Za wizytą Emmanuela Macrona w USA „kryje się kruchy wspólny front europejski” – stwierdza gazeta „Le Figaro”. Dodaje, że francuski prezydent chce pokazać amerykańskiemu odpowiednikowi, że także w „jego interesie leży współpraca z Europejczykami”, co stwierdził sam Macron.
W poniedziałek kilku przywódców Unii Europejskiej udało się do Kijowa, aby okazać swoje „niezachwiane poparcie” dla Ukrainy z okazji trzeciej rocznicy napaści rosyjskiej. Nie ma tam francuskiego przywódcy, który szykuje się do wyjazdu do Waszyngtonu.
Kraje UE próbują jednak stworzyć wspólny front w obliczu negocjacji pokojowych zainicjowanych przez Donalda Trumpa i Władimira Putina. W stolicy Ukrainy pojawili się m.in. Ursula von der Leyen, Antonio Costa, duża część Komisarzy, a także kilku szefów rządów, w tym Hiszpan Pedro Sanchez. Wszyscy zapewniali o „niezachwianym poparciu” dla Ukrainy.
Dodatkowo w Brukseli trwają dyskusje na temat nowego pakietu pomocy wojskowej, którego wartość wynosi co najmniej 6 miliardów euro, ale według niektórych źródeł może wzrosnąć nawet do 20 miliardów. Są też nowe sankcje na Rosję, chociaż to raczej akcja propagandowa, niż realne dokuczenie Moskwie.
Europa musi osiągnąć swoją niezależność od Stanów Zjednoczonych – deklaruje typowany na nowego kanclerza Niemiec szef CDU Friedrich Merz. Podobny cel przyświeca od lat także Macronowi, który już lata temu deklarował „śmierć mózgową NATO”.
Friedrich Merz, oświadczył jeszcze w niedzielę, że „absolutnym priorytetem” jest wzmocnienie europejskiej obronności, aby Stary Kontynent mógł „stopniowo uzyskać niepodległość od Stanów Zjednoczonych”; bo rząd tego kraju „okazuje się w dużej mierze obojętny na los Europy”.
Czy tandem francusko-niemiecki zbliży się do stworzenia „autonomicznej europejskiej zdolności obronnej” jako alternatywie dla NATO? Rozmowy Macrona z Trumpem mogą być próbą podtrzymania więzi transatlantyckich i wybadania intencji USA. Wejście na drogę „europejskiej autonomii” z silnymi militarnie Niemcami, nie musi być do końca korzystne i dla Francuzów.