Po ostatnich konwencjach, jakie odprawiły obydwa polityczne gangi, rotacyjnie okupujące nasz nieszczęśliwy kraj i zżerające nie tylko jego zasoby, ale i zasoby obywateli, okazało się, że o ile obywatel Tusk Donald i jego Volksdeutche Partei z podziwu godną konsekwencją nadstawia się Niemcom, o tyle Naczelnik Państwa, który do tej pory ręka w rękę z obywatelem Tuskiem Donaldem stręczył nam Anschluss, w ogóle – Unię Europejską, teraz postanowił zmienić emploi i spróbować nadstawiać się Amerykanom.
Ciekawe, co Amerykanie z tą ofertą zrobią – czy wykorzystają Naczelnika Państwa, a potem go porzucą, czy też go nie porzucą, bo go nie wykorzystają? Okazuje się, że scena polityczna naszego bantustanu nie jest znowu aż tak skomplikowana, by nie można jej naszkicować kilkoma zaledwie kreskami.
Wspominam o tym również dlatego, że jakiś uczony profesor, u którego TVN obstalowała ekspertyzę w celu potępienia „Targów Książki Bez Cenzury”, jakie odbyły się w Krakowie, jednocześnie z Targami Książek Ocenzurowanych, skrytykował wydawców niecenzuralnych, że w wydawanych książkach wychodzą naprzeciw oczekiwaniom odbiorców, którzy pragną „prostych odpowiedzi”.
Najwyraźniej uczony profesor uważa, że od odpowiedzi prostych lepsze są odpowiedzi krzywe, to znaczy takie, które wprawdzie niczego nie wyjaśniają, ale za to ugruntowują reputację takiego mądrali, że byle kto nie jest w stanie go zrozumieć. Tymczasem nawet bardzo skomplikowany problem można wyjaśnić choćby dziecku, wszelako pod jednym warunkiem – że ten, kto tłumaczy, sam to rozumie.
Wbrew pozorom nie jest to zbyt często spotykane wśród naszych kujones, którzy z tego właśnie powodu chętnie chwytają się mądrości etapu, jakich dostarcza im Judenrat „Gazety Wyborczej”. Wiele razy zwracałem uwagę, że gdyby panu red. Michnikowi zepsuł się telefon komórkowy, to nauka polska doznałaby paroksyzmów: nikt nie wiedziały, co myśli, dopóki awaria nie zostałaby usunięta. Dlatego właśnie pozycja pana red. Michnika jest w naszym bantustanie podobna do pozycji Józefa Stalina w obozie socjalistycznym – bo dzięki niemu każdy towarzysz wiedział, co myśli i jaka jest aktualna linia Partii.
Gdyby nie zgrzyt spowodowany rozdmuchaniem afery gruntowej, w której maczali palce Wielce Czcigodni posłowie PiS, można by powiedzieć, że żerowiska zostały rozgraniczone, dzięki czemu nasz nieszczęśliwy kraj będzie mógł przez chwilę odetchnąć od dotychczasowego jazgotu. Niestety chyba nie będzie to możliwe, już to z uwagi na okoliczność, że w miarę postępów socjalizmu zaostrza się walka klasowa – a już to z innego powodu – że obydwa polityczne gangi będą viribus unitis zwalczały przedsięwzięcia od nich niezależne. Możemy się o tym przekonać, obserwując, jak obydwa wspomniane gangi zgodnie piętnują Konfederację i to nie tylko tę, z którą mogłyby ewentualnie poflirtować, ale również tę Konfederację, z którą flirtować nie zamierzają. Niezależnie od tego obserwujemy narastającą wrogość, zwłaszcza Volksdeutsche Partei, wobec tak zwanych inicjatyw obywatelskich. W tej wrogości Volksdeutsche Partei nie jest bynajmniej odosobniona.
Do inicjatyw obywatelskich nienawiścią zieje również, a właściwie nie „również”, tylko przede wszystkim Judenrat „Gazety Wyborczej”, co jest o tyle dziwne, że współwłaścicielem spółki „Agora” jest chyba cały czas stary żydowski grandziarz finansowy Jerzy Soros, który wylansował się na „społeczeństwie obywatelskim”. Ten fenomen można jednak wyjaśnić w prosty sposób przy pomocy teorii spiskowej – że inicjatywy obywatelskie – owszem, jak najbardziej – ale pod warunkiem, że zostały zainspirowane, albo przynajmniej są kontrolowane przez Żydów. Inicjatywy ani nie zainspirowane, ani nawet nie kontrolowane, są zwalczane albo jako „faszyzm”, albo jako „ksenofobia”, a w ostateczności, jak już do niczego nie można się przyczepić – jako „antysemityzm”.
Innym przykładem są patrole graniczne pana Roberta Bąkiewicza, które zostały potępione nie tylko przez Niemcy (co jest nawet bardziej zrozumiałe), ale przede wszystkim przez vaginet obywatela Tuska Donalda i to pod pretekstem „terroryzmu” – chociaż to te patrole graniczne były nieustannie nękane a to przez Straż Graniczną, a to przez policję – nie mówiąc już o funkcjonariuszach Propaganda Abteilung z TVP („w likwidacji”) oraz TVN, która w politycznych nagonkach się wyspecjalizowała.
Widocznie jednak nagonka na patrole graniczne pana Roberta Bąkiewicza nie była dość przekonująca nawet dla wyznawców Volksdeutsche Partei, bo jakiś jegomość z Łosic, który podobno wcześniej obsyłał niezależną prokuraturę „materiałami pornograficznymi”, przyjechał do Warszawy na ulicę Wiejską i tam rzucił pod drzwi kawiarni „Czytelnika” butelkę z jakimś płynem, który po zapaleniu lekko osmalił na dole drzwi wejściowe. Okazało się jednak, że był to „zamach terrorystyczny”, wymierzony w Platformę Obywatelską, która na czwartym piętrze ma swoją spelunkę. Minister spraw wewnętrznych w vaginecie obywatela Tuska Donalda, obywatel Kierwiński, bardzo się nasrożył, co skłania mnie do podejrzeń, że cały ten „zamach” został zaaranżowany przez ABW – na co wskazywałaby również okoliczność, że ów „zamachowiec” miał od razu zostać skierowany na badania sądowo-psychiatryczne, skąd zostanie wypuszczony do domu, gdy już sprawa ucichnie. Dla Abewiaków to żaden problem; w końcu w każdym miasteczku jest jakiś szurnięty jegomość, którego można wykorzystać w charakterze „terrorysty” – no a potem podzielić się po bratersku forsą przyznaną w nagrodę za udaną operację.
Dopiero na tym tle możemy sobie wyobrazić, co by się działo, gdyby pan dr Jan Pokrywka zrealizował swój pomysł utworzenia Obywatelskich Patroli Konfederacji. Oczyma duszy widzę, jak obywatel Tusk Donald zaciera ręce na widok takiego daru Niebios, dzięki któremu zyskałby dodatkowy powód do oskarżania wszystkich bez wyjątku Konfederacji o „terroryzm” – a Judenrat „Gazety Wyborczej” podniósłby klangor, że „aj waj! gewałt!” – „idą faszyści, wiodą natarcie marokańskimi batalionami”, w związku z czym cały „obóz demokratyczny” powinien zrobić im no pasaran! Ciekawe, jak w tej sytuacji zachowałby się Naczelnik Państwa ze swymi pretoriany? Pana Roberta Bąkiewicza popiera – ale jeśli chodzi o konkurencyjną Konfederację, zwłaszcza znienawidzonego Grzegorza Brauna, to chyba już nie? Jest bowiem przestrzeń ponad podziałami, w której obydwa dominujące w naszym bantustanie polityczne gangi świetnie się dogadują – żeby ani z jednej, ani z drugiej strony nie pojawiła się żadna alternatywa, a już zwłaszcza – alternatywa obywatelska. No a stare kiejkuty? Stałyby z bronią u nogi, czy raczej zaczęłyby wykonywać jakieś ruchy?

