Banda idiotów, to znaczy oczywiście grono Wielce Czcigodnych Posłów, przede wszystkim z Koalicji Obywatelskiej i Trzeciej Drogi, ale także ze Zjednoczonej Prawicy, którzy 15 października zostali wybrani przez ogłupiony propagandą telewizji rządowej i telewizji nierządnych nasz mniej wartościowy naród tubylczy, 6 grudnia, a więc w dniu św. Mikołaja, kiedy to ludzie wręczają sobie prezenty – uchwalili ustawę o zamrożeniu cen energii elektrycznej.
Wcześniej banda idiotów – ale oczywiście tylko częściowo ta sama, bo w międzyczasie dołączali do niej nowi Wielce Czcigodni Przedstawiciele Ludu Pracującego Miast i Wsi oraz osiedli robotniczych, uzdrowiskowych i rybackich – zgodziła się na to, by władze IV Rzeszy narzuciły słabszym i głupszym bantustanom członkowskim tzw. limity złowrogiego dwutlenku węgla. Bantustany, takie jak np. nasz nieszczęśliwy kraj, które energię elektryczną czerpały przede wszystkim z węgla, którego mają pod dostatkiem, zostały pod pretekstem ratowania „planety”, na którą zachorowała niestabilna emocjonalnie szwedzka dziewuszka Greta Thunberg – zmuszone do stopniowego odchodzenia od węgla i korzystania z nośników energii, którymi nie dysponują – co oczywiście podnosi koszty każdej kilowatogodziny.
Niezależnie od tego, żeby w ogóle produkować energię elektryczną w ilości wystarczającej do zapewnienia funkcjonowania gospodarki, nie mówiąc już o stworzeniu warunków do jej rozwoju, głupsze i słabsze bantustany muszą kupować limity dwutlenku węgla od innych bantustanów, co oczywiście sprawia, że koszty energii elektrycznej rosną.
Dar od zaprzyjaźnionego narodu niemieckiego
Ponieważ wspomniana banda idiotów, to znaczy pardon – oczywiście Dostojne Grono Wielce Czcigodnych Przedstawicieli Ludu Pracującego i tak dalej – wmawia naszemu mniej wartościowemu narodowi tubylczemu, że jej ambicją i powołaniem jest przychylanie obywatelom nieba, to jeszcze przed wspomnianymi wyborami rząd „dobrej zmiany” wykombinował sobie, że oto nadarza się okazja, by pod pretekstem przychylania nieba stworzyć dla swego zaplecza politycznego dodatkowe żerowisko w postaci pionu biurokratycznego, który będzie zajmował się rekompensowaniem wzrostu cen energii elektrycznej, w związku z czym wysmażyła projekt stosownej ustawy.
Ponieważ w następstwie wyborów 15 października, kiedy to nasz otumaniony propagandą telewizji rządowej i telewizji nierządnych mniej wartościowy naród tubylczy wybrał sobie Wielce Czcigodnych Przedstawicieli, którzy – jak głosi wieść gminna – przynajmniej częściowo pomogli sobie wygrać wybory, spędzając swoich zwolenników do kolejek, które głosowały jak gdyby nigdy nic jeszcze kilka godzin po ustawowym zamknięciu lokali wyborczych, za co były karmione i pojone przez Dobroczyńców Ludzkości, to ci nowi Czcigodni Przedstawiciele gorąco zapragnęli sami przychylić obywatelom Nieba – bez łaski rządu „dobrej zmiany”, który już wkrótce zostanie wzięty pod obcasy – a przy okazji oddać to nowe żerowisko swojemu zapleczu politycznemu, wnosząc do laski pana marszałka Szymona Hołowni własną ustawę, do której jacyś anonimowi – przynajmniej dotychczas – Dobroczyńcy Ludzkości dopisali – ale tym razem nie: „lub czasopisma”, tylko całkiem inną wrzutkę – żeby Polska za 5 mld euro kupiła od niemieckiego koncernu Siemens wiatraki.
Te wiatraki – jak oświeciła nas Wielce Czcigodna Paulina Henning-Kloska, miałyby zaopatrzyć nas w „czysty prąd”. Najwyraźniej w Volksdeutsche Partei znowu rozróżniają „czysty” rasowo prąd od jakiegoś takiego nieczystego. Zawsze mówiłem, że IV Rzesza nie może za bardzo różnic się od Rzeszy III, w której panował pogląd, że czysty typ nordycki i bez mydła jest czysty, a w tej sytuacji wynalazek „czystego prądu” nie powinien nikogo dziwić. Wprawdzie Wielce Czcigodna Paulina Henning-Kloska daje do zrozumienia, że to ona dokonała tego wynalazku i w ogóle napisała stosowną ustawę, ale po dokładnym przyjrzeniu się Wielce Czcigodnej raczej w to nie wierzę i przypuszczam, że inni szatani byli tu czynni. Wróbelki bowiem ćwierkają od samego rana, że zaraz po zwycięstwie demokracji w Polsce Nasza Złociutka Pani, czyli Urszula von der Leyen, która Donaldu Tusku dałaby wszystko, zaoferowała Polsce 5 mld euro „zaliczki”. Jednocześnie gruchnęły hiobowe wieści, że koncern Siemens ma 4 mld euro manka.
Toteż zdaniem wróbelków chodziło o to, żeby za tę „zaliczkę” Polska kupiła od Siemensa wiatraki i wszystko będzie gites tenteges. W tym celu szatani zaczęli szeptać Wielce Czcigodnej Paulinie Henning-Klosce do ucha rozmaite pomysły, które ona zaraz uznała za własne i wpisała do ustawy. Jednakowoż wybuchł klangor, kiedy się okazało, że te wiatraki mają stać za blisko zabudowań, że można będzie wywłaszczać działki, jako że wiatraki zostały uznane za inwestycje publiczne – i tak dalej. Kto ile wziął z tego tytułu pod stołem – tajemnica to wielka, tym bardziej że mógł wziąć nie teraz, tylko znacznie wcześniej. Jak bowiem w swoim czasie nawijał pan Paweł Piskorski, który na ten temat coś tam chyba musiał wiedzieć, Niemcy futrowały finansowo Kongres Liberalno-Demokratyczny, którym kierował m.in. Donald Tusk.
W związku z tym na mieście krążą fałszywe pogłoski, jakoby do Donalda Tuska przyszedł ktoś starszy i mądrzejszy i powiedział jemu tak: wiecie, rozumiecie Tusk; wy nie walczcie z wiatrakami, tylko je kupcie bez dyskusji, bo inaczej będzie z wami brzydka sprawa. Oczywiście w tych pogłoskach nie ma ani słowa prawdy, bo właśnie Wielce Czcigodna Paulina Henning-Kloska powiedziała, że o tych 300 metrach to ona sama wymyśliła i napisała, więc nie wypada zaprzeczać. Obóz „dobrej zmiany” domaga się w związku z tym powołania komisji śledczej, która Wielce Czcigodną Paulinę Henning-Kloskę, a może nawet samego Donalda Tuska, wytarzałaby w smole i pierzu, ale nic z tego nie będzie, bo na razie reżyserowie naszej młodej demokracji oferują naszej Publiczności trzy programy rozrywkowe: o wyborach kopertowych, o aferze wizowej i o złowrogim „Pegasusie”.
Zwłaszcza ten „Pegasus” – jak słyszę – strasznie zbulwersował Umiłowanych Przywódców, ale chciałbym przypomnieć, że i bez „Pegasusa” Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego urządzała rozmaite psoty, które dlaczegoś nikogo nie interesują. Nie mówię już o sprawie operacyjnego rozpracowania m.in. przeciwko mnie, o której przypadkowo dowiedziałem się w roku 2012, ale przede wszystkim – o operacji „Temida”, której celem był werbunek agentury wśród niezawisłych sędziów. Ilu sędziów zwerbowała wtedy ABW, a ilu wcześniej Wojskowe Służby Informacyjne – tajemnica to wielka, którą w ramach przywracania praworządności warto by chyba wyjaśnić. Może by ruszyła cztery litery Wielce Czcigodna Kamila Gasiuk-Pichowicz czy może Wielce Czcigodna Anna Maria Żukowska, skoro ta pierwsza po konfrontacji werbalnej z „neo-sędzią” w „nielegalnej” KRS tak się przelękła, że musiano wezwać policję, a podobno rozważano nawet wezwanie weterynarzy.
Wiatraki wrócą
Niestety w obliczu zagrożenia, co prawda niewielkiego, ale „na tym świecie pełnym złości nigdy nie dość jest przezorności”, tym bardziej że prokuratura wszczęła śledztwo w sprawie „nielegalnego lobbingu”, czyli – jacy to szatani podpowiadali Wielce Czcigodnej Paulinie Henning-Klosce te zbawienne rozstrzygnięcia – „blok demokratyczny” na wszelki wypadek wycofał z ustawy te wrzutki o wiatrakach i uchwalił tylko samą rekompensatę. Ale sprawa wiatraków wróci i to niebawem, bo wcale bym się nie zdziwił, gdyby do premiera Tuska przyszedł ktoś starszy i mądrzejszy i powiedział jemu tak: wiecie, rozumiecie Tusk; myśmy dali wam te 5 mld euro zaliczki nie po to, byście sobie za to wypili i zakąsili, tylko żebyście od Siemensa kupili wiatraki. Więc załatwcie w tym waszym knesejmie, żeby to przyklepał i kupujcie, bo inaczej będzie z wami brzydka sprawa, a my na naszą duszeńkę wylansujemy choćby Wielce Czcigodnego Grzegorza – „zniszczę cię” – Schetynę. Fersztejen? No, to do roboty!
Wróćmy jednak do sprawy „czystego prądu” i jego rosnących cen. Lud Pracujący daje do zrozumienia, że planeta – owszem, pożytek z niej – ale co komu z tego, że planeta przetrwa, jeśli on sam nie przetrwa tego eksperymentu ratowania planety? W tej sytuacji nasi Umiłowani Przywódcy wykombinowali sobie, że owszem – trzeba wyjść naprzeciw tej potrzebie zatroskanego Ludu, a przy okazji stworzyć dodatkowe żerowisko – tym razem już słuszne, bo żaden Pisior się na nim nie pożywi. Kombinacja jest taka, że wprawdzie Lud będzie za „czysty prąd” płacił zamrożone ceny i będzie szczęśliwy – ale z drugiej strony budżet państwa będzie musiał pokryć różnicę między „zamrożoną” ceną i prawdziwą, co ma kosztować co najmniej 16 mld złotych rocznie. Rząd „dobrej zmiany” kombinował, żeby to kosztowało prawie 10 mld złotych więcej, ale ci nowi jeszcze nie zdążyli się rozbuchać konsumpcyjnie, więc na początek mogą poprzestać na małym, żeby przypadkiem nie dostać skrętu kiszek. No dobrze – ale skąd właściwie „budżet” weźmie te dodatkowe 16 miliardów? To proste jak budowa cepa; zedrze je z Ludu Pracującego Miast i Wsi – bo jakże by inaczej? Okazuje się, że to dobrodziejstwo, jakie obmyślili dla nas Nasi Umiłowańcy, polega na tym, że wprawdzie z jednej kieszeni nam nie ubędzie, ale za to z drugiej – ho, ho – będzie się sypało, aż nic w niej nie zostanie.
Tu muszę wprowadzić pewną korektę, bo wydaje mi się, że użyłem sformułowania „banda idiotów” trochę pochopnie. Nawet nie dlatego, że któryś z Umiłowanych Przywódców mógłby to odebrać osobiście – co być może byłoby uzasadnione – i zawlec mnie przed niezawisły sąd, który powinność swej służby by zrozumiał, zwłaszcza gdyby takie zadanie postawił przed nim jego oficer prowadzący – tylko przede wszystkim dlatego, że wiara w przychylanie Ludowi nieba nie jest wcale – jak mi się wydaje – wśród Naszych Umiłowanych aż tak rozpowszechniona. Być może są wśród nich egzemplarze, które myślą – o ile w ogóle umieją wykonywać taką czynność – że to wszystko naprawdę – ale większość ma na tyle oleju w głowie, żeby wiedzieć, że to blaga i tylko bez ceregieli żeruje na naiwności Ludu Pracującego, który od lat daje się na takie numery nabierać. Jest to oczywiście łajdactwo, ale z dwojga złego co jest lepsze – łajdak czy dureń? A przecież przed taką alternatywą stoimy.