Rozmawiałem ostatnio z kolegą – korwinistą – Robertem Tamiołą. Robert zadał mi bardzo ciekawe pytanie. Jak to jest, że państwo, w którym istnieje system monopartyjny, centralne zarządzanie i gospodarka planowa, rozwija się w tak oszałamiającym tempie? Myślę, że na te pytania stara się odpowiedzieć dzisiaj więcej osób. Robertowi udzieliłem chyba satysfakcjonującej odpowiedzi i pomyślałem, że podzielę się moimi refleksjami również z szanownym gronem czytelników „Najwyższego Czasu!”.
Mam taki zwyczaj i myślę sobie, że to jest męski zwyczaj, istniejący w opozycji do sposobu opowiadania, jaki stosują kobiety, że wykładam kawę na ławę. Zatem nie będę was trzymał w niepewności. Odpowiedzią na pytanie Roberta jest Merytokracja. Czyli prawidłowa hierarchia społeczna.
Konfucjusz 2,5 tysiąca lat temu doszedł do refleksji, że bałagan, jaki miał miejsce w Chinach w epoce Wiosen i Jesieni, jest efektem złej hierarchii społecznej. Pewnie znacie słynny bon mot, że naprawę królestwa należy zacząć od naprawy pojęć. Konfucjusz miał na myśli nie tylko znaczenie samych słów, ale również to, że ludzie na odpowiednich stanowiskach nie zachowują się odpowiednio. Urzędnik, który ma za zadanie dbać o państwo i pomyślność jego mieszkańców, dba o własną karierę i własną kiesę, a król nie dość, że często jest niesamodzielny, to jeszcze sprowadza na głowy swych poddanych klęskę wojny.
Sytuacja 2,5 tysiąca lat temu w Chinach była bardzo podobna do tej, jaką mamy dzisiaj w Polsce czy w całym świecie zachodu. Dawno pozbyliśmy się złudzeń, że urzędnicy państwowi pracują, by pomnażać nasz majątek, zwiększać nasze perspektywy, słowem że są dla nas sporą pomocą. Krótko mówiąc, w hierarchii społecznej do góry pną się jednostki amoralne i niekompetentne. Cwani, bezwzględni spryciarze. Często psychopaci, bezwzględnie dążący po trupach do osiągnięcia swojego celu, który nie ma nic wspólnego z dbaniem o dobro wspólne.
Chińska droga
Mam nadzieję, że redaktor Sommer nie przeczyta tego tekstu, bo on w dobro wspólne nie wierzy. Cała różnica w podejściu do tego mankamentu Chińczyków i nas, ludzi zachodu, polega na tym, jakie środki zaradcze proponujemy. I znowu, kładąc kawę na ławę, od razu piszę, co i jak. My proponujemy państwo minimum, by maksymalnie ograniczyć koryta i zminimalizować patologię, jaką jest państwo zarządzane przez amoralnych łajdaków. Chińczycy natomiast postanowili zmienić hierarchię społeczną tak, by do góry pięły się jednostki moralne i kompetentne. Konfucjusz uważał, że społeczeństwo z prawidłowo działającą hierarchią społeczną będzie już wiedziało, co zrobić. Po naszej stronie często słyszy się hasło że „potrzebujemy wykształcić nowe elity”.
Ja powiem, że to trud daremny, bowiem mając źle działającą hierarchię i tak nie zostaną one dopuszczone do procesów decyzyjnych. Nawiasem mówiąc, jestem pewien, że ludzi moralnych i kompetentnych w naszej kochanej ojczyźnie jest cała masa. Tyle że podobnie jak zły pieniądz wypiera dobry, tak oni są wypierani przez tych „amoralnych łajdaków”, jak pozwalam sobie nazywać polski i nie tylko polski establishment. Konfucjusz, kiedy zdefiniował swoją merytokratyczną doktrynę, chodził od władcy do władcy, starając się przekonać ich do wdrożenia w życie swojego pomysłu. Rozmowy przebiegały według podobnego schematu. „Królu – mówił Kong Fuzi, wyrzuć tych wszystkich swoich kumpli i rodzinę ze stanowisk i przyjmij najbardziej nadające się na te stanowiska osoby, jakie masz w królestwie”. Na co Król pukał się w głowę i kazał wynosić się Konfucjuszowi, grożąc spuszczeniem psów.
Pewnie wielu z was myśli teraz – czego się ten stary pierdziel spodziewał? Obejście wszystkich królestw w Chinach w epoce, w której nie tylko nie było Internetu, ale również kolei wielkich prędkości, zajęło Konfucjuszowi sporo czasu. Nie przekonawszy nikogo, umarł. Minął rok po jego śmierci. Drugi rok, trzeci, dekada, sto lat, druga setka i nic się nie działo. Można by pomyśleć, że historia będzie miała pesymistyczny koniec. Ale to nie ze mną te numery, Brunner, ja jestem optymistą, zakończenie musi być na wypasie. Mniej więcej 350 lat po śmierci Konfucjusza na jego dworze Cesarz Han Wudi, ok. 136 r. p.n.e. kanclerz Dong Zhongshu przekonał cesarza, aby konfucjanizm uznać za oficjalną ideologię państwową.
W ramach tej reformy, ok. 124 r. p.n.e. powstała Cesarska Akademia. Była to instytucja, która kształciła przyszłych urzędników w oparciu o konfucjańskie klasyki takie jak „Pięcioksiąg”.
Nieśmiertelność idei
Wyobrażacie sobie siłę i nieśmiertelność tej idei? I wyobrażacie sobie satysfakcję Konfucjusza, który gdzieś tam w Niebie (Chińczycy mają niebo – wygląda tak: 天)patrzy, jak 2,5 k lat po jego śmierci Chiny stają się najpotężniejszym państwem – cywilizacją na świecie. Dzięki jego doktrynie. Ta perspektywa jest dla nas Europejczyków trudna do wyobrażenia. W tym miejscu rodzi się pytanie. Czy jeśli dzisiaj wymyślimy jakąś państwowotwórczą doktrynę, będziemy musieli czekać 350 lat na pierwsze efekty? Wprowadzony ponad 2 tysiące lat temu system specjalnego kształcenia urzędnika zamieniał „klasyczne” cnoty urzędnicze – „mierny, bierny, ale wierny” – na „moralność i kompetencje”. Dzięki tej doktrynie po ponad dwóch tysiącach lat starań Chińczykom udało się stworzyć hierarchię społeczną, która zasadniczo różni się od naszej. Chińczycy są przekonani, że rządzą nimi najlepsi spośród nich. I nie jest to tylko złudzenie. Jeśli ktoś w Polsce powiedziałby, że nasi rządzący to najlepsi spośród nas, parsknęlibyśmy śmiechem…
Centralne zarządzanie
Każdy cybernetyk powie wam, że procesy sterownicze są najbardziej efektywne, właśnie jeśli są scentralizowane. Popatrzmy na taki okręt. Na szczycie piramidy procesów sterowniczych stoi jeden człowiek – Kapitan. Pod nim oficerowie, potem szefowie poszczególnych działów, i tak dalej. Dzięki temu podróż przez niebezpieczne oceany może być szybka, wygodna i w miarę bezpieczna. Gdybyśmy zdecentralizowali ten system, uzyskalibyśmy tysiąc łódek. Każdy robiłby to, co chce, ale podróż przez ocean byłaby niemożliwa, a nawet jeśli jakiś procent by się na nią zdobył, to byłaby niebezpieczna i z pewnością mało komfortowa. No ale mając załogę złożoną z psychopatów, to podróż pod takim przywództwem przez ocean przypominałaby bardziej survival horror i każdy z uczestników takiej podróży marzyłby o przesiadce na małą, ale własną łódkę. I tak właśnie wygląda nasza sytuacja. Marzymy o własnej łódce, byleby tylko nie musieć płynąć pod przymusem, na statku którego załoga to psychopatyczni łajdacy. Chińczycy powiedzieliby „zmieńcie załogę na ludzi o cnotach konfucjańskich”. My marzymy o przesiadce do łódek, by poczuć się wolnymi.
Gospodarka planowa
Jestem architektem, projektantem i robię plany budynków. Słowem planuję. Ale jestem też świadkiem samowoli budowlanych. Oczywiście nie wszystkie powstają bez planów. Niektóre po prostu omijają państwowe urzędy, które jak już wiemy, w naszej cywilizacji nie są po to, by nam życie ułatwiać. Jednak te, które powstają bez planów, borykają się z wieloma problemami wynikającymi z tego, że ktoś nie objął swoim umysłem całości zagadnienia, a tylko kawałek i nagle okazuje się, że pojawiają się problemy, których można by uniknąć, gdyby istniał dobry projekt. Ciekawym przykładem tego zjawiska jest sprawa rynku nieruchomości. Mieszkanie, ze względu na ciągle rosnące ceny nieruchomości stało się towarem służącym do lokaty kapitału. Nie tylko u nas, również w Chinach. W sytuacji, w której mamy kryzys demograficzny, potężny segment gospodarki produkujący mieszkania-lokaty kapitału nie jest najmądrzejszym rozwiązaniem. Jeśli chcielibyśmy tymi mieszkaniami zapewnić lokum dla młodych małżeństw chcących mieć dzieci, to nie powinny to być kawalerki, a właśnie takie mieszkania najczęściej się w Polsce buduje. Kawalerki nie służą do mieszkania, często to tylko lokata kapitału. Chińczycy mają podobny problem. Pewnie każdy z nas widział chińskie miasta-widma, w których prawie nikt nie mieszka.
Władze Chińskie starają się jednak temu zaradzić, prowadząc kampanie reklamujące inne sposoby inwestowania pieniędzy i namawiając do budowania większych mieszkań. Najczęściej budowane mieszkania w Chinach mają około 80 m2. Pewnie trudno w to uwierzyć, bo nasze wyobrażenia o chińskich mieszkaniach są dokładnie odwrotne. Słowem działania rządu Chin starają się zmienić wolnorynkowe zachowania rozdrobnionych inwestorów. Czy to ma sens? Oczywiście. Bo eksperci mają większą wiedzę i dzięki tej wiedzy mogą wpłynąć na ogólną wydajność procesów gospodarczych. Tyle że to muszą być prawdziwi eksperci, a nie tacy jak u nas. Z pewnością wszyscy pamiętamy rządowych ekspertów od covida… I znowu kłania się hierarchia… Przywróćmy znaczenie słów! Niechaj eksperci będą ekspertami. Nie nazywajmy płatnych propagandzistów ekspertami!
I na koniec System Monopartyjny
Jeśli już poczułeś, Szanowny Czytelniku, odmienność cywilizacji konfucjańskiej, to pewnie łatwiej będzie Ci zrozumieć, że partia może być jedna i dobrze działać. Partia jako rodzaj zakonu dla najbardziej moralnych i kompetentnych. Dla tych tak bardzo poszukiwanych u nas elit. Czy decentralizacja naszego systemu politycznego, ten mityczny pluralizm, faktycznie zwiększa jakość elit? Jeśli tak by było, to wszystkie partie byłyby na niezłym poziomie. W sporcie, w biegu finałowym na 100 metrów, nie ma osób które nie potrafią szybko biegać, a jednak system wielopartyjny nie tworzy jakości. Czemu? Złe hierarchie społeczne. Na przedzie zawsze amoralni łajdacy, a ludzie kompetentni i moralni jak dobry pieniądz, zawsze wypierani przez pieniądz zły. Dlatego tym bardziej aktualna jest sentencja, że dla dominacji zła wystarczy bierność dobrych ludzi. A my na razie skazani jesteśmy na decentralizację i dążenie do państwa minimum. Amen.