„W ogóle mi się to nie podobało” – tak skomentował ceremonię Guy Drut, złoty medalista igrzysk olimpijskich w biegach przez płotki, obecnie członek MKOl i były deputowany oraz minister sportu Francji. Guy Drut był gościem programu „Bienvenue aux Jeux” i proponował tam, by o „pierwszej części ceremonii zapomnieć”.
„Mam wielu przyjaciół, którzy wyszli przed końcem” – mówił b. minister i dodał, że spektakl go „nie poruszył”. Oburzenie otwarciem ywrażało wiele frnacuskich osobistości, także polityków. Nawet skrajnie lewicowy przywódca partii „Zbuntowana Francja”, czyli Jean-Luc Melenchon miał obiekcje i pisał, że chociaż jest „laikardem” to takie drażnienie chrześcijan uważa za nieładne.
Podobnie Alain Finkielkraut, francuski filozof, przez lata bliski ruchowi lewicowemu związanemu z majem 1968, syjonista i kawaler Orderu Legii Honorowej roraz jeden z 40 członków Akademii Francuskiej. Ten stwierdził, że „podczas ceremonii otwarcia igrzysk olimpijskich francuski geniusz rzucał się w oczy swoją… nieobecnością”. Dodał, że był to „groteskowy spektakl, który od drag queens (…) po ścięcie Marii Antoniny, obnażył wszystkie stereotypy”. Mówił o „obsceniczności” i „konformizmie” ceremonii, która przebiła… Festiwal Eurowizji.
W mediach francuskich pojawiły się też takie tytuły jak „Kicz”, czy „Katastrofa”. „Le Figaro” pisało, że „ceremonia otwarcia igrzysk olimpijskich uczciła wszystko…, z wyjątkiem samej Francji”. Przeżywanie otwarcia ciągle trwa, ale ciekawe jak wypadnie „zamknięcie”?
Ceremonii broni jednak mocno prezydent Emmanuel Macron. Portal „Atlantico” twierdzi, że impreza była „ucieleśnieniem ambicji Macrona”, aż do prezentacji „członków społeczności LGBTQ+” i po prostu „wielu obywateli nie docenia wizji swojego prezydenta”. Lewic nie podoba się „globalizm”, prawicy „różnorodność i nowoczesność”, więc wychodzi na to, że Macron wspiera „centrum”.
Źródło: Le Figaro