Strona głównaMagazynDramat tysięcy kobiet! ZUS uderza w macierzyństwo

Dramat tysięcy kobiet! ZUS uderza w macierzyństwo

-

- Reklama -

W Polsce trwa dramat tysięcy kobiet, którym ZUS nakazuje oddawać przedawnione zasiłki chorobowe i macierzyńskie – wypłacone legalnie, po kontrolach, zgodnie z prawem. Państwo najpierw zachęca do przedsiębiorczości i macierzyństwa, a potem traktuje matki jak oszustki. To właśnie dlatego coraz więcej kobiet otwarcie mówi, że nie chce rodzić w kraju, który za macierzyństwo karze finansowo, psychicznie i życiowo.

Polskie prawo ma jedno oblicze w kampaniach społecznych, a zupełnie inne w realnym życiu. Plakaty, medialne spoty, ministrowie i posłowie zachęcają do macierzyństwa, mówią o wsparciu dla rodzin. Tymczasem ZUS, korzystając z luk, niejasności i dowolnej interpretacji przepisów, zmusza matki do zwrotu świadczeń sprzed wielu lat. Często po pięciu, siedmiu, a nawet… 19 latach. Bez przedawnienia. Bez litości. – ZUS chce zabrać nam dom. To kara za to, że urodziłam dziecko – mówi pewna psychoterapeutka.

Fikcyjne firmy?

W Polsce przedsiębiorca ma pełne prawo opłacać wyższe dobrowolne składki ZUS. Państwo samo do tego zachęca: im wyższa składka, tym wyższe świadczenia chorobowe i macierzyńskie. ZUS informuje o tym w swoich ulotkach, a pracownicy ZUS-u – podczas rozmowy ze składkowiczami. To legalny, oficjalny mechanizm, z którego mogą korzystać wszyscy prowadzący działalność, także kobiety planujące ciążę. I właśnie ta legalna możliwość staje się pułapką.

Kobiety, które zgodnie z prawem płaciły wyższe składki, dziś po latach słyszą, że… nie powinny były tego robić. ZUS uznaje ich firmy za fikcyjne, żąda zwrotu wypłaconych świadczeń i dolicza gigantyczne odsetki, nierzadko większe niż kredyt hipoteczny. Wiele z nich, zachęconych oficjalną informacją ZUS, chciało po prostu zapewnić swojej rodzinie bezpieczeństwo. Teraz muszą walczyć o przetrwanie, dom, zdrowie i godność.

Historia pani Magdy jest symbolem tego, co wyprawia ZUS i aparat państwa. Psychoterapeutka prowadząca legalną działalność gospodarczą po konsultacji z pracownikiem ZUS płaciła wyższe składki. Jest mamą małego dziecka i planowała z mężem kolejne. Chciała zabezpieczyć swoją rodzinę. Dziś ZUS żąda od niej więcej, niż wynosi jej kredyt hipoteczny. – Aktualnie będziemy składać wniosek o rozłożenie tej kwoty na raty. Odsetki już przewyższyły połowę kwoty, którą żąda ZUS. Mam obawy, czy nie zostanie zajęty mój dom, azyl poczucia bezpieczeństwa mojej rodziny. Kwota, jakiej żąda ZUS wraz z odsetkami, przewyższa kwotę kredytu hipotecznego, który brałam wspólnie z mężem na wybudowanie naszego ukochanego domu. Nie wiemy, czy lepiej spłacać dwa zobowiązania: kredyt i ZUS, czy uciec z kraju z dziećmi. Na ten moment ZUS chce nas pozbawić całego majątku, który wypracowaliśmy przez 18 lat naszej pracy – mówi pani Magda.

Jej działalność gospodarcza była kontrolowana. Kontrole – pozytywne. A jednak po latach ZUS zmienił zdanie i uznał ją za… fikcyjną. – Ta sytuacja to napięta atmosfera w rodzinie, nieprzespane noce, kłótnie z mężem, lęk o jutro. Jak poradzimy sobie finansowo? Czy stracimy dom? Nabrałam ogromnego braku zaufania do ZUS-u i całego państwa. Czułam się jak przestępca, mimo że nie zrobiłam niczego sprzecznego z prawem. To życie w ciągłym stresie, lata strachu i poczucie bycia przestępcą – opowiada pani Magda.

W okresach gdy psychoterapeutka pobierała świadczenia, ZUS uznał działalność za fikcyjną. W okresach bez świadczeń – za w pełni legalną. Logika? Brak. Skutki? Katastrofalne. Pani Magda ma do oddania: ponad 315 tysięcy złotych (kwota główna ponad 200 tysięcy złotych plus odsetki 115 tysięcy złotych).

ZUS zmienia zdanie

Podobną historię opowiada pani Grażyna, która mówi wprost, że według ZUS kobieta w ciąży to podejrzany, a wyższa składka to pułapka. Kobieta przez lata pracowała w branży fitness. Założyła działalność, opłacała wyższe składki, bo ZUS wyraźnie informował, że daje to prawo do pełnych świadczeń. W końcu tak działa każde ubezpieczenie: wyższa składka równa się większa ochrona. Urzędnicy sami tak to przedstawiają. Niestety wygląda na to, że kto ich słucha, ten sam sobie szkodzi. W efekcie pani Grażyna od kilku lat żyje w stresie. Ma do oddania niemal 550 tysięcy złotych (należność główna: ponad 335 tysięcy złotych, a odsetki ponad 213 tysięcy złotych). Sprawa toczy się w sądzie. W tym samym czasie przeszła rozwód, a jej syn otrzymał diagnozę spektrum autyzmu. – Państwo nie tylko mi nie pomogło. Ono dokłada mi kamień do szyi. Przepisy są tak niejasne, że kobieta w ciąży staje się celem. Oszczędności pochłonęła walka sądowa. Boję się bankructwa. My, matki, dostajemy jasny sygnał: w Polsce bardziej opłaca się nie rodzić – żali się pani Grażyna.

Stan psychiczny pani Grażyny mocno zmniejszył możliwości zarobkowe. Psychiczne obciążenie wpłynęło też na kreatywność i efektywność działań biznesowych – wszystko, co wcześniej dawało jej stabilne dochody, teraz stało się źródłem lęku i niepewności. Kobieta musiała rezygnować z niektórych projektów, odwoływać spotkania i ograniczać swoją aktywność zawodową, co bezpośrednio przełożyło się na utratę przychodów i dalsze pogorszenie sytuacji finansowej. – Uważam, że przepisy oraz ich interpretacja powinny być przejrzyste i przewidywalne, tak aby przedsiębiorcy mogli planować swoje działania bez ryzyka dotkliwych konsekwencji oraz bez obawy o niepoparte dowodami zarzuty działania w złej wierze. Warto, aby orzecznictwo w podobnych sprawach było spójne, a kobiety w momencie zajścia w ciążę nie musiały czuć się jak na urzędniczym celowniku oraz aby ich legalne decyzje zawodowe i biznesowe nie były podważane – mówi pani Grażyna.

Kuriozalną sytuację miała pani Ewa. U księgowej najpierw ZUS przeprowadził kontrolę i uznał wszystko za zgodne z prawem, a po sześciu latach… zmienił zdanie. Kobiecie grozi utrata wszystkich oszczędności, a mimo to i tak będzie musiała wziąć kredyt. – Od momentu, kiedy rozpoczęłam dochodzić swoich praw, moje życie zmieniło się w piekło: nieprzespane noce, ciągłe kłótnie z mężem, na okrągło ogromny stres, ciągłe wahania nastroju – raz wydaje mi się, że będzie dobrze, a za chwilę znów nie mogę normalnie funkcjonować. Co będzie, jeżeli będę musiała zwracać, wziąć kredyt, za co żyć? To są dla mnie ogromne pieniądze. Kwota odsetek przewyższa kwotę otrzymanych świadczeń – martwi się księgowa. Łącznie pani Ewa ma do oddania prawie 490 tysięcy złotych.

Systemowa pułapka

Historie tych kobiet to tylko wierzchołek góry lodowej. Setki kobiet prowadzących działalność gospodarczą, które legalnie korzystały ze świadczeń macierzyńskich, dziś stoją przed groźbą utraty dorobku życia. Świadczenia przyznane zgodnie z prawem, po kontrolach, nagle stają się długiem nie do spłacenia. Brak przedawnienia i dowolność interpretacji przepisów tworzą systemową pułapkę, która uderza nie tylko w matki, lecz w całe rodziny, niszcząc fundament zaufania do państwa.

Jak działa opisywany mechanizm? Kobiety zakładają działalność gospodarczą i opłacają wyższe składki. Rodzą dzieci. ZUS im wypłaca wysokie zasiłki do lat 2018–2019. Następnie wydaje decyzje, że wyłącza kobiety z ubezpieczeń społecznych z tytułu prowadzenia działalności gospodarczej za okresy początku działalności gospodarczej, czyli w okresie, kiedy kobieta pobiera zasiłki z tytułu urodzenia dzieci. Dalsza działalność nie jest kwestionowana, czyli kiedy kobieta przestaje rodzić, to już jej działalność nie jest fikcyjna. Wyroki to potwierdzają, bo przez lata zmieniło się orzecznictwo i podejście sądów. W 2010 roku Sąd Najwyższy uznał, że można podwyższać składki, a od 2019 roku pojawiają się odwrotne wyroki Sądu Najwyższego.

Po wydaniu wyroków wyłączających z ubezpieczeń ZUS wydaje decyzje o zwrocie pobranych świadczeń za cały okres ciąż i macierzyństwa oraz opieki nad chorymi dziećmi, nawet za okres, kiedy działalność już nie jest kwestionowana, bo uznaje, że kobiety… wypadły z ubezpieczeń, więc nawet jak działalność nie jest kwestionowana, to zdaniem ZUS ubezpieczone powinny zwrócić zasiłki. To są ogromne kwoty przekraczające nawet pół miliona złotych, z czego około jedna trzecia to odsetki. Co więcej, zwrot jest razem z podatkiem, którego kobiety już nie odzyskają, bo działa pięcioletnie przedawnienie.

Prawo nie działa wstecz?

W Polsce działa! Bo tak ogromne odsetki są naliczane na podstawie przepisów, które weszły w życie w 2021 roku, mimo że pobrane zasiłki dotyczyły lat 2014–2019. Obecnie przepisy zezwalają na naliczenie odsetek od momentu wypłaty do wydania decyzji, choć wcześniej były naliczane od dnia wydania decyzji. ZUS nie musi się więc spieszyć w wydawaniem negatywnych decyzji i kumulować odsetki.

De facto jest to żądanie zwrotu zasiłków za urodzenie dzieci, które są już na początku szkoły podstawowej. Bo ZUS nie uznaje przedawnienia rozumianego tak, że decyzję o zwrocie można wydać maksymalnie do pięciu lat oraz za maksymalnie trzy lata, licząc od ostatnio wypłaconego nienależnego zdaniem ZUS świadczenia. – Nigdy wcześniej nie spotkałam się z takimi decyzjami, a prowadzę takie sprawy o zwrot od siedmiu lat, które wobec kobiet na jednoosobowej działalności gospodarczej uznawały, że mają zwrócić wszystkie pobrane zasiłki bez uznawania ich przedawnienia – mówi adwokat Katarzyna Nabożna-Motała.

Adwokat tłumaczy, że ZUS zmienił interpretację i powołuje się na przepis art. 84 ust. 6 ustawy systemowej, który jest kierowany do płatników składek, np. pracodawców, którzy pomogli pracownicom w uzyskaniu wypłaty nienależnego zasiłku czy do lekarzy, którzy pomogli uzyskać nienależnie pobrane świadczenia. Należy jednak zwrócić uwagę na sprzeczność samego organu rentowego, albowiem organ z jednej strony odmawia zasiłku chorobowego, opiekuńczego czy macierzyńskiego i zobowiązuje jednocześnie do ich zwrotu. Natomiast nie można odmówić zasiłków płatnikowi składek, bowiem nie jest on ich beneficjentem – odmówić zasiłku można jedynie wobec ubezpieczonego, który jest beneficjentem świadczenia. Przepis art. 84 ust. 6 ustawy o systemie ubezpieczeń społecznych wykracza zaś poza podstawową więź ubezpieczeniową, pozwalając na pociągniecie do odpowiedzialności podmiotu, który nie pobrał należnego świadczenia. Obowiązek płatnika nie polega bowiem na „zwrocie świadczeń”, lecz na wyrównaniu szkody wyrządzonej przez spowodowanie wypłacenia przez organ świadczeń nienależnych, jest to zatem odpowiedzialność odszkodowawcza.

Powyższy przepis rzeczywiście nie uznaje przedawnienia, jednak zamysłem ustawodawcy było to, aby stosować go do osób, które pomogły w uzyskaniu nienależnych świadczeń w ZUS. – Moim zdaniem ten przepis też jest niekonstytucyjny, bo jednak powinno być jakiekolwiek przedawnienie, a nie że można nie dość że wyłączyć z ubezpieczeń bez żadnych ograniczeń, bo ustawa nie przewiduje okresu przedawnienia, to jeszcze teraz wychodzi, że można żądać w sposób nieograniczony zwrotu pobranych zasiłków – zaznacza Nabożna-Motała.

W tych trzech prowadzonych przez nią sprawach w pierwszej instancji zapadły dwa wyroki korzystne dla jej klientek. Niestety co do jednego pozytywnego wyroku ZUS złożył apelację i sąd drugiej instancji całkowicie obrócił wyrok i każe zwracać klientce ponad 300 tysięcy złotych, mimo że doszło do przedawnienia. Zdaniem Nabożnej-Motały jest to sytuacja nie do przyjęcia, kiedy sąd nie uznaje przedawnienia, broniąc ZUS-u. Sprawa została też skierowana do Rzecznika Małych i Średnich Przedsiębiorców, który analizuje ją i obiecał pomoc.

Katarzyna Nabożna-Motała ostrzega, że problem nie dotyczy wyłącznie kobiet pobierających świadczenia macierzyńskie. – Problem może dotknąć również przedsiębiorców, którzy zostaną wyłączeni z ubezpieczeń z innych powodów niż zasiłki macierzyńskie. Jeśli dużo chorują, to również mogą być wyłączani z ubezpieczeń. Ostatnio była taka głośna sprawa księgowej, którą ZUS wyłączył z ubezpieczeń wstecznie na 19 lat. Tam akurat chodziło o zatrudnienie się w swojej spółce, ale ta sprawa pokazuje, że ZUS może wyłączać z ubezpieczeń bez ograniczeń czasowych. Skoro zatem nie ma przedawnienia w wyłączeniu z ubezpieczeń i teraz jeszcze ZUS uznaje, że nie ma przedawnienia w zakresie zwrotu zasiłków, to brakuje tutaj jakiekolwiek pewności sytuacji prawnej przedsiębiorcy – podkreśla Nabożna-Motała.

W Polsce bycie przedsiębiorczą kobietą i matką stało się ryzykiem finansowym. To nie jest ostrzeżenie – to realna groźba, że legalne decyzje mogą zrujnować życie. Jeśli prawo nie zostanie zmienione, kolejne pokolenia Polek będą widzieć macierzyństwo jako luksus, na którego podjęcie ich nie stać, a przedsiębiorczość jako pułapkę, w którą mogą wpaść w każdej chwili. Przypomnijmy niedawną wypowiedź premiera Donalda Tuska. W rozmowie z brytyjskim „The Sunday Times” odniósł się do problemu niskiego przyrostu naturalnego w Polsce i stwierdził, że Polki nie chcą mieć dzieci, bo… „Chodzi o to, że nie lubią takiego stylu życia, obowiązków, odpowiedzialności”. Prawda jest zupełnie inna. Nie chodzi o brak chęci, lecz o życie w państwie, które zamiast wspierać, stawia kobiety i rodziny pod ogromną presją: wysokie ceny mieszkań, niepewne zatrudnienie, brak stabilności finansowej i systemowe pułapki. Jeśli państwo traktuje macierzyństwo jak „kwestię kultury”, a nie realne wyzwanie życia codziennego, to nie dziwi, że Polki wybierają bezpieczeństwo i spokój zamiast ryzyka.

Najnowsze