Strona głównaOpinieKorwin-Mikke: Jeśli Polska ma być potęgą, to polscy przedsiębiorcy muszą mieć w...

Korwin-Mikke: Jeśli Polska ma być potęgą, to polscy przedsiębiorcy muszą mieć w d**** „interes społeczny”

-

- Reklama -

Mając kilka wolnych dni przeczytałem opasłą książkę p.Piotra Plebaniaka „FEUDALIZM – we wszystkim prócz nazwy”, będąca kopalnią ciekawych (bardzo aktualnych!!) informacyj i jeszcze ciekawszych konkluzyj Autora. 600 strona nie da się tu streścić – więc tylko kilka sprostowań, bo Autor mimo wszystko ulega powszechnym w naszej publicystyce złudzeniom.

Otóż jest prawdą, że polskie elity poczuły się „Europejczykami” – podczas gdy Francuz czuje się Francuzem. Efektem tego jest, że starosta czuje się niejako nobilitowany, gdy w jego powiecie otworzy market „Auchan” a nie jakieś-tam przaśne „Dino”.

- Reklama -Precz z zielonym (nie)ładem

Odpowiedzmy sobie jednak na pytanie: dlaczego ten starosta faworyzuje „Auchan”? Odpowiedź „Bo to firma europejska” jest błędna. Poprawna odpowiedź brzmi: „Bo ma władzę, by wspierać firmy”.
Gdyby w Polsce panował wolny rynek, i w powiecie mógłby market otworzyć każdy, kto spełnia ogólne prawne warunki – to starosta nie mógłby faworyzować „Auchan” (ani czynić mu przeszkód). I problem by zniknął.

Podobnie z CPK. Nie powinna w ogóle zaistnieć dyskusja, czy CPK jest potrzebne – czy nie; czy jest opłacalny – czy nie? Jeśli jest jakaś firma – w USA, w Niemczech czy w Chinach, która gotowa jest włożyć w CPK pieniądze, to niech to CPK buduje. Jeśli nikt na całym świecie na to się nie pisze – to znaczy, że jest to business nieopłacalny i państwo polskie byłoby marnotrawcą pakując w to pieniądze podatników. Jak w elektrownię w Ostrołęce i w setki innych nieopłacalnych przedsięwzięć.

- Prośba o wsparcie -

Bez cenzury. Bez kompromisów. Dzięki Tobie i z Tobą!

Bezkompromisowo przedstawiamy prawdę o Polsce i Świecie bez względu na działania aktualnej cenzury. Nie chodzimy na kompromisy. Utrzymujemy się z reklam i Twojego wsparcia. Jeśli chcesz wolnych mediów – WESPRZYJ NAS!

Autor jest przy tym przekonany, że polskie firmy nie mogą konkurować z zagranicznymi, bo nie mają dostatecznego kapitału. Nie zadaje sobie pytania, jak to się stało, że p.Wiluś Gates czy śp.Stefan Jobs zaczęli w domowych garażach – i wybudowali firmy, które wyparły z rynku giganty, których nazw już nawet nie pamiętam!

P.Plebaniak uważa, że jest jakiś system, który powoduje, że Polska ma tylko jedną znaną firmę, a Dania 41, Niemcy 27, a Finlandia 25. Być może przyczyna są cechy genetyczne Polaków lub ich wykształcenie (np. katolickie?) – bo aby tworzyć wielką firmę trzeba (gdy jest jeszcze mała lub średnia) bez litości wywalać z pracy nieudolnych pracowników – nawet jeśli mają sześcioro dzieci na utrzymaniu. Jeśli Polak tego nie potrafi, bo ma wpojoną konieczność troszczenia się o słabszych, jeśli myli mu się prowadzenie firmy z działalnością charytatywną – no, to trudno!

Inną przyczyną może być to, że znane firmy prowadzi 1% ludności danego kraju, ten 1% najbardziej przedsiębiorczych. A my pozbyliśmy się z Polski 3 milionów ludzi przedsiębiorczych, czyli 10%. Z całą pewnością wyjechali ludzie nieprzeciętni – bo przeciętny siedzi na miejscu i robi to, co robił wczoraj. I nic na to się nie poradzi, to genetyka – żadna „wylęgarnia przedsiębiorczości” nie zrobi z przeciętniaka geniusza businessu. Co najwyżej przeciętnego przedsiębiorcę. I, o dziwo, w tej konkurencji jesteśmy bardzo dobrzy, wyraźnie przeganiamy inne firmy nie tylko z UE.

Jest prawdą, co pisze Autor, że francuski przedsiębiorca uważa, że działa w interesie Republiki Francuskiej – a przynajmniej: w interesie Francji. Amerykanin tak nie uważa: amerykański przedsiębiorca dba o swój zysk. Nie dlatego, że ma w nosie interes Ameryki. Nie: on nie musi o tym myśleć, bo zakłada, że jego bogacenie się jest automatycznie z korzyścią dla USA; im więcej bogatych obywateli ma Ameryka, tym jest potężniejsza.

I ma rację. Natomiast Polak ma dylematy, czy bogacąc się nie krzywdzę innych, czy biorę pod uwagę dobro społeczne? Jak ktoś tak myśli – to won do Korei Północnej. Jeśli Polska ma być potęgą, to polscy przedsiębiorcy muszą mieć w dupie „interes społeczny”.

P.Plebaniak podziela też (dawno już obalone poglądy!) na kolonializm. Otóż o ile prywatne firmy czerpały korzyści z handlu z egzotycznymi krajami zamorskimi, to wkroczenie w to państw spowodowało, że ten interes był nieopłacalny. Państwo brytyjskie, dumne, że „Słońce nad Imperium nigdy nie zachodzi” nie zauważyło, że do tego interesu dopłaca. Gdy państwa kolonialne się w tym połapały, po prostu podarowały koloniom niepodległość.

Ciekawe, że faktorzy prywatnych firm byli w dalekich krajach witani radośnie, bo przywozili paciorki – a urzędnicy państw kolonialnych powodowali wyłącznie bunty i „dążenia niepodległościowe”. Bo państwo jest wielkie – a więc niezdarne i nieudolne. I dlatego też pp.Gates i Jobs wygrali z Wielkimi Firmami. Małe jest piękne i sprawne.

To samo dotyczy Związku Sowieckiego. Wbrew pozorom Sowiety do swoich kolonij dopłacały (co nie znaczy, że te na tym korzystały!!). Co jeszcze ciekawsze: po rusyfikacji Związku Sowieckiego (od mniej-więcej II wojny światowej; w 1942 zmieniono hymn Sowietów z „Międzynarodówki” na „Niezłomny nasz Związek Republik swobodnych / RUŚ WIELKA na wieki złączyła je lat”!) to Rosjanie dopłacali do Estonii czy Kazachstanu – by te nie buntowały się przeciwko rosyjskiej dominacji, RFSRS wyszła z ZSRS jako najbiedniejsza republika – choć tam był potężny (niestety: nieopłacalny) przemysł. Ale byli dumni, że potrafią przeciwstawić się Stanom Zjednoczonym.

Podobnie Niemcy dopłacali do UE – dumni, że są na czele formacji mogącej przeciwstawić się Stanom Zjednoczonym – i, być może, wziąć rewanż za II Wojnę Światową. Chyba już pozbywają się złudzeń.
P.Plebaniak jako sukces podaje, że w walce o globalne przywództwo USA walczą z ChRL – i potrafią spowodować, że Hua-Wei straciła kontrakty w UK czy w USA. Nie zadaje sobie tylko pytania: ile straciły na tym USA i UK?

Zawsze należy pamiętać, że na wolnej transakcji zyskują obydwie strony – a jeżeli targujący się są równo kwalifikowani, to obydwie strony zyskują na tym tyle samo. Otóż zerwanie takiej transakcji to straty po obydwu stronach, mniej-więcej równe.

I to była już ostatnia – banalna, ale zupełnie nie brana pod uwagę – uwaga. A książkę trzeba po prostu przeczytać.

Najnowsze