Jeśli chcemy, aby wszystko pozostało tak, jak jest, wszystko musi się zmienić – to słynne zdanie włoskiego pisarza Giuseppe Tomasi di Lampedusy jak ulał pasuje do zmian w kilometrówkach, które zarządził marszałek Sejmu Włodzimierz Czarzasty.
Czerwony marszałek podpisał zmianę zarządzenia dot. tworzenia i finansowania biur poselskich. Zmiany regulują zasady rozliczania tzw. poselskich kilometrówek, i mają w teorii zwiększyć kontrolę i przejrzystość rozliczeń.
Główna zmiana dotyczy rozróżnienia na przejazdy realizowane w granicach okręgu wyborczego oraz te poza nim. Kancelaria Sejmu podkreśla, że nowe regulacje zbliżają standardy poselskie do zasad obowiązujących w delegacjach pracowniczych.
Aby poseł mógł otrzymać zwrot kosztów za podróż poza okręg wyborczy, konieczne będzie prowadzenie specjalnego rejestru przejazdów. Muszą się w nim znaleźć: dokładna data podróży, trasa przejazdu oraz liczba przejechanych kilometrów. Dane te będą weryfikowane przez pracowników Kancelarii Sejmu na równi z inną dokumentacją finansową biura.
W przypadku poruszania się po własnym okręgu wyborczym zwrot kosztów będzie realizowany w ramach ryczałtu na prowadzenie biura, z zachowaniem miesięcznego limitu 1500 km. Przy obecnych stawkach oznacza to, że maksymalna kwota zwrotu nie przekroczy 1725 zł miesięcznie.
„System, który wchodzi jest gorszy”
Do zmian w kilometrówkach odniósł się były poseł Artur Dziambor.
„System, który był, był zły: poseł miał pulę na biuro i w jej ramach mógł wydać do 4k na paliwo. Wielu deklarowało, że wyjeżdża prawie tyle, podając kilometry, nie kwoty, no umówmy się, da się dorobić, jak niektórzy opisywani w mediach… Ale! Ale biorąc te pieniądze na kilometry, poseł odbiera sobie pulę na pracowników, ekspertyzy itp. To jest realny problem! Budżet biura poselskiego jest śmiesznie niski, w porównaniu z biurem europosła wręcz żałosny, nie dajemy posłom funduszy, by otoczyli się fachowcami, a potem wymagamy od nich fachowości ponad stan” – przypomina.
„System, który wchodzi jest gorszy: każdy poseł będzie brał maxa na jazdy po okręgu, a potem większość będzie uprawiała kombinacje alpejskie, by wyrwać cokolwiek więcej i nie będą to żadne przekręty! Jak ja jeździłem 5-8 razy w miesiącu trasę Gdynia – Warszawa, to już wyjeżdżałem całą pulę, a to był u mnie standard (że o innych wyjazdach nawet nie wspominam, było tego przecież ogrom). Teraz będzie jakieś wyliczanie, udowadnianie kilometrów, no będzie bałagan, a różne Fakty, Superaki i Radosław Karbowski będą mieli co publikować. Po co?” – pyta retorycznie były poseł Konfederacji Wolność i Niepodległość.
Według Dziambora rozwiązanie, które można by wprowadzić, jest bardzo proste.
„A na stole leżało rozwiązanie doskonałe, które nie dość że raz na zawsze zakończyłoby temat dorabiania sobie posłów na niby kilometrówkach i wzmocniłoby jednocześnie budżet biur poselskich: każdy poseł dostaje dedykowaną Kartę ORLEN Flota i tankuje ile mu potrzeba. Paulina Matysiak na przykład wyjeździłaby średnio miesięcznie 13,70zł, a ktoś kto dojeżdża ze Szczecina może i ze 3-4 tysiące, ale bez gotówki, bo opłaca to Kancelaria Sejmu” – przekonuje.
„Bardzo się dziwię, że ani Marszałek Włodzimierz Czarzasty tego nie próbował wprowadzić, ani w żadnej dyskusji to się nie pojawiło, a to jest JEDYNE! rozwiązanie kończące wszelkie dyskusje o kilometrówkach posłów. Szkoda” – zakończył Dziambor.