Rząd Donalda Tuska chciał stworzyć ukraiński legion, ale okazało się, że nie ma chętnych. Mieszkający w Polsce Ukraińcy nie chcą jechać na front.
W lipcu premier Donald Tusk i prezydent Wołodymyr Zełenski podpisali dokument o wzajemnej pomocy. Wówczas zapowiedziano stworzenie ukraińskiego legionu w Polsce. Zdaniem polityków Konfederacji takie działanie było złamaniem Konstytucji, a formowanie obcych wojsk na polskim terytorium może być równoznaczne z wejściem w wojnę. Jednak premier Tusk miał to wszystko gdzieś.
– Umówiliśmy się na sformowanie i szkolenie na terenie Polski ukraińskiego legionu; będzie to nowa formacja złożona z ochotników – mówił Zełenski. – Każdy obywatel Ukrainy, który zdecyduje się zaciągnąć do Legionu, będzie mógł podpisać kontrakt z Siłami Zbrojnymi Ukrainy – dodała ukraińska głowa państwa.
Minęło kilka miesięcy i wydaje się, że nic się w tej sprawie nie ruszyło. Na szczęście. Pojawił się już komentarz wicepremiera i szefa MON Władysława Kosiniaka-Kamysza w tym temacie.
– Nie odpowiadamy za rekrutację. Liczba osób, która się miała zgłosić ze strony ukraińskiej jest jednak za mała. Te deklaracje na początku były bardzo wysokie – że może być sformowana nawet jedna brygada – to jest kilka tysięcy osób. Tak się jednak nie stało – powiedział szef ludowców w rozmowie z portalem „Wirtualna Polska”.
Jednocześnie Kosiniak-Kamysz przypomniał, że Polska do tej pory wyszkoliła 20 tys. ukraińskich żołnierzy.