– Żadne porozumienie, nieważne kto będzie je zawierał, nie może osłabiać czy podważać bezpieczeństwa Polski i całej Europy; co do tego wszyscy się zgodzili – twierdził premier Donald Tusk po spotkaniu liderów UE w Luandzie, odnosząc się do przedstawionego przez USA planu pokojowego dla Ukrainy.
W poniedziałek, w obchodzącej 50-lecie niepodległości Angoli odbywa się szczyt Unia Europejska – Unia Afrykańska. Przywódcy UE i państw Unii Afrykańskiej (UA) spotykają się w stolicy Angoli Luandzie.
Na marginesie tego szczytu doszło do specjalnego spotkania wszystkich szefów rządów i państw UE na temat 28 punktowego planu pokojowego dla Ukrainy, który przedstawiły Stany Zjednoczone.
Tusk po spotkaniu ocenił, że rozmowa była poważna. Jak dodał, „jest mało powodów do jakiegoś hurra-optymizmu”.
– Wszyscy będziemy wspierać ten proces, w którym daj Bóg pojawia się szansa na zakończenie wojny rosyjsko-ukraińskiej, a przynajmniej jej zawieszenie – powiedział szef polskiego rządu.
Jak podkreślił, jest „pełna zgoda po stronie europejskiej” [chodzi o UE – red. nczas], że 28 punktów przedstawionych przez USA wymaga przepracowania. Dodał, że część z nich jest „nie do zaakceptowania”.
– Szczególnie jest ważne z polskiego punktu widzenia, żeby żadne porozumienie w żaden sposób nie osłabiało Polski, czy Europy i naszego bezpieczeństwa – zapewnił premier.
– Żadne porozumienie, nieważne kto z kim będzie je zawierał, nie może osłabiać, czy podważać bezpieczeństwa Polski i całej Europy. Co do tego wszyscy się zgodzili – poinformował.
Tusk podkreślił, że liderzy Europy chcą, by na Ukrainie zapanował sprawiedliwy i trwały pokój.
– To oczywiste. Będziemy wspierali Ukrainę w dalszym ciągu. Upadek Ukrainy oznacza bezpośrednie zagrożenie dla Polski, mam nadzieję, że wszyscy to zrozumieli, także w Polsce – przekonywał premier, podciągając fałszywą tezę, jakoby Ukraina walczyła za Polskę.
UE wcześniej opublikowała własny, nie konsultowany najpewniej z nikim własny „plan pokojowy” jako odpowiedź na doniesienia o bliskości zawarcia pokoju na Ukrainie przez Waszyngton i Moskwę. Najpewniej była to próba – dość żałosna – postawienia się przez UE jako strony liczącej się. Realnie unijny „plan pokojowy” nie jest brany przez nikogo pod uwagę.

