Ciągle częściowe wyniki przedterminowych wyborów parlamentarnych w Islandii wskazują na wygraną socjaldemokratów. Do udziału w wyborach było upoważnionych 268 tys. obywateli wyspy. Tematami kampanii było zaniepokojenie inflacją i malejącą siłą nabywczą mieszkańców, a także tematy mieszkalnictwa i opieki zdrowotnej.
Po przeliczeniu prawie wszystkich już głosów, wybory wygrał Sojusz Socjaldemokratyczny, na którego czele stoi Kristrun Frostadottir. Jej partia otrzymała 20,8% głosów. Socjaldemokraci podwoili swój wynik z wyborów w 2021 r.
„Nastąpią zmiany w zarządzaniu krajem. To oczywiste” – zareagowała Frostadottir na pierwsze wyniki. Formacja obecnie rządzącego premiera Bjarniego Benediktssona, czyli Partia Niepodległości (konserwatywna), depcze jednak po piętach socjaldemokratom i estymacje mówią, że może liczyć na 19,4% głosów. Partia Liberalno-Reformatorska ma trzecie miejsce i wynik 15,8%.
Premier Benediktsson ogłosił w połowie października dymisję rządu złożonego z jego partii, ruchu Lewicy i Zielonych oraz z Partii Postępu (centroprawicy). Dymisję wywołały podziały wewnątrz koalicji wokół tematów polityki zagranicznej, azylowej, czy energetyki.
Wielkim przegranym obecnych wyborów może być Lewica i Zieloni, którzy jak wskazują wyniki, stracą wszystkie mandaty i z wynikiem 2,4% nie wejdą do parlamentu. Zdaniem Olafura Hardarsona, profesora nauk politycznych na Uniwersytecie Islandzkim, kraj czeka prawdopodobna centrolewicowa koalicja socjaldemokratów z liberałami, uzupełniona jakąś mniejszą formacją o podobnym profilu.
W Islandii od czasu kryzysu finansowego w 2008 r., który mocno uderzył w zadłużone islandzkie banki, kolejne rządzące partie nie są w stanie poprawić sytuacji. W ciągu ostatnich 15 lat wyborcy byli niezwykle krytyczni wobec kolejnych swoich rządów i „głosowali przeciwko nim we wszystkich wyborach z wyjątkiem jednego” – wyjaśniał prof. Hardarson.
Źródło: AFP