Strona głównaMagazynMonachium czy Jałta. Przygotujcie się na najgorsze

Monachium czy Jałta. Przygotujcie się na najgorsze

-

- Reklama -

Nieuchronnie zbliża się koniec wojny na Ukrainie. Niezależnie od tego, jak bardzo mocne i patriotyczne hasła będą powtarzali przywódcy tego państwa o nieoddaniu żadnego kawałka ich okupowanego terytorium, wojna albo przerwa w działaniach zbrojnych, albo niestety zakończy się polityczną porażką Kijowa. Nie wiemy tylko jeszcze kiedy. W sytuacji strategicznej przewagi Rosji wynikającej z różnicy potencjału gospodarczego i społecznego na korzyść państwa Władimira Putina jej kierownictwo nie jest skłonne do szybkiego zakończenia działań militarnych.

Rosyjskie warunki

W zeszłym miesiącu prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski przypomniał, jakie warunki postawiła Rosja podczas pierwszych rokowań, dwa tygodnie po jej agresji. Wtedy rosyjskie oddziały atakujące Kijów od północy zostały odparte od stolicy Ukrainy, ale czołówki jej armii atakujące z kierunku wschodniego stanowiły nadal dla miasta potencjalne zagrożenie. Rosjanie, krótko po agresji, podczas rozmów na Białorusi 7 marca 2022 r., za zgodę na zawieszenie broni zażądali: zrzeczenia się Krymu i Donbasu (obwód ługański i doniecki), uznania suwerenności samozwańczych republik w obwodzie donieckim i ługańskim (obecnie już bezprawnie anektowane do Rosji). Armia ukraińska, która na stopie pokojowej liczyła 250 tys. żołnierzy (obecnie liczy ca. 900 tys.), miała być zredukowana do kwoty 50 tys. Lotnictwo miało mieć 55 śmigłowców, flota 4 okręty, a wojska lądowe 300 czołgów.

- Reklama -
1,5 proc. dla Fundacji Najwyższy Czas!

Ukraina miała się zgodzić na wycofanie wszystkich międzynarodowych postępowań wszczętych wobec Rosji po 2014 r. i oczywiście zniesienia wszystkich sankcji nałożonych przez Zachód. To nie były wszystkie warunki. Rosja zażądała od Ukrainy uznania języka rosyjskiego za język urzędowy oraz zniesienia zakazu używania symboliki sowieckiej. Należy jednoznacznie podkreślić, że powyższe warunki nie miały być rekompensowane wycofaniem się wojsk rosyjskich z terenu Ukrainy, czyli z tych terenów, które armia rosyjska aktualnie zajmowała. Ukraina miała się zgodzić na te wszystkie warunki, ale nie za pokój, ale tylko za zawieszenie broni!

Europa Suwerennych Narodów

Warunkiem pokoju, jak wiadomo z innych źródeł, miała być zgoda Kijowa na podział kraju na trzy części. Wschodnia część Ukrainy miała być włączona do Rosji. Dotyczyło to ziem pomiędzy granicą rosyjską a Dnieprem, a na południu poza Dniepr aż do granicy rumuńskiej. W granicach Rosji znalazłyby się największe miasta Ukrainy: Charków i Odessa. Środkową część stanowiłoby jakieś marionetkowe państwo ukraińskie kompletnie zależne od Rosji. Na zachodzie Ukrainy pozostawionoby 5 okręgów, gdzie byłoby wolne państwo ukraińskie, ale ze względu na brak potencjału terytorialnego i ludnościowego, pozbawione byłoby zupełnie większego znaczenia. Jeśli Rosjanie nie wykazują na razie zainteresowania tym najdalej na zachód położonych regionem Ukrainy, to nie dlatego, że jest im obojętny, lecz z tego powodu, że tam mieszkają najbardziej patriotyczni Ukraińcy i dopóki nie spacyfikowaliby wschodniej Ukrainy, a następnie centralnej, zostawiliby zachodnią część tego kraju w spokoju. Do czasu.

- XVI Konferencja Prawicy Wolnościowej -

Dla nas Polaków te warunki coś przypominają. Podczas wojny polsko-bolszewickiej, kiedy bolszewicy znajdowali się na przedpolach Warszawy, zaproponowali następujące warunki pokoju w kwestii militarnej: zredukowanie armii polskiej do 50 tys. żołnierzy, wydanie Armii Czerwonej wszystkich zapasów broni naszego wojska oraz wydzielenie części polskich zapasów broni na uzbrojenie „milicji ludowej” w Polsce. To nie powinno być zaskoczeniem. Bolszewikom, a później Sowietom, a teraz jak widać, postsowieckim Rosjanom, nigdy nie zależało na wygraniu tylko wojny. W tej cywilizacji, którą nadal można nazwać sowiecką, celem było unicestwienie wroga, a wstępem eliminacja jego armii poprzez sprowadzenie jej w pierwszym etapie do karykaturalnych rozmiarów.

Historyczny esej Putina

Celem obecnej wojny także jest unicestwienie wroga, czyli niepodległej Ukrainy. Dla Putina i rosyjskich nacjonalistów ona ma jeszcze jeden aspekt, historyczno-etniczny. Pół roku przed wojną w lipcu 2021 r. Putin opublikował esej pt. О historycznej jedności Rosjan i Ukraińców. To dokument, do którego powinny ciągle wracać wszyscy eksperci i analitycy profesjonalnie zajmujący się Rosją i obecną wojną. W tym dokumencie bardzo wyraźnie nakreślony jest stosunek Rosji do Ukrainy i strategiczne cele oparte na tej relacji. Z tego dokumentu można też z dużym prawdopodobieństwem przewidzieć, jakie będą żądania Rosji w zamian za pokój lub za zawieszenie broni. Na wstępnie Putin oświadcza, że Rosjanie i Ukraińcy to jeden naród. To części tej samej przestrzeni historycznej i duchowej. Potem rozszerza to pojęcie narodowej jedności na trójjedyny naród rosyjski, którzy jego zdaniem tworzą Wielkorusowie (Rosjanie), Ukraińcy i Białorusini, którzy są spadkobiercami Starej Rusi, która była największym państwem w Europie. Wymowa tej konstrukcji jest jasna.

Ukraińcy nie są samodzielnym narodem, więc w ten sposób podważa się ich prawo do samodzielnego państwa, a jednocześnie zaznacza się, że ta wspólnota da im bonus w postaci największego państwa w Europie. Putin skrytykował Związek Sowiecki za sprawy narodowościowe: To radziecka polityka narodowa – zamiast dużego narodu rosyjskiego, trójjedynego narodu złożonego z Wielkorusów, Małorusów i Białorusinów – utrwaliła na szczeblu państwowym zapis o trzech odrębnych narodach słowiańskich: rosyjskim, ukraińskim i białoruskim.  Trójjedyny rosyjski naród to oczywiście absurdalna teza, a sam Putin swoją agresją zrobił dużo, żeby poczucie wspólnoty między oboma narodami bardzo się rozjechało. Prezydent Rosji potem wyjaśnił znaczenie słowa „Ukraina”, które jego zdaniem oznaczają tylko tereny przygraniczne, słowo „Ukrainiec” znaczyło pogranicznik.

Putin zaznaczył też, że lewobrzeżna Ukraina przyłączona do Rosji w wyniku Unii Perejesławskiej w 1654 r. otrzymała nazwę Małorosja, a przyłączone tereny do Rosji na północ od Morza Czarnego, tzw. tereny czarnomorskie nazwano Noworosją. Nie zapomniał też zaznaczyć, że Krym został odebrany Turcji i Tatarom i przyłączony do Rosji w 1783 r. oraz dodał, że przekazanie go przez w 1954 r. przez Rosję Ukrainie zostało dokonane z rażącym naruszeniem obowiązujących wówczas norm prawnych. Według Putina Ukrainę stworzyli nie Ukraińcy, ale władza sowiecka: Tak więc współczesna Ukraina jest w całości dziełem epoki radzieckiej. Wiemy i pamiętamy, że w dużej mierze powstała kosztem historycznej Rosji. Wystarczy porównać, które ziemie zjednoczyły się z państwem rosyjskim w XVII wieku i z jakimi terytoriami Ukraińska Socjalistyczna Republika Radziecka opuściła Związek Radziecki. (…) Jedno jest pewne: Rosja została faktycznie ograbiona. Dlatego uważa też, że rozpad Związku Sowieckiego to największa katastrofa geopolityczna XX wieku i że terytorium Rosji było mniejsze w 1992 r., kiedy ten rozpad nastąpił, niż w 1922 r., kiedy ustanowiono państwo sowieckie. To jest jego teza o ograbieniu. Dalsza część eseju dotyczy spraw współczesnych, z których warto zaznaczyć jedno zdanie: Jestem przekonany, że prawdziwa suwerenność Ukrainy jest możliwa właśnie w partnerstwie z Rosją. Co te słowa prezydenta Rosji oznaczają, nie trzeba chyba tłumaczyć.

Reasumując. Dla Putina Ukraina to nie państwo, tylko przestrzeń geograficzna, konkretnie kresy, a Ukrainiec to Rosjanin. Rosja została ograbiona z terenów, które dawno przyłączyła. Tereny te to nie Ukraina, tylko – jak sama nazwa wskazuje – Rosja (Małorosja, Noworosja), w związku z tym obecna „operacja specjalna”, jak propagandowo Putin nazywa agresję na swojego sąsiada, jest „sprawiedliwością dziejową”, próbą odzyskania utraconych ziem i połączenia się z rodakami, którzy wyniku rozpadu państwa sowieckiego, nagle znaleźli się za granicą.

Monachium czy Jałta

Rewizjonistyczna polityka Rosji przypomina rewizjonistyczną politykę Niemiec przed II WŚ. Adolf Hitler też uważał, że na skutek katastrofy dziejowej Niemcy zostali pokrzywdzeni i rozpoczął politykę przyłączenia rodaków do Rzeszy. Najpierw dokonał przyłączenia Austrii do Niemiec, uważając, że Austriacy to Niemcy. Potem zażądał przyłączenia Kraju Sudetów, czyli przygranicznych terenów Czechosłowacji zamieszkałych przez mniejszość niemiecką. Jak wiadomo, na konferencji w Monachium w 1938 r. otrzymał te tereny za zgodą zachodnich mocarstw. Hitler, jak wiadomo, za każdym razem dawał do zrozumienia, że to są jego ostatnie żądania. Parę miesięcy później okupował część pozostałości Czechosłowacji, tworząc tam swój protektorat. Po paru następnych miesiącach zaatakował Polskę we wrześniu 1939 r. Jaki to na związek z obecną sytuacją?

Putin, jeśli otrzyma tylko część terytoriów, które chce przyłączyć, to będzie Monachium, co oznacza, że będziemy mieli tylko przerwę w wojnie. Jałta z kolei oznacza zupełne zadowolenie agresora, de facto kończące wojnę, a więc zupełne rozczłonkowanie Ukrainy, tak jak to się stało z Czechosłowacją i milczącą zgodę na coraz większe uzależnienie Białorusi, bo tam według retoryki Putina mieszkają Białorusini, czyli członkowie trójjedynego narodu rosyjskiego oraz na wycofanie się wojsk NATO do Europy Zachodniej.

Druga strona

Ukraina oczywiście z niczym się nie zgadza, co napisał prezydent Rosji, ale to nie ona będzie głównym negocjatorem rozmów kończących czy zawieszających wojnę. To będzie Zachód, a przede wszystkim USA, konkretnie prezydent Donald Trump i jest to niedobra wiadomość dla Kijowa. Trump chce zakończyć tę wojnę za wszelką cenę, żeby mieć wolne ręce w sprawie rywalizacji z Chinami i już rozpoczął dyscyplinowanie Ukrainy poprzez zawieszenie pomocy dla niej. Wiadomo też, że Putin, który traktuje tę wojnę jako misję historyczną, zapewne postawi warunki znacznie przekraczające to, co obecnie uzyskał na froncie. Jak daleko Trump zgodzi się na ustępstwa, tego nie wiemy, ale niestety jest to najbardziej prawdopodobny scenariusz. Przeciwnicy Trumpa wskazują, że podczas pierwszej kadencji on był zaskakująco uległy w stosunku do Putina.

Niektórzy mówią to wprost. Jeden Donald oskarżył drugiego Donalda, mówiąc, że jego zależność od rosyjskich służb nie podlega dyskusji i dodał, że amerykańskie służby nie wykluczają, że został wręcz zwerbowany przez rosyjskie służby 30 lat temu. Niezależnie od tego, czy za Trumpem ciągnie się niewygodna przeszłość, USA nie mają dziś takich instrumentów, że zmusić Moskwę do realnych ustępstw, co pokazała nieskuteczność międzynarodowych sankcji nałożonych na Rosję. Jeśli rozmowy przyniosą tylko częściowe zadowolenie Kremla, to będziemy mieli Monachium. Winston Churchill określił kiedyś tam zachowanie zachodnich polityków, mówiąc: Mieli do wyboru wojnę lub hańbę, wybrali hańbę, a wojnę będą mieli także. Na Jałtę się nie zanosi, bo nikt na Zachodzie nie zgodzi się na plany Putina wycofania wojsk NATO z terenów na wschód od Odry i ograniczenie lub wycofanie wojsk USA z Europy. Należy się spodziewać, że będziemy mieli Monachium, czyli przerwę w walce militarnej.

Polska i przyszłość

Uzasadnione są obawy o naszą przyszłość. Pamiętamy, że mieliśmy sojusze z mocarstwami zachodnimi, a mimo to zostaliśmy wystawieni we wrześniu 1939 r. i sprzedani w Jałcie w 1945 r. Obecnie też mamy powiązania z Zachodem. Jesteśmy członkami Unii Europejskiej i NATO, ale to nie jest nasz największy argument. W latach 1939–1945 Zachód mógł porzucić Polskę, ponieważ oddawał cudze. Po 1989 r. Zachód, który zainwestował w Polsce kilkaset mld USD, porzucając Polskę, podjąłby ryzyko utraty swojego zainwestowanego majątku i to wydaje się naszą najsilniejszą bronią w tej złożonej geopolitycznej sytuacji.

Najnowsze