Strona głównaMagazynIntegracja czy regermanizacja? Antypolska ofensywa Niemiec

Integracja czy regermanizacja? Antypolska ofensywa Niemiec

-

- Reklama -

Dewastacja polskiej gospodarki, której przeciwstawia się Prezydent, niemieckie nazwy zabytków i „specjalna troska” Niemców o Śląsk. W ostatnim czasie obserwujemy coraz więcej antypolskich działań podejmowanych przez Niemcy, które można pojmować nawet jako powolne próby regermanizacji terenów zachodniej Polski.

Prezydent Nawrocki zdaje się czerpać z polityki Donalda Trumpa, konsekwentnie wetując eko-szaleńcze ustawy. 7 listopada prezydent Nawrocki zawetował ustawę w sprawie utworzenia Parku Narodowego Doliny Dolnej Odry, która miałaby pozwolić na stworzenie w województwie zachodniopomorskim pierwszego od 24 lat parku narodowego w Polsce. To kolejna próba ingerencji Niemiec za pomocą ekoterroryzmu Unii Europejskiej w niszczenie polskiej gospodarki, nie mająca nic wspólnego z ochroną przyrody, a z przejmowaniem kontroli nad polską ziemią, wyłączając ją z użytku.

Chcą przejąć Odrę?

Zawetowana ustawa zakładała, że teren Parku Narodowego Dolnej Odry miał objąć obszar o powierzchni ponad 3,8 tys. ha terenów w dolnym biegu Odry w województwie zachodniopomorskim. Prezydent wskazał w uzasadnieniu decyzji, że ustawa budzi obawy o zablokowanie rozwoju gospodarczego regionu, w którym Odra jest kluczowym źródłem potencjału inwestycyjnego. W plan projektu wpisuje się w nieodłączny sposób likwidacja elektrowni na tym terenie. Na ten cel rząd już otrzymał „wsparcie” z KPO w kwocie 250 mln złotych.

Hennig-Kloska zapowiedziała próby obejścia prezydenckiego weta. Podobnie zapowiadał Donald Tusk po wecie dot. tzw. „ustawy wiatrakowej”. Szaleństwo zielonoładowego Ministerstwa Klimatu i Środowiska jest więc bezpośrednio powiązane z planami utworzenia Parku Narodowego. Skontaktowałam się z dziennikarzem i leśnikiem Jackiem Frankowskim, który podkreślił, że pomysły Unii Europejskiej i MKiŚ również godzą w leśników, stawiając ich w haniebnym świetle „niszczycieli przyrody”. Po nadaniu terenowi miana Parku Narodowego nikt nie może na nim działać – nawet Ci, którzy z pasji regularnie dbają o faunę i florę tego miejsca. Postawa Prezydenta Nawrockiego wobec ustaw klimatycznych pozostaje asertywna i pociąga za sobą zdecydowane działania w postaci korzystania z prawa weta. Jednak to nie koniec wchodzenia na polskie tereny z butami przez Niemcy, co dobrze znamy z historii.

Wrocław, nie Breslau!

W sieci odbił się szerokim echem pomysł przywrócenia przedwojennej nazwy Mostu Grunwaldzkiego – niem. „Kaiserbrücke” (Most Cesarski) i umieszczenia jej obok tablicy z polską nazwą, co wywołało masowy społeczny sprzeciw. Pomysłodawcy projektu tłumaczą to jako „zabieg czysto konserwatorski”, który miałby na celu zachowanie oryginalnego wyglądu zabytku. Dwujęzyczne nazwy miejscowości, wsi czy zabytków bywają częstym zjawiskiem w okolicach Opola czy Śląska, głównie ze względu na silne wpływy mniejszości niemieckiej i pozostawanie w trwałym kontakcie z miastami partnerskimi w Niemczech, które starają się prowadzić politykę integracyjną. Jednak nagły pomysł mający znaleźć realizację w samym sercu Wrocławia słusznie wzbudził silne emocje.

Powinniśmy zastanowić się, czy owe działania nie są próbą „oswajania” Polaków z kolejną interwencją Niemców na naszej ziemi, która mogłaby kojarzyć się z próbami „regermanizacji” – szczególnie że ma miejsce w czasach władzy obecnego proniemieckiego rządu. W czasach współczesnej, niepodległej Polski (choć niejednokrotnie przekonujemy się, że to tylko umowne pozory mające na celu zaspokoić odwieczne pragnienie wolności Polaków i ich uciszyć) nikt nie powie otwarcie o próbach germanizacji. Dlatego nikt nie zmieni oficjalnej nazwy mostu, zaś używanie niemieckiej nazwy jako „elementu wystroju” należałoby traktować jako próbę powolnego gotowania żaby.

Kilka tygodni temu moją uwagę przykuł masowy baner wiszący w centrum Warszawy: „Breslau”. Chodziło o promocję nowego serialu Netflixa, co już wielu jednoznacznie kojarzy z lewacką ideologią. Większość produkcji Netflixa zawiera przynajmniej jeden lub kilka wątków, które nawiązują do ideologii LGBT czy szerzej rozumianego „wokizmu”, bohatersko wychwalają Żydów, a czarnoskóremu aktorowi nigdy nie przypisują czarnego charakteru. Postanowiłam się jednak zagłębić w fabułę produkcji i nie łudziłam się, iż stara się ona przedstawić nam Wrocław jako miasto inne niż niemieckie. Niepokojące jest uwypuklenie roli Wrocławia jako ważnej metropolii ówczesnego państwa niemieckiego. Rozwinięta infrastruktura, instytucje, życie kulturalne – wszystko przedstawione jest z perspektywy dorobku III Rzeszy. Bohater – komisarz Franz Podolsky – jest oficerem niemieckiej policji; jego życie, praca, konflikty, moralne dylematy rozgrywają się w strukturach charakterystycznych dla tamtych Niemiec. W serialu pokazane są napięcia lat 30., rosnąca władza nazistowska – co osadza miasto w realiach ówczesnych Niemiec, a nie Polski. Serial zatem świadomie odwołuje się do przeszłości Wrocławia jako do realnego, istniejącego miasta z niemiecką tożsamością. Co potrafi (o ile nie ma na celu) zmylić widza – szczególnie bardzo młodego lub zza granicy – co do historii Wrocławia, który przecież przed niemiecką okupacją i rozbiorami był polski, co warto podkreślać na każdym kroku. Wrocław jako jedno z najstarszych miast Polski ma bogatą historię, która sięga X wieku, kiedy to powstał jako gród piastowski. Szkoda, że o tych czasach już nikt zdaje się nie pamiętać.

Warto również zastanowić się, czy próba regermanizacji koniecznie musiałaby odbyć się rękami Niemców? Nie od dzisiaj Wrocław nazywany jest „drugim Kijowem” i najbardziej zukrainizowanym miastem w Polsce. A to z powodu najliczniejszych migracji Ukraińców właśnie nad Odrę. Powinniśmy pamiętać, że w czasach II Wojny Światowej Ukraińcy byli prawą ręką nazistowskich Niemiec, a banderyzm odpowiadający za ludobójstwo na Wołyniu i budujący tożsamość ukraińską czerpał wzorce z polityki Hitlera. Dlatego próba zalania Polaków migrantami ze wschodu na pocieszenie, iż nie są to Afroamerykanie, jest jak najbardziej powodem do niepokoju. Szczególnie mając na celu bogatych, których stać na przeprowadzkę do Polski, masowe odkupywanie mieszkań czy ziemi od Polaków, którzy kleją koniec z końcem. Tego nie muszą robić Niemcy. Ale robi to antypolski rząd na zlecenie Niemiec kolaborujących z Ukrainą od zawsze.

Fałszywe „uśmieszki”

W poprzednim numerze NCZ!, analizując z dziennikarką Agnieszką Wolską artykuł szwajcarskiego pisma „Neue Zürcher Zeitung”, doszłyśmy do wniosku, że Niemcy zaczynają w końcu doceniać Polaków, a nawet stawiać Polskę za wzór bezpieczeństwa i wysoko rozwiniętej cyfryzacji. Nasza korespondentka z Niemiec zwróciła jednak uwagę na fakt, że nie pokładałaby w tej postawie zbytniej ufności. Wysoko rozwinięta cyfryzacja, chociażby z udziałem takich aplikacji jak mObywatel, zdaje się perfekcyjnie wpisywać w plan federalizacji Unii Europejskiej i gospodarki centralnie sterowanej. Nie ma więc co się dziwić, że Niemcy nas chwalą, skoro Polska działa de facto zgodnie z ich planem. Ciężko dopatrywać się pochwały, czy chociażby szacunku wobec Polaków, mając na względzie ostatnie skandaliczne słowa działacza młodzieżówki AfD Fabiana Keubela, który bezczelnie Polaków obraził, nazywając nas „Afroamerykanami Europy”. Keubel oskarżył także Polskę o ochronę terrorystów, którzy przeprowadzili ataki na niemieckie centralne źródło energii. Cyt.: „antyniemiecka Polska graniczy bezpośrednio z Niemcami (…) Dlatego Polska obiektywnie stanowi dla nas, Niemców, znacznie większe zagrożenie niż jakiekolwiek inne państwo”. Keubel zarzucił Polsce również „kradzież ziem” oraz „masowe wysiedlenia”. Stwierdził, że polska tożsamość opiera się na poczuciu krzywdy historycznej, a przy późniejszej konfrontacji po swojej wypowiedzi ocenił ją jako „absolutnie słuszną i bardzo dyplomatyczną”.

Donald Tusk skomentował słowa działacza saksońskiej młodzieżówki, a właściwie wykorzystał je do uderzenia w swoich oponentów politycznych, zarzucając Konfederacji „sympatyzowanie z AfD”. Radosław Sikorski przyznał rację Rafałowi Ziemkiewiczowi – „AfD to taki niemiecki PiS”. Warto podkreślić, że przy tym nie skrytykowali bezpośrednich słów działacza, ani im nie zaprzeczyli. Zrobił to natomiast europoseł AfD polskiego pochodzenia Tomasz Froelich: „Absolutnie nie zgadzam się z tym stwierdzeniem. Polacy są narodem o bogatej historii, z której powinni być dumni. Ta historia obejmuje zarówno triumfy, jak i porażki. To jednak właśnie triumfy powinny odgrywać główną rolę w polityce pamięci, tak jak ma to miejsce chociażby w przypadku Marszu Niepodległości. Tendencja do martyrologii była zresztą krytykowana już przez Romana Dmowskiego w „Myślach nowoczesnego Polaka” – ocenił polityk. Jako jeden z nielicznych niemieckich polityków zdaje się podejmować próby przywrócenia poprawnych relacji polsko-niemieckich.

AfD jest w mojej opinii niepewnym gruntem, do którego powinniśmy mieć ograniczone zaufanie. Dobre intencje niektórych działaczy niestety sukcesywnie przeplatane są skandalicznymi wypowiedziami, wśród których niestety słowa działacza młodzieżówki nie są odosobnionym przypadkiem. Znając po części osobiście niemiecką młodzież i śledząc również niemieckie media społecznościowe, szczególnie TikTok, wiem, że w obliczu kryzysu gospodarczego w Niemczech znów romantyzuje się o austriackim malarzu. Europoseł AfD Irmhild Boßdorf w lipcu br. „zatroszczyła się” o dostęp polskiej młodzieży do nauki „języka śląskiego” – czyt. gwary w polskich szkołach. Należy przyznać jasno – nikomu nie opłaca się inwestować w projekty, które nie przyniosą mu osobistej korzyści. W tym przypadku podstępny kontekst może mieć podkreślanie odrębności Śląska od Polski, co czynią również politycy naszego antypolskiego rządu. Poseł Konfederacji Korony Polskiej Roman Fritz wielokrotnie wspomina, że Śląsk to nieodłączny teren naszej Ojczyzny.

Media głównego nurtu nieustannie podsycają nasz strach przed Rosją. Fakt, że jesteśmy w trudnej sytuacji gospodarczej i militarnej, nie powinien natomiast przysłaniać nam możliwych zagrożeń, o których o dziwo nikt nie wspomina. Jak podkreśla Prezes Konfederacji Korony Polskiej Grzegorz Braun – to niezwykle ważne, by Polska utrzymywała poprawne stosunki z wszystkimi sąsiadami, ale jednocześnie zachowywała asertywną postawę. Jeśli społeczeństwo przestanie głosować na zdrajców i samo siebie wystawiać na sprzedaż oraz wyzbędzie się postkomunistycznego kompleksu niższości, to już za nami znaczna część sukcesu.

Najnowsze