Strona głównaWiadomościPolityka"Podatek od smartfonów" już od Nowego Roku. Ministerstwo Kultury przekonuje, że haracz...

„Podatek od smartfonów” już od Nowego Roku. Ministerstwo Kultury przekonuje, że haracz nie odbije się na cenach urządzeń

-

- Reklama -

Ministerstwo Kultury przedstawiło projekt nowelizacji, który wprowadzi nowy haracz dla Polaków. Dodatkowo pieniądze zrabowane w ramach podatku mają nie trafiać do budżetu, ale dla grupy osób określanych „artystami”. Chodzi o tzw. podatek od smartfonów, czyli opłatę reprograficzną.

Opłata reprograficzna to haracz, który nakłada się na producentów i importerów urządzeń, na których można powielać treści określane przez państwo jako „teksty kultury”. Producenci i sprzedawcy rzecz jasna przerzucą koszt na klientów, podnosząc cenę, by im biznes się opłacał.

- Reklama -XVII Konferencja Prawicy Wolnościowej

Pieniądze z tego haraczu nie trafiają do budżetu. Zamiast tego kierowane są do osób uznawanych przez państwo za „artystów”. Ma to być forma „rekompensaty” dla nich za to, że ich treści są powielane przez prywatne osoby na własny użytek. Tok myślowy, prowadzący do wcielenia w życie poboru tego haraczu jest więc wybitną głupotą, ale i niesprawiedliwością.

Według resortu kultury, „artyści” otrzymają do 200 mln zł rocznie przez ten haracz.

- Prośba o wsparcie -

Bez cenzury. Bez kompromisów. Dzięki Tobie i z Tobą!

Bezkompromisowo przedstawiamy prawdę o Polsce i Świecie bez względu na działania aktualnej cenzury. Nie chodzimy na kompromisy. Utrzymujemy się z reklam i Twojego wsparcia. Jeśli chcesz wolnych mediów – WESPRZYJ NAS!

„Dotychczas opłata dotyczyła takich urządzeń jak mp3, faks, VHS czy nagrywarki DVD. Między innymi dlatego Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego twierdzi, że zmiana definicji jest konieczna. Chodzi o dostosowanie prawa do współczesnych realiów” – podało rmf24.pl.

Ministerstwo Kultury na swojej stronie przekonywało, że w polskim prawie „mechanizm działa od 1994 roku, a ostatnio aktualizowany był w roku 2008, czyli w roku, w którym w Polsce popularność zyskiwały notebooki, kieszonkowe kamery video i czytniki e-booków”.

Producenci i importerzy zostaną obłożeni podatkiem w wysokości 1 proc. dla nowych urządzeń oraz 2 proc. dla wszystkich pozostałych. Skrócono też listę obecnych 65 urządzeń do 19.

Przerażające jest myślenie życzeniowe rządu, jak i wtórowanie mu w tym przychylnych mediów. Na stronie RMF FM czytamy, że „choć w przestrzeni publicznej pojawiają się głosy, że nowe przepisy odbiją się na cenach elektroniki, ministerstwo jest innego zdania”, to według oceny ministerstwa „opłata jest tak niska, że wpływ na końcową cenę będzie nieznaczny”.

„Stawki opłat zostały ustalone tak, aby były sprawiedliwe i minimalnie wpływały na konkurencyjność rynkową. Opłata stanowi ułamek wartości sprzedawanych urządzeń i jest rozłożona na dużą liczbę produktów, co sprawia, że jej wpływ na cenę końcową dla konsumenta jest marginalny” – przekonuje Ministerstwo Kultury.

To oczywiście informacja de facto ze słynnego Instytutu Danych z D**y. Opłata reprograficzna, jako podatek pośredni, ma w oczywisty sposób wpływ na ceny towarów. Jeżeli jakiś hurtownik sprzedaje np. smartfona w cenie 1 tys. zł za sztukę, a potem w sklepie w Polsce jest sprzedawany dotychczas z marżą 20 proc., to taki sklep musi zapłacić więcej, czyli 1005 zł. Zachowując ten sam procent marży w sklepie, kupujący będzie musiał zapłacić już nie 5, a 6 zł więcej.

Media powinny to wyjaśniać. Niestety, zgodnie z przewidywaniami, po prostu podaje się wybitnie głupią opinię z rządu jako informację, a nie bzdurę do wyjaśnienia.

Latem miały odbyć się konsultacje społeczne nad projektem, które oczywiście są tylko formalnością. Udział w nich wzięły „organizacje reprezentujące zarówno branżę artystyczną, jak i importerów czy producentów elektroniki”. Ministerstwo Kultury straszy, że zmiany mogą wejść już od Nowego Roku.

Najnowsze