Strona głównaMagazynPogańska religia Słowian palcem na wodzie pisana

Pogańska religia Słowian palcem na wodzie pisana

-

- Reklama -

W ateizującej się Polsce rośnie moda na publikacje odkrywające niechrześcijańskie tradycje narodowe, szczególnie słowiańskie i pogańskie. Wiele mówi ona o uwiądzie nie tylko duchowym, ale i intelektualnym kraju. Nawet maturzysta z lekcji historii powinien wiedzieć, że czegoś takiego jak Polska przedchrześcijańska nie było. Literatura na temat Słowian ma charakter fantastyki naukowej i nie odkrywa ich wierzeń, tylko je wymyśla. O religii Słowian nie wiadomo właściwie nic. Nawet tego, czy w ogóle istniała.

Pierwsza kronika naszych dziejów została napisana dopiero między 1111 r. a 1116 r. przez cudzoziemskiego mnicha zwanego Gallem Anonimem. Z czasów pogańskich Gall zawarł w niej tylko niewielkie wzmianki o gościnie wędrowców u Piasta oracza na postrzyżynach jego syna i o obaleniu księcia Popiela. Wymienił, bez dalszych informacji, imiona trzech potomków Piasta, którzy objęli tron: Siemowita, Leszka i Siemomysła, oraz podał, że syn Siemomysła Mieszko urodził się niewidomy, ale po 7 latach odzyskał wzrok, a gdy przejął władzę, odprawił pogańskie żony, przyjął chrześcijaństwo i poślubił księżniczkę Dobrawę.

- Reklama -
1,5 proc. dla Fundacji Najwyższy Czas!

Druga po Gallu kronika bp Wincentego Kadłubka pochodzi już z 1190–1208 r. Jej autor, chcąc dodać Polakom wielkości, wymyślił bajeczne przedpiastowskie dzieje, w których toczymy epickie boje z Aleksandrem Wielkim czy Juliuszem Cezarem. A jednak Kadłubek nawet jako Polak nie umiał już podać o czasach pogańskich pierwszych Piastów niczego poza zdawkami z kroniki Galla. O pogańskich bogach wspominał w swojej monumentalnej kronice Jan Długosz. Tyle że on pisał 500 lat po chrzcie Mieszka I. Trudno podejrzewać, by jego uwagi były czymś więcej niż tylko jego domysłami.

Europa Suwerennych Narodów

Kronikarska pustka

Z rodzimych źródeł nic się więc nie dowiemy o pogańskim świecie polskich przodków. Już w średniowieczu przepadł on w mrokach niepamięci. Badacze próbują wypełniać tę zupełną pustkę informacjami z kronik cudzoziemskich o religii innych ludów słowiańskich. Problem w tym, że pierwsze kroniki naszych słowiańskich sąsiadów – czeska kronika ks. Kosmasa oraz ruska „Powieść minionych lat” mnicha Nestora powstały dokładnie w tych samych latach, co kronika Galla Anonima i zawartością są niewiele „bogatsze”. Upłynęło już wówczas 250 lat od chrztu Czechów i 130 lat od chrystianizacji Rusi.

Kosmas sięgał pamięcią o przodkach Czechów znacznie dalej niż Gall Anonim i Wincenty Kadłubek o Lechitach. Jednakże i on prawie nic nie wiedział o pogańskiej religii przodków. Pisał wprawdzie, że były pośród nich czarownice i wróżki, których przepowiedniom i obrzędom zabobonnie się oddawali oraz napomknął, że do jego czasów liczni wieśniacy jak poganie czcili źródła, ognie, gaje albo kamienne posążki. Gdy jednak odnosił się do czasów pogańskich, nadawał bogom imiona bogów rzymskich. Być może nie znał już nawet imion bóstw słowiańskich.

Uważana za cenne źródło „Powieść minionych lat” zawiera tylko kilka zdawkowych konkretów – wyrywek o pogrzebowym obyczaju palenia przez Słowian zwłok i składaniu prochów do urn. Wymienia bogów ruskich, na których książę Oleg zaprzysięgał traktat pokojowy (Peruna i Wołosa), którym książę Włodzimierz Wielki stawiał drewniane posągi w Kijowie i którym składał ofiary z dzieci (Peruna, Chorsa, Dadźboga, Strzyboga, Simargła i Mokosza), a które zniszczył po chrzcie świętym (Peruna). Ponadto w niejasnym fragmencie nazywa egipskiego boga Teosta (Hefajstosa) Swarogiem, a jego syna Słońce Dadźbogiem. Imiona wspomnianych bożków pojawiają się jeszcze w poemacie ruskim „Słowo o wyprawie Igora”, ale jest to źródło o niepewnej autentyczności, odkryte w kopii dopiero w XVIII w.

Strzępki z kronik germańskich

Z kronik niesłowiańskich pozostała z VI w. półstronnicowa wzmianka historyka bizantyjskiego Prokopiusza z Cezarei o tym, że naddunajscy Słowianie czczą niewymienionego boga piorunów jako jedynego boga (jednego z bogów?), a oprócz niego rzeki i nimfy oraz oddają się wróżbom. Z XI i XII w. zachowało się kilka fragmentów z kronik niemieckich, dotyczących obyczajów Słowian Zachodnich – Wieletów i Obodrzyców, którzy żyli na terenie dzisiejszej Brandenburgii i Meklemburgii, trwając jako ostatni w pogaństwie do połowy XII w., zanim nie zostali podbici przez Niemców i Duńczyków. Kronika biskupa Merseburga Thietmara z lat 1012-18 podaje o nich krótkie wzmianki, że czcili źródło wodne i mnóstwo bożków. W czasie wojny nosili ich wizerunki, a w czasie wyprawy przeciw Mieszkowi I ok. 990 r. złożyli im w ofierze wziętego do niewoli dowódcę grodu. O pogańskich czasach Polan nadmienia o paleniu zwłok zmarłych i zabijaniu z nimi ich żon. Opisuje krótko znaczącą świątynię bogów wieleckich w Radogoszczy, w tym głównego Swarożyca, i tamtejsze wróżby. Imię Swarożyca jako jednego z bogów Wieletów pojawia się też w liście św. Brunona z Kwerfurtu, krytykującym sojusz z nimi cesarza Henryka II przeciw Polsce.

Najobszerniejsze (o ile to adekwatne słowo) są wzmianki z pisanej w latach 70. XI w. kroniki ks. Adama z Bremy i kontynuującej ją kroniki ks. Helmolda z lat 60. XII w., a więc z czasu ostatecznego podboju i zaniku Słowian Połabskich. Wspominają one o dominującej między Łabą a Odrą świątyni Radogosta w mieście Retra i znajdującym się tam pozłacanym posągu, a także nadmieniają o nieznanych z innych źródeł bożkach Prowe – bogu ziemi starogardzkiej (dziś Szlezwik-Holstein) Siwa – bogini Połabia, Czarnobogu, nie wyjaśniając rangi i roli tych bogów (z wyjątkiem złego Czarnoboga). Potwierdzają ogólne informacje o czczeniu przez Słowian gajów, źródeł, duchów domowych oraz ich wróżbiarstwie i składaniu ofiar ze zwierząt i ludzi. Helmold wspomina też o drugiej po Retrze najważniejszej świątyni Świętowita w Arkonie na Rugii, zdobytej i zniszczonej w 1168 r. przez Duńczyków, co położyło kres ostatniemu pogańskiemu kultowi Słowian. Upadek Arkony został jeszcze uwieczniony w islandzkiej Knytlinga saga oraz dość obszernej relacji z duńskiej kroniki Saxo Grammaticusa. Zawiera ona jedyny bliższy 2-stronnicowy opis drewnianej zdobionej świątyni Świętowita i jego czterogłowego posągu.

Ostatnie wzmianki o kulcie pogańskim pochodzą z trzech XII-wiecznych żywotów św. Ottona z Bambergu, który od 1124 r. chrystianizował pomorze, świeżo podbite dla Polski przez księcia Bolesława Krzywoustego. Żywoty te relacjonują usuwanie przez św. Ottona kultu Trzygłowa ze Szczecina i Wolina. Jest to jedyna nazwa bóstwa, którego kult odnotowany był na terenach, obecnie należących do Polski. Oprócz tego pojawiła się kolejna nazwa bóstwa z Połabia – Jarowita. Kilka czerpiących ze wspólnego zaginionego źródła urywków z kronik arabskich dodaje do tego obrazu informację o rodzaju biesiady przy prochach zmarłego w rocznicę jego śmierci.

Nie wiadomo w zasadzie nic

Na tym w zasadzie wyczerpują się wszelkie źródła pisane na temat religii i obrzędów Słowian. Nie zawierają one żadnych informacji o kosmologii czy teologii Słowian. Nie wymieniają żadnego ich święta religijnego, a krótko opisują jedno i wzmiankują cztery. Podają ledwie cztery ich obyczaje: postrzyżyny chłopców u Polan, palenie zwłok zmarłych i zabijanie ich żon oraz biesiadowanie przy prochach. Zawierają jeden dłuższy i dwa krótkie opisy świątyń, jeden opis świętego dębu. Nie ma w nich praktycznie nic na temat rangi, roli, wzajemnych powiązań i zasięgu kultu różnych bóstw. Prawie wszystkie te relacje dotyczą jednego małego obszaru zamieszkanego przez Słowian Połabskich i tylko z końcowego okresu ich istnienia w XI i XII w. Nie sposób ustalić, na ile stałe w czasie były różne kulty, a na ile zmieniały się przez pokolenia i adaptowały cudze bóstwa i obrzędy, co mogło być powszechną praktyką znaną z pogańskich religii starożytności (szczególnie, że np. Rusowie – założyciele Rusi Kijowskiej, byli skandynawskimi najeźdźcami, którzy podbili Słowian Wschodnich, a z kolei Helmold twierdził, że kult Świętowita był zafałszowanym kultem św. Wita, którego kaplica miała istnieć na Rugii w IX w.).

Nawet imiona różnych słowiańskich bóstw wymieniane w każdym ze szczątkowych źródeł są inne i prawie nie mają ze sobą punktów stycznych. Z 8 imion podawanych w „Powieści lat minionych” dotyczących kultu Rusinów z Kijowa żadne nie pojawia się w kronikach niemieckich traktujących o wymarłych Słowianach Połabskich. Te z kolei podają rozbieżne imiona bożków pogańskich nawet na niewielkim obszarze Połabia, zaś żywoty św. Ottona jeszcze inne dla sąsiedniego Szczecina i Wolina.

Nawet samych tych imion nie możemy być pewni. Są one zafałszowane i to potrójnie (!), chociaż składają się z zaledwie kilku liter. Zapisane są głównie w średniowiecznym alfabecie łacińskim, którego litery nie oddają wszystkich dźwięków języków słowiańskich, przez autorów germańskich, którzy jako cudzoziemcy zniekształcali mowę Słowian. Na dodatek w różnych rękopisach różnią się zapisem literowym. Polskie brzmienia tych imion są tylko rekonstrukcją dopasowującą rozbieżne i nieścisłe zapisy łacińskie do naszego języka.

Naszą wiedzę w małym stopniu uzupełniają badania archeologiczne, odkrywające szczątki miejsc kultu, narzędzi, ubrań. Nie powiedzą one prawie nic o treści wierzeń i rytuałów. Nawet na polu archeologii odkrycia na temat kultu Słowian są znikome. Spośród dwóch opisanych w kronikach świątyń połabskich Radogoszcz w ogóle nie została zlokalizowana. Klif, na którym stała świątynia w Arkonie, został zaś pochłonięty przez morze bałtyckie. Na górze Ślęża pod Wrocławiem, o której Thietmar w dwóch zdaniach podał, że była miejscem pogańskich obrzędów, prace archeologiczne niewiele odkryły. Na Łysej Górze w górach świętokrzyskich, która w Polsce uchodzi (bez żadnych źródeł) za drugie miejsce dawnych kultów słowiańskich, nie znaleziono żadnych ich jasnych śladów. Archeologia dysponuje zaledwie dwoma dużymi podniszczonymi drewnianymi posągami słowiańskich bożków połabskich oraz jednym kamiennym posągiem zbruckim z Ukrainy, którego autentyczność i pochodzenie są sporne.

Wyrób wiedzo-podobny

Jakim więc cudem powstają publikacje traktujące o mitologii, obrzędach, świętach, demonologii Słowian – o rzekomej pradawnej rodzimej tradycji? Badania religii Słowian wynalazły wypełniacz źródłowej pustki w postaci metody językowo-porównawczej oraz etnografii. Pierwsza z nich opiera się na założeniu, że wszystkie ludy indoeuropejskie rozproszone od Atlantyku po Indie, łączyła w czasach prehistorycznych na stepach Azji wspólnota nie tylko językowa, ale i religijna i że wierzenia Słowian można odtworzyć, porównując słownictwo odnoszące się do ich religii i obrzędów z innymi językami i religiami indoeuropejskimi. Szkopuł w tym, że o samych Praindoeuropejczykach też nic nie wiadomo, a religie Celtów, Germanów, Rzymian i Greków, Persji oraz Indii nie są ze sobą zgodne tak jak ich mitologie. Materiał do porównania stanowi zaś głównie kilkanaście pozbawionych treści imion słowiańskich bożków – prawie w całości jednoźródłowych, niepewnych co do autentyczności i zniekształconych w brzmieniu.

W zależności od fantazji i zamiłowań mitologicznych badacza, można sobie swobodnie dopasowywać strzępki danych o Słowianach do dowolnej z różnych religii starożytności. Miłośnik Greków i Rzymian może dopatrzyć się w imieniu Peruna – władcy piorunów słowiańskiego odpowiednika Zeusa – króla bogów, a pasjonat skandynawskich opowiadań albo komiksów o Avengersach równie dobrze widzieć w nim Thora syna Odyna, zaś religię Słowian jako analogiczną do sąsiednich Germanów. Zły Czarnobóg z kroniki Helmolda może wraz z domniemanym przeciwnym mu „Białobogiem” tworzyć słowiański manichejski dualizm dobra i zła zbliżony do wierzeń perskich. A wzmianka Prokopiusza z Cezarei o kulcie wśród Słowian tylko jednego naczelnego boga piorunów służyć za dowód, że byli pół-monoteistami. Za niejasną wypowiedzią Nestora można dojść do wniosku, że egipski bóg słońca Helios to Dadźbog, a za podobieństwem imienia Chorsa do perskiego słowa xores – słońce, że to on był Heliosem. Może pod świętym dębem Wieleci sprawowali sądy w imieniu boga Prowe, a może Helmold w kronice źle zapisał i chodziło o sądy w imieniu prawa i żadnego boga Prowe nie było. Może z kilku różnych zapisów imienia bogini Połabia najbliższy właściwemu brzmieniu jest Siwe (może to odpowiednik hinduskiego Sziwy?), a może Synna (prawie jak islamska sunna).

Równie twórcza jest druga metoda – etnograficzna. Wychodzi ona z założenia, że religia Słowian przetrwała w wierzeniach, bajkach i obrzędach prostego ludu i można ją odtworzyć, zgłębiając kulturę słowiańskich wsi. Problem w tym, że kronikarze nie interesowali się życiem chłopów aż do oświecenia i mało notowali na jego temat. Pamięć o słowiańskich bożkach zatarła się u wykształconych i oczytanych kronikarzy już w średniowieczu. Jakim cudem miałaby przetrwać u niepiśmiennych chłopów prawie tysiąc lat. Skąd przekonanie, że kultura ludowa to pozostałość religii Słowian, a nie ukształtowana po chrystianizacji zwyczajna obrzędowość rolna, rozbudowująca chrześcijańskie święta o świeckie tradycje. Aby to naukowo ocenić, trzeba by ją porównać z wcześniejszą religią Słowian.

A ta właśnie jest zupełnie nieznana. Nawet nie wiadomo, czy w ogóle istniała, czy tylko każdy gród i szczep wyznawał na swój sposób własnych bożków. Metoda etnograficznego poznania religii Słowian przypomina wyciąganie się samemu z bagna za własne włosy. Nie ma punktu podparcia dla założenia, na którym się w całości buduje. Odkrywa przedchrześcijańskie korzenie obyczajowości ludowej, nie dlatego że one są przedchrześcijańskie, tylko dlatego że z góry je za takie uznaje.

Wymyślanie pogańskiego pochodzenia chrześcijańskim świętom

Nie jest to jednak tylko nieszkodliwa, daremna próba poznania. To etnograficzne odkrywanie dawnego pogaństwa ma toksyczny wpływ na powszechną świadomość Polaków. Od dłuższego czasu rozpowszechnia jako rzekomo naukową wiedzę fałszywe przekonanie, że chrześcijańskie święta, to schrystianizowane przez Kościół pradawne pogańskie święta Słowian. Co prawda trzeba reprezentować poziom umysłowy neo-pogańskiego posła PO M. Józefaciuka, żeby twierdzić, że Boże Narodzenie (obchodzone w Kościele 25 grudnia od co najmniej IV w.) zostało zapożyczone od Słowian, których istnienie chrześcijańscy kronikarze jednoznacznie zauważyli dopiero w VI w.

Niemniej niektórzy, wraz z Magdaleną Środą, są przekonani, że dzień św. Jana, to schrystianizowana pogańska noc Kupały. Wprawdzie żadne źródła nie mówią nic o istnieniu jakiegokolwiek Kupały ani w ogóle nie zapisały żadnego pogańskiego święta Słowian. Nawet badacze religii Słowian podają, że bożek Kupała to wymysł XVII-wiecznych pisarzy, którzy przeinaczyli ludowy obrzęd kupałów, czyli kąpieli w czas św. Jana Chrzciciela. Zarazem jednak nie wiadomo, w oparciu o co twierdzą, że te kąpiele mają prawdopodobnie przedchrześcijańskie pochodzenie, chociaż prędzej należałoby podejrzewać, że to po prostu ludowa zabawa nawiązująca do chrztów, jakich udzielał Jan Chrzciciel w Jordanie.

Już natomiast mnóstwo chrześcijan zaczęło wierzyć, że Dzień Wszystkich Świętych to zastąpiony przez Kościół słowiański kult zmarłych, czyli uwiecznione przez A. Mickiewicza białoruskie dziady. Tymczasem kult świętych męczenników rozwijał się jeszcze wśród pierwszych chrześcijan. Święto Wszystkich Świętych zostało w kalendarzu liturgicznym wyznaczone na 1 listopada we wczesnym średniowieczu, kiedy w Rzymie zapewne nawet nie wiedziano o istnieniu jakiejś Rusi. Skądinąd po co Kościół Rzymski miałby wprowadzać powszechne święto, żeby chrystianizować obrzędy odległych pogańskich Rusów, skoro przyjęli oni dopiero w X wieku chrześcijaństwo w obrządku greckim, a nie rzymskim. Tymczasem akurat u prawosławnych nie ma 1 listopada Dnia Wszystkich Świętych. Thietmar w kronice pisanej do 1018 r. ze wstrętem wzmiankował o pogańskich kultach sąsiednich Słowian. Do głowy by mu nie przyszło, że kilka razy wspomniany przez niego Dzień Wszystkich Świętych, który obchodził 1 listopada, to tylko słowiańskie Dziady, zapożyczone z Rusi. Niestety Thietmar nie czerpał wiedzy od współczesnych etnografów, więc nie znał naukowych faktów.

Neopogańska pseudotradycja

Źródłowe strzępki nie dają szans na naukowe poznanie Prasłowian. Wystarczą jednak do tworzenia dla potrzeb zblazowanego wykorzenionego post-Polaka publikacji z pogranicza fantastyki naukowej albo zgoła komiksów. Pozwalają wychowanemu na hollywoodzkich produkcjach poczuć, że poznaje rodzimą wersję filmowego Herkulesa albo Thora. Jak się taki historyczny ignorant zapasjonuje „pradawną rodzimą tradycją”, to może za radą Magdaleny Środy w ramach „przeżycia duchowego” wyjedzie w wolny weekend z grupką korpoludków poza wielkomiejski beton do lasu. Tam w „noc kupały”, skacząc przez ognisko i pływając w rzeczce jako odrodzony Słowianin, złoży za pośrednictwem feministycznej kapłanki czarownicy w ofierze Swarożycowi albo Perunowi sałatkę wegańską zamiast preferowanej dawniej przez „bogów” krwi cieląt lub dzieci. A nawet, napaliwszy trawki, wywróży sobie z oparów jakąś strzygę albo wywoła z lasu rusałkę.

Najnowsze