Chiny są oskarżane przez kraje europejskie o „nieuczciwą konkurencję” w produkcji pojazdów elektrycznych. Jednak poza dotowaniem tej gałęzi motoryzacji, Pekin po prostu zabrał się za „elektromobilność” wcześniej i wyroby firm chińskich, nawet z „karnymi cłami”, są konkurencyjne wobec aut europejskich tego segmentu.
Zresztą trzeba dodać, że tzw. „europejska produkcja” i tak w dużej mierze bazuje na podzespołach sprowadzanych właśnie z Chin. Jednak chińskie pojazdy elektryczne eksportowane do krajów UE będą droższe, bo we wtorek 29 października Komisja Europejska przyjęła rozporządzenie ustanawiające dodatkowe cła na samochody elektryczne „made in China”.
Oficjalnie Bruksela tłumaczy to „nieuczciwą konkurencją”. Do tej pory chińskie „elektryki” były i tak obłożone 10 proc. cłem. Teraz doliczą jeszcze do 35 proc. dodatkowej opłaty. Decyzja KE ma zostać opublikowana w Dzienniku Urzędowym UE w środę i wejść w życie już w najbliższy czwartek 31 października.
Wątpliwe jednak, by taka polityka powstrzymała degrengoladę europejskiej motoryzacji. Planowany zakaz rejestracji nowych aut spalinowych po 2035 roku i przymusowe przejście na „elektromobilność” niszczy tradycyjne koncerny i ich rentowność.
Transformacja okazuje się zbyt kosztowna. Volvo ogłosiło rezygnację z przejścia na pojazdy wyłącznie elektryczne już od 2030 r. Volkswagen zmaga się ze skutkami przyjęcia strategii przejścia na pojazdy elektryczne, bo w ciągu pierwszego kwartału tego roku sprzedaż samochodów na baterię spadła w Europie o 25 proc. Skutkiem są zwolnienia i plany zamykania kolejnych fabryk koncernu. Podobnie jest i u innych.
Jak pisał niedawno na łamach PCH24, Łukasz Warzecha: „ludzie chcą jeździć wydajnymi, wygodnymi samochodami z napędem spalinowym – czy to z tradycyjnymi silnikami, czy hybrydami – ponieważ najzwyczajniej nie wymyślono dotąd napędu, który byłby równie efektywny z punktu widzenia wielu czynników: zasięgu, szybkości „ładowania”, dostarczania energii. W warunkach rynkowych samochody na baterię miałyby oczywiście swoje miejsce, ale byłyby to nisze, nie główny nurt. Domagać się należy całkowitego skasowania regulacji, powstrzymujących inwestycje w silniki spalinowe – nie tylko zakazu z datą 2035, ale także kolejnych absurdalnie wyśrubowanych norm emisji, których wpływ na cokolwiek w sferze klimatu jest zerowy”.
Źródło: France Info/ PCH24