Arktyczny mróz zaatakował północną Europę. Państwa, które opierają swoją energetykę o tzw. zielone źródła energii, mają obecnie problem m.in. z cenami energii. Na pomoc przychodzi im Polska z węglem.
Ceny energii w Polsce przez długi czas pozostawały jednymi z najwyższych w Europie. Z ceną 107 euro za 1 MWh mieliśmy droższą energię niż m.in. Czechy (94 euro), Słowacja (98 euro), Niemcy (91 euro), Węgry (97 euro), czy Bułgaria (97 euro).
Przyczyn takiej sytuacji było wiele: po pierwsze – polska energetyka rzeczywiście jest przestarzała, a po drugie – w opartą o węgiel polską energetykę uderza zielona polityka UE.
Po drugiej stronie rankingu znajdowały się państwa z tzw. zieloną energią, czyli m.in. państwa skandynawskie, gdzie energia rzeczywiście była tania (przy czym wynikało to nie tylko z rodzaju energii, ale także z wielu innych czynników).
Przyszła jednak zima, i to prawdziwa zima, i nagle sytuacja diametralnie się zmieniła. Okazuje się bowiem, że zielona energia nie jest do końca dobrym rozwiązaniem na siarczyste mrozy.
I tak Finlandia, której polityka energetyczna oparta jest głównie o energię jądrową (choć to też „jedynie” 32 proc. całego rynku energii) i energetykę wodną (15 proc.), a poza nimi o wiatr (ponad 11 proc.) – ma problem. Udział węgla w energetyce fińskiej to jedynie 11,75 proc., przy czym Finowie czerpią energię także z biomasy (6 proc.) i gazu (5 proc.).
Zdawać by się mogło, że to sytuacja idealna, bo i dywersyfikacja źródeł energii jest duża i energia jest zielona, jak zaleca UE.
Tylko, że przy mrozach -30 i -40 st. C. bez wiatru okazało się, że taki system nie jest w stanie do końca zaspokoić potrzeb Finów. No i ceny energii wystrzeliły w górę do takich rozmiarów, że to aż absurdalne, bo w pewnym momencie jedna megawatogodzina kosztowała 1896 euro, czyli ponad 8200 zł. W Polsce przy takich cenach rachunki za prąd opiewałyby na blisko 40 tys. złotych.
Elektrownie jądrowe chodzą w Finlandii pełną parą, ale to tylko 32 proc. rynku – zbyt mało, by sprostać potrzebom Finów. Dlatego zielona Finlandia musi importować energię – i to m.in. z opartej na węglu Polski.
Przypadek Finów jest najdrastyczniejszy, ale podobne problemy występują także m.in. u Norwegów, Duńczyków i Szwedów.