26 maja odbyły się wybory parlamentarne w Wenezueli. Korespondenci twierdzą, że w lokalach wyborczych nie było zbyt dużego ruchu. Według sondażu Delphos, frekwencja miała wynieść około 16% na 21 milionów wyborców.
Nic dziwnego, bo specjalnego „wyboru” nie było. Socjalistyczna Partia prezydenta Wenezueli Nicolasa Maduro i tak miała zagwarantowane „miażdżące zwycięstwo”. W niedzielnych wyborach parlamentarnych i regionalnych aresztowano 70 osób, a opozycja wybory zbojkotowała.
Dziesięć miesięcy po sfałszowanych wyborach prezydenckich, rządząca lewica umacnia swoją pozycję. Wyniki wyborów zapewnią partii Nicolasa Maduro bezwzględną większość w Zgromadzeniu Narodowym i niemal na wszystkich stanowiskach gubernatorów.
Wśród 70 osób aresztowanych przed wyborami znalazł się Juan Pablo Guanipa, lider opozycji bliski liderce Marii Corinie Machado. Został aresztowany w piątek i oskarżony o przynależność do „sieci terrorystycznej”, która próbowała „sabotować” wybory.
Odkrywanie „spisków” dotyczyło także zawieszenia połączeń lotniczych z sąsiednią Kolumbią, która miała nasyłać do Wenezueli „najemników” celem destabilizacji kraju przed wyborami. Porządku pilnowało na ulicach 400 000 funkcjonariuszy organów ścigania.
Maduro chciał uniknąć ewentualności zamieszek, które wybuchły po wyborach prezydenckich 28 lipca i doprowadziły do 28 ofiar śmiertelnych i 2400 aresztowań. Od tego czasu wypuszczono na wolność jedynie 1900 osób. Teraz Maduro mógł powiedzieć, że „udało nam się zorganizować wybory bez incydentów i pokonać przemoc”.
W Caracas i na prowincji, w przeciwieństwie do wyborów prezydenckich z 28 lipca, frekwencja w lokalach wyborczych była jednak niewielka. Według wielu analityków opozycji udało się wygrać tylko w dwóch z 24 stanów: Zulii i Nueva Sparcie. Maduro bojkotem się nie przejął i oświadczył: „kiedy wróg wycofuje się z pola walki, my ruszamy naprzód i zajmujemy to pole”…
Obecne wybory mają jednak wpływ na sytuację międzynarodową. Lewicowy rząd zmienił granice okręgów wyborczych, aby wybrać także gubernatora i ośmiu zastępców z Essequibo, bogatego w ropę regionu, który jednak należy do… Gujany i jest przedmiotem sporu sięgającego czasów kolonialnych. Głosowanie odbyło się w mikro-okręgu wyborczym liczącym tylko 21 000 wyborców na granicy z Gujaną. Na obszarze administrowanym przez Georgetown wyborów nie było.
Prezydent Gujany Irfaan Ali uznał takie zmiany i wybór gubernatora za „zagrożenie” dla swojego kraju. Ministerstwo Obrony Gujany oznajmiło, że wzmacnia swoją obecność na granicy. Z kolei Maduro w niedzielę obiecywał „odzyskać” Essequibo „dla ludu”.
Źródło: AFP