Na swoich social mediach w opisie daję: „Czerwona Pigułka – bierzesz na własną odpowiedzialność”. Wypada się więc wytłumaczyć, czego dilowaniem radośnie zajmuję się w Internecie. Oczywiście pierwsze skojarzenie odnosi się do Matrixa, filmu braci (obecnie chyba sióstr) Wachowskich. Czerwona Pigułka to wybór spojrzenia poza społeczne programowanie na relacje międzyludzkie takie, jakie one są.
Ponieważ każdy z nas instynktownie i podświadomie kombinuje, jak rozwiązać swoje problemy reprodukcyjne (racjonalizacja tego procesu prowadzi do wręcz przeciwnych rezultatów), to najbardziej rozpoznawalnym tematem pigularzy są relacje między kobietami i mężczyznami. Od razu muszę zaznaczyć, że Czerwona Pigułka to nie ideologia. To prakseologia. Pigularze nie mają dogmatów. Mają obserwacje. Mają swoich inżynierów, którzy poszli w teren, zebrali dane i porównali notatki. Szukali schematów i tego, co działa. Tego, co prowadzi do pożądanego rezultatu.
PUA, czyli artyści podrywu, byli pierwszymi, którzy dostarczyli danych. Za nimi znajdują się prace psychologów ewolucyjnych. Tak, tak, wiem – korelacja to nie przyczynowość, badania są w większości niereplikowalne na zbyt małej próbie, a poza tym zostały obalone (tylko za każdym razem poprzez majstrowanie przy definicjach czy też przedstawienie innego pochodzenia mechanizmu). Tyle tylko, że to… działa.
Czerwona Pigułka nie ułoży Ci życia i nie da odpowiedzi na sens wszystkiego, ale za to wyposaży Cię w mapę, jak nawigować w świecie relacji. Życie to nie bieg na czas, a raczej na orientację, i najwyżej możesz tutaj znaleźć ogólny kierunek. Po zażyciu Czerwonej Pigułki świat stanie się mniej bajkowy, mniej magiczny, ale na pewno bardziej ciekawy, a przede wszystkim – zrozumiały. Wydaje mi się też, że zrozumienie jest najlepszym zabezpieczeniem przed rozczarowaniami, które faktycznie mogłyby prowadzić Cię do nienawiści.
Czerwona Pigułka przekłada się na całość Twoich interakcji ze światem, ponieważ jest to temat dużo głębszy niż to, jak poderwać dziewczynę. To temat, jak ułożyć sobie życie bez gonienia w kółko za własnym ogonem, próbując zasłużyć na szacunek ludzi, których do końca nie lubimy, a wraz z rosnącymi rozczarowaniami zaczynamy nawet trochę nimi gardzić. Wchodząc za Alicją do króliczej nory, przekonujesz się, że świat jest inny, niż się wydawał. Że kobiety – oraz szerzej społeczeństwo – zarządzały Tobą, warunkując swoją akceptację dla Ciebie od podporządkowania się ich oczekiwaniom. Pytanie o wzajemność w relacji (nie tylko romantycznej) zbywane było wywoływaniem uczucia wstydu i oskarżeniem o egoizm. To z kolei miało Cię czynić niegodnym tej jedynej, której znalezienie dopełniałoby Cię jako człowieka i byłoby ostatecznym spełnieniem Twojej ziemskiej egzystencji.
Mit tej jedynej, porozumienie dusz, piorun z jasnego nieba – to fałszywa nadzieja. Jak powiedział Rick Sanchez, główny bohater kreskówki Rick i Morty (dla dorosłych, żeby nie było), miłość to tylko chemiczna reakcja, która powoduje zwierzętami, aby się rozmnażały. Uderza mocno, aby później powoli zanikać, pozostawiając ludzi w rozpadającym się małżeństwie. Na tę drugą część jego wypowiedzi masz większą szansę, jeśli chcesz pozostać nieświadomym i żyć pięknym kłamstwem. Tak więc miłość idealna nie istnieje. To smok, którego gonienie prowadzi wielu do zmarnowania sobie życia, bardzo często ładując mężczyzn w ideologię cierpiętnictwa i poświęcania się dla wszystkich, bo to jest właśnie to, co mężczyźni robili i powinni robić.
Swoją drogą, najbardziej wrogo do Czerwonej Pigułki nastawione się nie kobiety, a właśnie tacy mężczyźni. Co istnieje? Zakochanie jako właśnie chemiczna reakcja na określone bodźce, które nie jest ślepą siłą. Miłość, która nie jest siłą magiczną, bezwarunkową, a opiera się na wspólnym doświadczeniu, warunkowaniu, a także wzajemnej zależności. To brzmi najstraszniej dla zwolenników magii, ale do miłości dosłownie wzajemnie się tresujemy, a sam proces tresury na dobrą sprawę nie kończy się nigdy. Musisz pamiętać, że ewolucyjnie kobiety i mężczyźni kochają inaczej. Miłość mężczyzny jest dużo bardziej idealistyczna, zaś kobiety – oportunistyczna. Wiem, zabrzmiało strasznie, ale pomyśl, jak to wyglądało z perspektywy naszych przodków.
Każdy, kto bawił się w kształtowanie swojej sylwetki, wie, że nasz organizm chętniej pozbywa się tkanki mięśniowej niż tłuszczowej. To powinno nam mówić, że w perspektywie ewolucyjnej większym zagrożeniem od drapieżników był dla nas głód. Nasze kobiety, będąc w ciąży, mają zwiększone zapotrzebowanie na kalorie, a jednocześnie ograniczoną możliwość ich zdobywania. O możliwości obrony samej siebie przed drapieżnikami i innymi takimi nie wspomnę. Tak więc natura ukształtowała nasze Panie jako bardziej wybredne. Ta cecha ma nawet swoje specjalne określenie – ludzkie kobiety, jeśli chodzi o wybór partnera, są hipergamiczne, to znaczy – wybredne zainteresowane osobnikami wzwyż od nich w hierarchii dominacji.
Genetycy donoszą z kolei, że mamy dwukrotnie mniej przodków męskich niż żeńskich. To znaczy, że jako mężczyzna miałeś albo dwoje dzieci, albo w ogóle. Albo harem, albo zostawałeś z niczym. Mężczyźni ewoluowali w warunkach dużego ryzyka i dużej nagrody, kobiety – wolniej jedziesz, dalej dojedziesz. Żadna z płci nie kocha lepiej ani gorzej. Każda kocha we właściwy sobie sposób, a to wszystko ma uzasadnienie ewolucyjne. Bez tego byśmy nie przetrwali, a tym bardziej nie wyewoluowali w najbardziej cwany na tej planecie gatunek.
Autor napisał książkę o relacjach damsko-męskich pt. „Red Pill. Samiec Alfa musi wrócić”, która jest już dostępna w przedsprzedaży w naszej księgarni sklep-niezalezna.pl. Kliknij w zdjęcie i sprawdź szczegóły!