Strona głównaWiadomościŚwiatNiemcy bezczelnie handlują tym, co ukradli w Polsce

Niemcy bezczelnie handlują tym, co ukradli w Polsce

-

- Reklama -

Na terenie Niemiec znajduje się bardzo wiele rzeczy, które zostały z Polski zrabowane; rzeczy, które wystawiono na aukcję, przecież też pochodzą z rabunku – powiedział w niedzielę zastępca prezesa Instytutu Pamięci Narodowej Karol Polejowski.

Dom Aukcyjny Felzmann w Neuss miał w poniedziałek rozpocząć sprzedaż prywatnej kolekcji, obejmującej dokumenty i przedmioty związane z ofiarami niemieckich – a jak wynika z informacji Urzędu do Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych, także sowieckich – zbrodni podczas II wojny światowej. Przeciw aukcji zaprotestował m.in. Międzynarodowy Komitet Oświęcimski, jak również polskie władze.Do sprawy odniósł się na antenie Polsat News zastępca prezesa IPN, który zauważył, że na terenie Republiki Federalnej Niemiec znajduje się bardzo wiele rzeczy, które zostały z Polski „po prostu zrabowane”.

- Reklama -XVII Konferencja Prawicy Wolnościowej

„Te rzeczy, które wystawiono tutaj na aukcję, przecież też pochodzą z rabunku” – powiedział. „To są w wielu przypadkach prywatne rzeczy związane z ofiarami niemieckich zbrodni. A więc z jednej strony mówimy tutaj o procederze kradzieży, z drugiej strony mówimy o czymś, co chyba nazywa się paserstwem, wystawianiem na sprzedaż rzeczy kradzionych” – dodał.

Jak podkreślił, zdarzenie jest godne potępienia. „I to jest nie tylko kwestia szargania pamięci ofiar, ale także jeszcze czerpania z tego zysków finansowych, które co najmniej są podejrzane w tym wypadku” – wskazał.

- Prośba o wsparcie -

Jego zdaniem dobrze, że wstrzymano aukcję, ale to „nie załatwia całego kompleksu spraw z tym związanych”. „IPN jako instytucja powołana do dbania o polską pamięć narodową stanowczo domaga się, aby Republika Federalna Niemiec rozliczyła się w końcu z tej swojej przeszłości, bo przecież jest następcą Rzeszy Niemieckiej z czasów Adolfa Hitlera” – zaznaczył zastępca prezesa IPN.

Pytany, czy IPN ma narzędzia, by zażądać chociażby zwrotu tych przedmiotów albo chociażby je odkupić, prof. Polejowski wskazał, że tu pierwszoplanową rolę odgrywają Ministerstwo Spraw Zagranicznych i Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego. „To są te instytucje państwa polskiego, których obowiązkiem jest w tej sprawie zadziałać tak, aby te artefakty już nigdy nie tylko nie wróciły na żadną aukcję, ale żeby wróciły do Polski. Żeby wróciły do spadkobierców” – powiedział. „My jako IPN oczywiście możemy wesprzeć te działania, ale narzędzi jako takich nie mamy” – wyjaśnił.

Zastępca prezesa IPN przyznał, że w prawie niemieckim handel takimi przedmiotami jest legalny. „Ale my mówimy tu o sytuacji, która jest wyjątkową sytuacją. Przecież mówimy o rzeczach zrabowanych, które nie powinny w ten sposób znajdować się w obrocie publicznym na terenie RFN. Tutaj zwykłe zasady uczciwości, zwykłe zasady dobrego sąsiedztwa polsko-niemieckiego jednak wymagają tego, aby tego typu sprawy były załatwiane natychmiast i bez żadnej dyskusji ze strony niemieckiej” – ocenił Karol Polejowski, dodając, że takich sytuacji w przeszłości było więcej.

„To jest problem, chyba który leży po stronie niemieckiej. My domagamy się jednak, aby Niemcy uregulowali swoją należność za okupację” – powiedział Karol Polejowski, dodając, że „sytuacja wymaga systemowego uregulowania”.

Pytany, czego by oczekiwał od polskich władz, zastępca prezesa IPN powiedział: „przede wszystkim stanowczego domagania się zwrotu nie tylko tych rzeczy, ale tego wszystkiego, co znajduje się jeszcze na terenie RFN”.

„Trzeba by było zadać pytanie stronie niemieckiej, w jaki sposób Niemcy dzisiaj mają zamiar uregulować te kwestie. Bo one co jakiś czas się pojawiają. Mówimy tutaj nie tylko przecież o tej jednej aukcji, ale w ogóle o całym systemie grabieży, który Niemcy stosowali na okupowanych ziemiach polskich. Przecież polskich dzieł sztuki w RFN w różnych, prywatnych często posiadłościach jest bardzo wiele” – tłumaczył. „A więc warto by było, aby polskie władze nacisnęły jednak – skoro mamy tak dobre stosunki z naszym zachodnim sąsiadem – aby ten sąsiad zechciał w końcu rozliczyć się ze swojej przeszłości” – podkreślił prof. Karol Polejowski.

Na liście obiektów przeznaczonych do sprzedaży – jak podała gazeta „Frankfurter Allgemeine Zeitung” – wyszczególnione były 623 pozycje. Wśród dokumentów był list więźnia z Auschwitz „o bardzo niskim numerze” do adresata w Krakowie. Cena wywoławcza miała wynieść 500 euro. Diagnozę lekarską z obozu koncentracyjnego Dachau, dotyczącą przymusowej sterylizacji więźnia, wyceniono na 400 euro. Karta z kartoteki Gestapo z informacją o egzekucji żydowskiego więźnia w getcie Mackheim w lipcu 1942 r. miała mieć cenę wywoławczą 350 euro. W katalogu znajdował się też antyżydowski plakat propagandowy oraz gwiazda żydowska z obozu Buchenwald.

Wśród dokumentów wystawionych na aukcji w Neuss było ponad 20 materiałów dotyczących więźniów obozu koncentracyjnego na Majdanku – powiedziała PAP w niedzielę rzeczniczka Państwowego Muzeum na Majdanku Agnieszka Kowalczyk-Nowak.

Źródło:PAP

Najnowsze