– Mamy w tej chwili już dużo ograniczeń wolności słowa – twierdzi publicysta Łukasz Warzecha i buntuje się przeciwko wprowadzaniu kolejnych zakazów.
Wiceminister Krzysztof Śmiszek zapowiedział projekt, który zakłada karanie za tzw. „mowę nienawiści”. Łukasz Warzecha będąc gościem Anny Czytowskiej w Poranku Siódma9 stwierdził, że tak naprawdę nawet nie wiadomo, czym „mowa nienawiści” jest.
– To jest niesprecyzowane pojęcie i to jest jedna z jego największych wad – powiedział Łukasz Warzecha.
Publicysta dodał, że „o samym pomyśle [karania za mowę nienawiści] myślę jak najgorzej. […] Mamy w tej chwili już dużo ograniczeń wolności słowa zawartych w kodeksie karnym i zresztą sądy interpretują dwa z tych przepisów – artykuły 256 i 257 Kodeksu Karnego – rozszerzająco, niejako już realizując te ideę mowy nienawiści w niektórych przypadkach”.
Zdaniem Warzechy to, „co proponuje pan Krzysztof Śmiszek, to jest zamknięcie jakiejkolwiek debaty w kilku tematach”.
– Na przykład to, co on mówi, używając pojęcia „tożsamość płciowa”, to, co mówi o możliwych ograniczeniach, oznacza, że praktycznie zamknięta dyskusja o tym, czy w ogóle coś takiego jak tożsamość płciowa istnieje, czy też nie – zauważył publicysta.
– Bo jasne jest, że jeżeli przepis powstanie, to będzie musiał być w jakiś sposób używany – twierdzi Warzecha. – Więc będą prokuratorzy, którzy będą ścigać nawet za jakieś wymyślone, wydumane przestępstwa, będą sądy, które będą skazywać.
Publicysta twierdzi, że przez to „wystąpi efekt mrożący, czyli taka autocenzura”. – Większość ludzi nie chcąc mieć problemów, nawet jeżeli uznają, że i tak by te sprawy powygrywali lub obronili się w sądzie w procesie karnym, dla bezpieczeństwa i z ostrożności po prostu będzie trzymała język za zębami – uważa Warzecha.
Dziennikarz stwierdził, że „taki efekt mrożący to jest rodzaj nieformalnej cenzury”.
Szok! Była kandydatka Konfederacji marzy o większej kontroli w Internecie, a wtóruje jej Pitoń