Wolnościowy publicysta Radosław Piwowarczyk w najnowszym nagraniu, które zamieścił na swoim kanale YouTube, odnosi się do kwestii związków partnerskich, które być może niedługo zostaną wprowadzone nad Wisłą. Dziennikarz zwraca uwagę na to, że gdyby nie państwowe regulacje, to takie związki nie byłyby potrzebne.
– Naszym homofobicznym krajem wstrząsnęła awantura, który wynikła z tego, że nasi umiłowani przywódcy postanowili wprowadzić tutaj związki partnerskie. No, pojawił się projekt rządowy, tylko okazało się, że to nie jest projekt całego rządu, bo PSL położył się Rejtanem, powiedział 'no pasaran’, 'to nie przejdzie’, 'nie na naszej zmianie’ i zaczęły się twarde negocjacje, bo co prawda PSL powiedział twardo, że na ten projekt się nie zgodzi, ale jednocześnie powiedział, że jest gotowy na negocjacje – naświetla sytuację Piwowarczyk.
Publicysta wyjaśnił, że „przekładając z politycznego na polski, trzeba zauważyć, że po prostu trwa dyskusja, co w zamian za to PSL może dostać”. Sytuacja nie jest przesądzona, ale Piwowarczyk stwierdza, że „wprowadzenie związków partnerskich jest szczególnie blisko w naszym umęczonym kraju, tak blisko, jak jeszcze nigdy”.
Dziennikarz stwierdza, że związki partnerskie, które chcą wprowadzić rządzący, będą „formą upośledzonego małżeństwa”. Czytając projekt ustawy, publicysta zauważa, że jest ona związana z ochroną takich związków przed państwowymi regulacjami – np. związanymi z kodeksem pracy.
– Gdyby państwo tego nie regulowało, gdyby wyp***ć do kosza cały kodeks pracy, gdyby zlikwidować podatek dochodowy – żaden z tych problemów by nie istniał – uważa Piwowarczyk.
To samo dotyczy m.in. możliwości dziedziczenia po sobie. Piwowarczyk stwierdza, że są to znów „jakieś problemy, które każdy powinien sam jakąś umową z partnerem na przykład rozwiązywać”, a „państwo w ogóle żadnych takich świadczeń nie powinno wypłacać”.
Poza tym Piwowarczyk uważa, że wprowadzenie związków partnerskich to pierwszy krok to legalizacji w Polsce małżeństw tej samej płci, co mają sugerować sami ustawodawcy w uzasadnieniu, wskazując, że w innych państwach taka właśnie była kolej rzeczy.
– Widzimy w jakim kierunku zmierza ten projekt. To jest to, co wielokrotnie mówiły osoby sprzeciwiające się związkom partnerskim, że nie chodzi o żadne związki partnerskie, nie chodzi o odwiedzanie się w szpitalach, ale o to, że jest to noga wstawiona w drzwi, pierwszy punkt, który ma pozwolić na szersze otwarcie tych drzwi przed środowiskami LGBT. Dalej będą szły kolejne postulaty (…) nie można przed nimi ustąpić – podkreślił Piwowarczyk.
Zdaniem publicysty jedyną poważną różnicą między proponowaną formą związków partnerskich a małżeństwem jest „brak możliwość adopcji oraz przysposobienia dziecka”. – To jest jedyna fundamentalna różnica jaką znajdujemy w obecnym projekcie względem małżeństwa – stwierdza.
Dalej publicysta mówi: – W przypadku związków partnerskich jest taka fałszywa narracja, że oto zwiększany jest tutaj poziom wolności, że chodzi tylko o to, żeby ułatwić ludziom życie i jak można się temu sprzeciwiać. No, ale jak już uprzednio wykazałem i wykazali to sami projektodawcy w uzasadnieniu, wszystkie problemy, które ma rozwiązywać wprowadzenie związków partnerskich, są generowane przez państwo.
Piwowarczyk stwierdza więc, że „państwo mogłoby tych problemów nie generować i żadne związki nie byłyby potrzebne”.
– Państwo w ogóle nie powinno wtrącać się do tego, kto z kim żyje, w jakiej pozostaje relacji. Jeżeli ktoś chce, może sobie taką umowę u notariusza, czy gdzieś indziej sporządzić i taka umowa powinna być co najwyżej przez państwo respektowana. A więc nie trzeba wprowadzać związków partnerskich pod rzekomym pozorem dyskryminowania osób, które nie chcą zawierać małżeństwa, ale trzeba zlikwidować także małżeństwa państwowe, małżeństwa zawierane prze urzędnikiem – mówi wolnościowy dziennikarz.