Mocny wpis Łukasza Warzechy. Publicysta zwrócił uwagę na problem marnowania pieniędzy podatników na ideologiczne projekty. Jego zdaniem „wszystko to powinno być najwyżej załatwiane w ramach wizyty u psychiatry na NFZ. A jeszcze lepiej – prywatnie”.
Pretekstem popełnienia wpisu stała się postać Anouk Herman. Kobieta, przedstawiająca się jako niebinarne „autorze” i „Katowiańcze” pracuje na… Uniwersytecie Śląskim.
„Katowiańcze, autotrze. Debiutowało książką poetycką »right into pod tramwaj« (2022). Interesuje się ekofeminizmem oraz zagadnieniami queerowości i dziewczyńskości. Codziennie dokarmia lokalne stado wygłodniałych gołębi – kocha wszystkie zwierzątka, choć najmocniej myszy i koty. Szczęśliwa liczba: 27” – przedstawia się Herman.
„Pracujesz na Uniwersytecie Śląskim. Czy uczelnia to inkluzywne miejsce?” – pytano Herman w rozmowie z „Vouge”.
„Nie jest idealnie, ale świadomość ludzi się zmienia. Na naszej uczelni wprowadzono m.in. »plan równości płci«, niektóre wykładowczynie i wykładowcy pytają o zaimki, przyznawane są środki na zajmowanie się kwestiami płci.
Coraz więcej osób, które przychodzą się do nas uczyć, ma podejście feministyczne i inkluzywne, więc siłą rzeczy uniwersytet musi za nimi nadążyć. Hierarchiczna struktura musi odejść w niepamięć” – czytamy.
„Mówię to jednak z uprzywilejowanej pozycji, bo zajmuję się gender studies, więc trafiają do mnie osoby obeznane w temacie” – dodała.
W rozmowie padło także pytanie, „czym jest feminizm dla osób, które przychodzą do ciebie na zajęcia?”.
„Rok temu broniłom pracy magisterskiej, więc osoby studiujące są zaledwie rok-dwa młodsze ode mnie. A już widzę różnicę między moim rocznikiem a nimi. To są osoby oczytane w literaturze feministycznej, w krytyce feministycznej, w teorii gender. Nie muszę im tłumaczyć, że feminizm jest okej. Są na zupełnie innym etapie.
Zmieniło się też nachylenie feminizmu – to nie jest już feminizm liberalny, tylko socjalny czy marksistowski” – przyznała Herman.
W „dorobku” Herman znalazły się następujące tytuły:
- „O dziewczyńskości wiedźmy na podstawie «Szkoły czarownic»”
- „«Praca we krwi». O języku podmiotu kobiecego i podmiotu zwierzęcego w «Mateczniku» Małgorzaty Lebdy”
- „Ciemnoekologiczna niebinarność na przykładach z poezji Łukasza Kaźmierczaka/Łucji Kuttig”
- „365 drzew. Transmedialny performans ekofeministyczny”.
W krótkim wpisie Warzecha ostro podsumował to, co dzieje się na Uniwersytecie Śląskim i w wielu instytucjach finansowanych z pieniędzy podatników.
„I my wszyscy płacimy na te brednie. Na te dżender srender na uniwersytetach, na różne wystawy, publikacje i inne podobne rzeczy, podczas gdy wszystko to powinno być najwyżej załatwiane w ramach wizyt u psychiatry na NFZ. A jeszcze lepiej – prywatnie” – skwitował publicysta.
I my wszyscy płacimy na te brednie. Na te dżender srender na uniwersytetach, na różne wystawy, publikacje i inne podobne rzeczy, podczas gdy wszystko to powinno być najwyżej załatwiane w ramach wizyt u psychiatry na NFZ. A jeszcze lepiej – prywatnie. pic.twitter.com/qSdaDnVKfW
— Łukasz Warzecha (@lkwarzecha) October 19, 2024