Najnowszy raport Polskiego Towarzystwa Zdrowia Publicznego (PTZP) wskazuje, że wiek pierwszego kontaktu z alkoholem w Polsce gwałtownie się obniża. Specjaliści podkreślają, że winne są zarówno błędy społeczne, jak i zaniedbania w prawie – od utrwalonych zwyczajów rodzinnych po nachalną reklamę.
Polska nadal znajduje się w europejskiej czołówce, jeśli chodzi o ilość wypijanego alkoholu, a coraz niższy wiek inicjacji może wkrótce zatrzymać dotychczasowy, korzystny spadek spożycia. Jak zaznaczył prof. Andrzej Fal, wielu młodych ludzi po raz pierwszy pije alkohol w domu, przy przyzwoleniu dorosłych, co utrwala przekonanie, że to coś normalnego i nieszkodliwego. W rozmowie z PolitykaZdrowotna.com ekspert ostrzegł wprost: jeśli nie zareagujemy, stracimy efekty wieloletniej walki z nadmiernym spożyciem alkoholu.
– Wydaje mi się, że w tym konkretnym przypadku, czyli spadającego wieku inicjacji alkoholowej, w Polsce mamy zderzenie kilku złych przyzwyczajeń, nawyków społecznych i legislacji. Pierwszym z nich jest duże przyzwolenie domowe na „wciąganie dzieciaków”. Co mam na myśli? Otóż mamy szampany dla dzieci, potem mamy jakieś napoje 0.0 i to wszystko dzieciaki piją, bo to przecież rodzi pewne przyzwyczajenie. Co więcej, jak Pani widziała w raporcie, cytujemy badania, z których wynika, że ponad 70% młodych ludzi pierwszy kontakt z alkoholem miało w domu, w obecności i w świadomości opiekunów, rodziców. To jest rzecz absolutnie karygodna i niedopuszczalna. Drugi czynnik – nakłada się na to natychmiast obecność napojów z zawartością alkoholu, mówię o reklamie alkoholu imprezach sportowych, nawet w roli głównego sponsora. Jeżeli złożymy jedno z drugim, tzn. „tato dał mi się napić łyk piwa” i „piwo jest na meczach wśród sportowców”, to znaczy, że trzeba pić piwo, żeby być dobrym sportowcem – wskazał specjalista.
– Jeżeli tak będziemy kreować świadomość młodych ludzi, to rzeczywiście będziemy mieli zarówno obniżenie wieku inicjacyjnego, jak i wzrost liczby osób pijących. Trzeba przyznać, że w ostatnich latach mieliśmy rzeczywisty trend spadkowy w ilości konsumowanego alkoholu. Natomiast poprzez spadek wieku inicjacyjnego ten trend ma duże szanse – a raczej powiedziałbym duże ryzyko – odwrócenia się. I musimy szybko coś z tym zrobić, żeby nie stracić efektu, który został indukowany. Efekt ten jeszcze nie jest porażający, bo ilość alkoholu konsumowanego na głowę i tak stawia nas w czołówce europejskiej. Ale sam fakt, że mamy trend spadkowy, już jest godny wzmocnienia, a nie wyhamowania – dodał lekarz.
Alkohol poza przestrzenią publiczną?
Z kolei w wywiadzie udzielonym serwisowi StronaZdrowia.pl, prof. Andrzej Fal stwierdził wprost, że w jego opinii alkohol w każdej formie powinien być wycofany z przestrzeni publicznej – nie tylko z reklam, ale także z ogródków piwnych, parasoli reklamowych czy witryn sklepów oklejonych promocjami alkoholu. Jak wskazał specjalista, trudno dokładnie oszacować, o ile taki krok zmniejszyłby spożycie, ale na pewno przyniósłby pozytywny efekt. Podkreślił przy tym, że każdy litr alkoholu, który nie zostanie wypity, oznacza zdrowsze społeczeństwo.
– Jestem zdecydowanym przeciwnikiem podawania dzieciom wszystkiego, co nazwą, obrządkiem, wyglądem przypomina napoje zawierające alkohol. Dotyczy to zarówno bezalkoholowych szampanów, piw, win czy innych podobnych produktów. U dzieci wprowadzanie takich napojów może wzmacniać błędne wyobrażenie, że ich picie alkoholu jest czymś normalnym i akceptowalnym, a tylko czas dzieli je od przejścia na zawierające alkohol odpowiedniki. Traktujmy produkty bezalkoholowe jako ekwiwalenty dla osób dorosłych, które chciałyby pić szampana czy piwo, ale wybrały bycie abstynentami i w związku z tym szukają produktu zero-procentowego – zaapelował prof. Andrzej Fal.
Naukowiec przypomniał, że ekonomiczna dostępność sama w sobie kształtuje zachowania – w tym przypadku zachowania antyzdrowotne. Podał przy tym przykład: jeśli kupuje się sześć butelek alkoholu, a przy promocji można dostać następne sześć, to w końcu te dwanaście butelek zostanie skonsumowane, niekoniecznie jednego dnia, ale w ogóle. Innymi słowy, bez promocji mogłoby skończyć się na mniejszej ilości, a być może część w ogóle by nie trafiła do konsumpcji. W jego przekonaniu takie praktyki reklamowe są niedopuszczalne, szczególnie w przypadku substancji uzależniających, w tym wyrobów tytoniowych oraz produktów wysokocukrowych.
Źródło: PolitykaZdrowotna.com, StronaZdrowia.pl