Edukacja domowa zyskuje na popularności. Rodziny doceniają elastyczność, indywidualne podejście oraz możliwość dostosowania programu nauczania do potrzeb dziecka. To nie współgra jednak ze zmianami w systemie edukacji, jakie proponuje Minister Barbara Nowacka. W końcu każde dziecko na edukacji domowej to jeden niewolnik mniej.
Dotychczasowe dofinansowania
Do końca 2015 r. uczniowie korzystający z edukacji domowej otrzymywali pełną kwotę subwencji oświatowej na takich samych zasadach, jak uczniowie uczący się stacjonarnie. Nie miało znaczenia, czy dziecko uczyło się w szkole, czy w domu. Dostępna była taka sama podstawa finansowania plus ewentualne wagi wynikające z dodatkowych potrzeb. Środki trafiały do szkół, w których byli formalnie zapisani uczniowie uczący się w domu. To szkoła (publiczna lub niepubliczna) otrzymywała dotację, a nie rodzice.
W kwietniu 2009 r. zlikwidowano ograniczenie, że zgodę na edukację domową musi wydawać dyrektor szkoły w obwodzie zamieszkania dziecka. Od tego momentu rodzice mogli uzyskać zgodę od dyrektora dowolnej szkoły publicznej lub niepublicznej. Ta opcja spowodowała rozwój niektórych „szkół domowych”, czerpiących korzyści z dotacji. Na koniec marca 2015 r. w edukacji domowej uczyło się 3 332 uczniów, z czego 2 405 było zapisanych w szkołach niepublicznych. Rok później liczba uczniów przekroczyła już 6 tys. W roku 2016 wprowadzono znaczącą zmianę: subwencja dla uczniów w edukacji domowej została obniżona do 60 proc. kwoty bazowej, plus ewentualne dodatkowe wagi (np. za niepełnosprawność).
Zmiana ta uzasadniana była niższymi kosztami kształcenia tych uczniów, głównie ograniczonych do nadzoru i egzaminów klasyfikacyjnych. W latach 2016–2021 finansowanie edukacji domowej w Polsce było znacznie niższe niż w modelu tradycyjnym, wynosiło jedynie 60 proc. standardowej subwencji. Wzrost liczby uczniów w edukacji domowej zwiększył znaczenie tej formy, co w kolejnych latach doprowadziło do dyskusji o wysokości subwencji i ewentualnych zmianach. W roku 2022 ówczesny Minister Edukacji Przemysław Czarnek wprowadził zmianę w rozporządzeniu, podnosząc wskaźnik do 80 proc.
Związek Powiatów Polskich krytykował tę zmianę jako nieskonsultowaną i nieuzasadnioną, zwłaszcza pod względem skutków finansowych dla samorządów. Podniesienie wskaźnika do 80 proc. skutkowało znaczącym zwiększeniem środków publicznych trafiających do szkół, zarówno publicznych, jak i niepublicznych, prowadzących edukację domową. W latach 2023–2024 w Polsce wprowadzono znaczące zmiany dotyczące zasad przydzielania dotacji (subwencji oświatowej) na uczniów realizujących obowiązek szkolny w formule edukacji domowej. Zamiast jednolitego mnożnika 0,8 używa się obecnie trzech różnych wag, zależnie od liczby uczniów w edukacji domowej powyżej 200 w danej szkole oraz od udziału uczących się stacjonarnie.
Zasady wprowadzone w 2023 roku zostały zachowane także w roku 2024. Organizacje reprezentujące edukację domową już wtedy wskazywały, że taki sposób finansowania znacznie utrudnia prowadzenie tej formy nauczania, szczególnie w dużych szkołach. Rzecznik Praw Dziecka skierował zapytania do Ministerstwa Edukacji Narodowej, czy planowane jest zwiększenie progu uczniów objętych wagą 0,8 albo przywrócenie jednolitego wskaźnika przeliczeniowego – w obawie, że obecne przepisy mogą zniechęcać do prowadzenia edukacji domowej. Już wtedy organizacje, takie jak Fundacja Edukacji Domowej, podkreślały, że owe zasady były niekorzystne i mogły ograniczać dostęp do edukacji domowej. Obecne zasady finansowania edukacji domowej obowiązują na podstawie rozporządzenia z grudnia 2024 roku, na rok 2025 i wynoszą 80 proc. standardowej subwencji dla każdego ucznia uczącego się w domu, o ile w danej szkole jest maksymalnie 200 takich uczniów. Dla uczniów powyżej 200, stosowane są niższe wskaźniki. To oznacza, że subwencja zależy zarówno od liczby uczniów domowych, jak i struktury szkoły.
Proponowana zmiana
Projekt rozporządzenia zaprezentowany w połowie 2025 (na rok 2026) przewiduje znaczącą zmianę: obniżenie progu uczniów objętych pełną (0,8) stawką subwencyjną z 200 do 96 uczniów, natomiast dla uczniów powyżej tego limitu – tak jak dotychczas – będą stosowane niższe wskaźniki. Wzbudza to jednak poważny sprzeciw wśród rodziców i organizacji, chcących utrzymać dostęp do edukacji domowej na dotychczasowym poziomie. W tego typu działaniach ujawnia się niechęć rządu Donalda Tuska wobec tej formy kształcenia. Obecne działania Ministerstwa Edukacji i Nauki nie wskazują na przychylne nastawienie do edukacji domowej, przynajmniej w kwestii wsparcia finansowego i formalnego.
Obecna polityka MEN ogranicza finansowanie edukacji domowej, nakłada restrykcje na korzystanie z platform edukacyjnych i oraz zwiększa formalne wymagania i kontrole. Choć nie jest to jawne całkowite odrzucenie edukacji domowej jako formy nauczania, to jednak działania Ministerstwa zdecydowanie wskazują na większą ostrożność i ograniczenie wsparcia. Ministerstwo Edukacji Narodowej tłumaczy te zmiany niższymi rzeczywistymi kosztami kształcenia uczniów realizujących obowiązek szkolny poza szkołą. MEN podkreśla, że w edukacji domowej to rodzice odpowiadają za zapewnienie warunków nauki i ciągłość procesu. Nie mogą „subdelegować” obowiązków edukacyjnych na platformy cyfrowe lub instytucje zewnętrzne, co wskazuje na restrykcyjne podejście do wykorzystania nowoczesnych narzędzi edukacyjnych.
Sprzeciw rodziców i zwolenników edukacji domowej
Wspomniane zmiany są jawną dyskryminacją rodzin wielodzietnych i dzieci ze specjalnymi potrzebami, i mogą skutkować większą niechęcią szkół do przyjmowania takich uczniów. Mówi o tym głośno Fundacja Edukacji Domowej, która zdecydowanie sprzeciwia się wprowadzanym zmianom. Fundacja podkreśla, że nowe przepisy mogą naruszać konstytucyjną zasadę równego dostępu do edukacji (art. 70 Konstytucji RP), stawiając uczniów edukowanych domowo w gorszej sytuacji niż ich rówieśników uczęszczających do szkół stacjonarnych. FED krytykuje brak jakichkolwiek danych lub uzasadnienia dla wyboru progu 96 uczniów.
Zmiana została wprowadzona nagle, bez uprzednich konsultacji i bez analizy kosztów czy społecznym dialogu. Ponadto ostrzega, że zwłaszcza mniejsze placówki, które osobiście wspierają uczniów edukowanych domowo, mogą stracić środki na prowadzenie zajęć, konsultacji, wsparcia psychologicznego czy egzaminów. To grozi ograniczeniem ich działalności lub nawet zamknięciem. Wiceprezes FED Gabriela Letnovska podkreśla, że szkoły, by przetrwać, mogą zmuszone być do wprowadzenia odpłatności. W efekcie dostęp do edukacji domowej może zostać ograniczony do rodzin o wyższym statusie ekonomicznym. Zmiana może dotknąć około 20 tysięcy uczniów kształcących się w systemie edukacji domowej – to aż jedna trzecia całej grupy. Po nagłośnieniu sprawy przez Fundację Edukacji Domowej mobilizacja rodziców była niemalże natychmiastowa. Ministerstwo Edukacji Narodowej już teraz otrzymało w związku z proponowaną zmianą ok. 3 tys. sprzeciwów.
Wszystko wskazuje na to, że edukacja domowa pozostanie niszową formą nauczania, stanowiącą około 1 proc. polskiego systemu edukacyjnego. Dodatkowym czynnikiem wzmacniającym ten stan będzie coraz mniejsza jej dostępność, związana z niższym dofinansowaniem, a tym samym – wzrastającymi jej kosztami. Co oznacza, że wyrwać własne dziecko ze szponów systemu będzie znacznie trudniej. Rodzice mają konstytucyjne prawo do wychowywania dzieci według własnych wartości, dlatego stanowczy sprzeciw w sytuacjach, kiedy rząd narzuca konkretny model czy sposób kształcenia, jest wręcz wskazany.