W sobotę w Sejmie odbyła się konferencja dotycząca prawdy o tzw. zmianach klimatu. Mimo wcześniejszych zapowiedzi, nie pojawiła się na niej minister klimatu Urszula Zielińska. Jednym z uczestników był natomiast redaktor naczelny „Najwyższego CZAS!”-u Tomasz Sommer.
Konferencja pod hasłem „Zmiany klimatu. Polityka a nauka” została zorganizowana w ramach posiedzenia Parlamentarnego Zespołu ds. Gwarancji Własności i Wolności Gospodarczej Polaków.
Tomasz Sommer zwrócił uwagę na rozmaite mity i problemy, które przetoczyły się przez opinię publiczną w ostatnich dekadach. Przypomniał, że dwadzieścia lat temu dużo się mówiło na temat głodu na świecie. – Były organizowane jakieś tam koncerty, pamiętają Państwo, jak to wyglądało, znani tam rockmeni się zbierali. Sprawa znikła. Dlaczego sprawa znikła? No, otóż znikła wskutek zarówno poprawy technologii rolnej, jak i też oczywiście zwiększenia ilości dwutlenku węgla. Znaczy to jest prosty efekt zwiększenia dwutlenku węgla. Te plony na ziemi wzrosły tak radykalnie, że ten głód zniknął. Praktycznie pozostały jakieś elementy terytoriów, gdzie jest problem z niedożywieniem, ale to wynika głównie z kwestii toczących się wojen i rzeczywiście niemożności dostarczenia nam tej żywności, ale generalnie jest to coś zupełnie nieprawdopodobnego, bo nie zrobił tego ONZ, nie zrobił tego Bob Geldof, nikt ręcznie tego nie zrobił, tylko po prostu wzrosły plony, przez co spadły ceny – mówił. Jak podkreślił, „Afryka na przykład, czyli tam, gdzie ten głód był największy, jest utrzymywana żywnościowo przez Ukrainę, przez Europę i przez Azję”.
– I teraz co nam się proponuje? Proponuje nam się właśnie, żeby ograniczać ten dwutlenek węgla – dodał.
– Nikt na ten temat nie rozmawia. Nikt nie rozmawia też na temat takich prostych efektów, jak wpływ temperatury na życie ludzi. Jeżeli patrzymy na dane dotyczące długości życia ludzi, no to wyraźnie widać, że tam, gdzie jest cieplej, krótko mówiąc ludzie mają opanowaną swoją atmosferę termiczną dookoła siebie, tam ludzie żyją dłużej. Jeżeli zaburzymy to w jakiś sposób, to ludzie natychmiast zaczną żyć nieco krócej, bo będą chorować, bo krótko mówiąc warunki będą to życie zakłócać. Konsekwencją tego typu dyskusji jest przecież wprost skracanie ludziom życia. Ale o tym się też w ogóle nie mówi, nie stosuje się takich argumentów – wskazał.
Podjął także wątek smogu, którym w ostatnich latach straszono Polaków. – Z tym smogiem to jest zabawna rzecz, bo ja parę lat temu taką akcję przeprowadziłem demitologizacji pojęcia smogu, bo zauważyłem, że te takie słynne mapki, które Państwo na pewno widzieli w mediach, zawsze pokazują na czerwono tylko Polskę. No i jako socjolog, człowiek, który tam ma jakąś wyobraźnię matematyczną, mówię: to jest niemożliwe, żeby akurat w Polsce była ta czerwona plama. No i zacząłem badać, kto to w ogóle robi, te badania, na czym to wszystko polega. No i co się okazało? Okazało się, że jest po prostu taka firma, za pieniądze europejskie powstała, która wciska samorządom te mierniki, ustawia je tam w bardzo newralgicznych miejscach, na skrzyżowaniu, pod autostradą itd. I dzięki temu uzyska zamierzony efekt, a im bardziej wykazuje, że ten smog jest nasilony, tym więcej samorządów musi to kupić i musi zacząć tam z tym walczyć. Oni mają już tam serwis tych urządzeń – relacjonował.
– Jak porównałem dwa miasta, Hamburg i Warszawę, okazało się, że w takim Hamburgu też są jakieś tam pomiary tego smogu. Ale w tym dużym mieście nie ma ani jednego miernika przy autostradzie. A w Warszawie na przykład mamy przy Wisłostradzie, mamy na Marszałkowskiej, mamy na wszystkich wylotowych tam ulicach, na szlakach autostradowych – wskazał Sommer.
– Ale mało tego, zainteresowałem się, jak właściwie ta kwestia smogu wpływa na długość życia – dodał.
Jak mówił, przeanalizował statystyki dotyczące długości życia, rozpoczynając od Krakowa, który uchodzi za smogowe zagłębie. – Przyznam, że oniemiałem, jak się dowiedziałem, że najdłużej w Polsce ludzie żyją w Krakowie – powiedział.
– Generalnie jak przebadałem kwestię smogu to się okazało, że ludzie najkrócej żyją tam, gdzie tego smogu w ogóle nie ma, czyli na Mazurach, w Zachodniopomorskim. No więc postawiłem tezę, że jest to czynnik zupełnie nieistotny dla kwestii długości życia – wskazał.
– Ale państwo słyszą od lat, że smog nas zabija, niszczy. Pokazywane są statystyki, że dzieci umierają, kobiety w ciąży. Wszyscy umierają od tego smogu. A prawda jest taka, że w ogóle nie umierają – skwitował.
– I cały czas my się zderzamy z opowiadaniem tych różnych bajeczek, jak potem się sprawdzi, to to jest wszystko nonsens. Więc tutaj podzielam to zdanie, że nie ma co mówić, że nawet jeżeli ktoś wierzy w dwutlenek węgla, który powoduje zmiany klimatu… Nie, trzeba od razu powiedzieć, że póki nie będzie dowodów na to, to nie ma co wierzyć, bo to jest bzdura – wskazał.
– Jeżeli mamy pewnego rodzaju dalsze konsekwencje tej bzdury, to w pewnym momencie już walczymy z tymi konsekwencjami, nie czyszcząc źródła. Więc generalnie moim zdaniem rzeczywiście trzeba tutaj raczej przyjmować pozycję dosyć radykalną – w sensie negowania tych wszystkich historii, jeżeli one nie są zgodne z faktami. No bo albo pewne rzeczy rzeczywiście są fizycznie sprawdzalne, a jak nie są sprawdzalne, to są tylko hipotezami, na ich podstawie nie można tworzyć jakiś tam polityk – podkreślił.
Sommer zwrócił też uwagę, na sposób, w jaki „zielone” polityki są tworzone. – Otóż, po pierwsze, rzeczywiście to się zrodziło w Stanach Zjednoczonych, jak wiele różnych innych rzeczy. Natomiast w Europie niestety te różne amerykańskie pomysły są bardzo często przyjmowane w radykalny sposób, są radykalizowane, można powiedzieć. Tak stało się z tą dyskusją amerykańską, która się zaczęła tak naprawdę pod koniec lat 60., w latach 70 – powiedział.
Wskazał, że polityka klimatyczna „była definiowana poprzez komitety, które powstawały, różne, kilka było takich komitetów, które powstawały w łonie Unii Europejskiej i to wyglądało dosłownie tak, że siadało sobie tam kilkanaście, kilkadziesiąt osób i oni rozmawiali sobie tak, no ten dwutlenek węgla nas strasznie niszczy, no to zróbmy to, zlikwidujmy samochody, zlikwidujmy ogrzewanie węglowe, zróbmy coś tam, zróbmy jeszcze coś innego. I te wszystkie polityki potem stopniowo były przeprowadzane”.
– Zasada działania jest oczywiście taka, mało szokowa, czyli są to tak zwane okresy przejściowe – dodał. Sommer przypomniał też, że system handlu emisjami (ETS) był testowany już 20 lat temu, a więc w momencie, gdy Polska wstępowała do Unii Europejskiej.
– Kto wchodził w skład tych komitetów? No to naprawdę zadziwiające osoby czasem, bo tam był jakiś tam bankier z Malty, który prowadził jeden z tych komitetów i jest twórcą wielu dziwnych zapisów, jacyś działacze ekologiczni, jacyś prawnicy, często nawet ze Stanów Zjednoczonych, którzy funkcjonowali w komitetach tworzących prawo dla Unii Europejskiej – mówił dalej.
– Jeszcze 20 lat temu ten proces legislacyjny w Unii Europejskiej nie był aż tak istotny dla całej Unii Europejskiej, bo Parlament Europejski nie miał jeszcze tak dużego wpływu na rzeczywistość. Teraz ma wpływ ogromny i nagle te wszystkie komitety doprowadziły te polityki do takich zadziwiających konkluzji. My się dopiero co chwila dowiadujemy o jakichś nowych rzeczach. Przecież nawet pięć lat temu ktoś państwu powiedział, że będzie jakaś dyrektywa budynkowa, to byście się bardzo zdziwili, że coś takiego jest, a to było już planowane chyba z 8 lat temu i przez 4 lata było to w takiej fazie tworzenia się, jakiejś tam dyskusji, w jakichś wąskich gronach, a potem nagle wyeksplodowało do góry i wpadło do naszej rzeczywistości. Także wydaje mi się, że oprócz rozmawiania, pokazywania, że to jest wszystko, jak tu pan ładnie powiedział, bullshit, to też należy zwrócić uwagę na tą komitetologię i zobaczyć po pierwsze i rozpropagować wiedzę o tym jakie są kolejne wynalazki, bo one gdzieś tam są, gdzieś tam są – wskazał. W ocenie Sommera, „to jest bardziej obłęd niż spisek”.