynktownym i…
— Krzysztof Szczawinski (@Kristof_Poland) August 28, 2023
Konflikt programów poszczególnych partii odbija się także na ostatecznym koszcie programu Konfederacji. Pisze o tym prezes Instytutu Misesa, Mikołaj Pisarski, który zauważa, że „tak wysoki koszt wynika z braku bilansowania utraconych wpływów z obniżek podatków analogicznie redukowanymi wydatkami”. Można się łatwo domyślić, że to wolnościowa strona postawiła na stole obniżkę podatków, ale pozostałe ugrupowania nie chciały m.in. zrezygnować z programów socjalnych jak 500+.
Choć Konfederaci krytykują badanie udostępnione przez Pisarskiego, to faktem jest, że nie chcą zlikwidować programu 500+ i motają się m.in. w sprawie handlowych niedziel. Gospodarka nie jest natomiast z gumy i można w niej albo iść drogą wolnościową, albo drogą rozdawnictwa. Pomiędzy jest jedynie kryzys.
W przypadku Konfy tak wysoki koszt wynika z braku bilansowania utraconych wpływów z obniżek podatków analogicznie redukowanymi wydatkami.
W długim okresie oznacza to zadłużenie państwa, spadek tempa wzrostu gospodarczego i ostatecznie konieczność podniesienia podatków. [2/2]
— Mikołaj Pisarski (@MikolajPisarski) September 5, 2023
Innymi słowy: wszystkie znaki na ziemi i niebie pokazują, że formuła, w której Konfederacja się zaczęła, powoli się kończy i w niektórych kwestiach prawicowa koalicja będzie musiała się w końcu określić i wybrać, o który z elektoratów chce zadbać bardziej, bo inaczej może szybko stracić stałych wyborców. W końcu nie można w nieskończoność polegać jedynie na elektoracie buntu i tak żyć od covida do kryzysy uchodźczego, a później czekać na kolejny podobny temat.