System gospodarczy panujący na Białorusi jest określany mianem socjalizmu rynkowego. Co oznacza ten termin? Otóż oznacza on model ekonomiczny oparty na gospodarce rynkowej, w której wiodącą rolę odgrywa sektor publiczny, ale z coraz większym udziałem własności prywatnej.
Jak ta gospodarcza hybryda funkcjonuje na Białorusi? Otóż w tym kraju aż 75 procent PKB jest wytwarzanych w sektorze państwowym (są też tzw. nieoficjalne dane, które mówią o 50 proc.). Ponadto tenże sektor obejmuje ok. 95 procent aktywów w rolnictwie i 63 procent w przemyśle.
Dodajmy, iż 31 procent produkcji tej drugiej branży przypada na firmy należące do powiązanych z władzami indywidualnych przedsiębiorców, a kilka procent do kapitału zagranicznego. Tylko w handlu i usługach przeważa własność prywatna (82 procent).
Czy wspomniana wyżej odmiana socjalizmu jest efektywna gospodarczo? Otóż tempo wzrostu PKB Mińska jest stosunkowo niskie. Z danych Banku Światowego wynika, iż w latach 2011–2023 wyniosło ono 16,3 proc. Dla porównania w tym samym okresie PKB Polski zwyżkował o 38 proc. Nadmieńmy, iż w okresie wcześniejszym, czyli w latach 90. i 2000. wskaźniki wzrostu obu tych państw posiadały podobną dynamikę. Dużymi przeszkodami w rozwoju gospodarczym Białorusi, są: niski wskaźnik wolności gospodarczych (153 miejsce w świecie) i wysoka korupcja (114 pozycja w rankingu globalnym).
Mimo wspomnianych wyżej problemów Mińsk aktywnie uczestniczy w międzynarodowej wymianie handlowej. Jest to możliwe dzięki posiadaniu przez ten kraj kilku silnych marek towarowych. Firmy te eksportują swoje wyroby do dziesiątek krajów. Wśród tych cenionych na rynkach przedsiębiorstw są producenci maszyn budowlanych i samochodów ciężarowych (BELAZ), środków transportu publicznego (Belkommunmash), ciągników (MTW Belarus), sprzętu AGD (ATLANT, GEFEST), artykułów ropopochodnych (Naftan) oraz nawozów potasowych (Belaruskali).
Zależność od Moskwy
Przyjrzymy się jeszcze strukturze tegoż eksportu. Do 2022 roku Rosja była odbiorcą 50 procent towarów białoruskich sprzedawanych za granicę. Na kraje UE przypadało natomiast 40 procent tegoż wywozu. Po wybuchu wojny rosyjsko-ukraińskiej i wprowadzeniu przez Zachód sankcji, które oprócz Kremla objęły także Białoruś, doszło do jeszcze większego uzależnienia tego kraju od Moskwy. Dotyczyło to nie tylko białoruskiego eksportu do Rosji, który wzrósł do 70 procent, ale także możliwości wywozu towarów do krajów trzecich. Stało się tak na skutek zamknięcia dla białoruskiego eksportu litewskiego portu w Kłajpedzie, przez który dostarczany był on do Chin, Indii i Ameryki Południowej. To zmusiło Mińsk do przerzucenia się na transport kolejowy i korzystania z udostępnionych przez Putina portów rosyjskich. Rzeczony gospodarczy nacisk Zachodu i zerwanie więzi biznesowych spowodowało jednak, iż w 2022 roku PKB Białorusi zmniejszył się o 4,7 proc. W kolejnych latach gospodarka tego kraju zaczęła się jednak odradzać, notując wzrost PKB o 3,9 proc. (2023 r.) i o 4 proc. w 2024 roku. Ten powrót na ścieżkę rozwoju stał się możliwy dzięki ominięciu przez Mińsk sankcyjnych barier.
Jak do tego doszło? Otóż idąc za przykładem Rosjan, użyto do tego celu firm pośredniczących, ulokowanych w Kazachstanie, Kirgistanie i Uzbekistanie. One to nadawały produktom białoruskim nowe etykiety. W ten sposób zakazane towary trafiały jako dozwolone produkty na rynki Polski, Węgier, Łotwy, Litwy i Bułgarii.
Zmarnowany potencjał IT
Należy wspomnieć, iż efekt odbicia objął jedynie eksport białoruskich towarów przemysłowych. Nie dotyczył natomiast sfery usług, w tym przede wszystkim branży IT. Dlaczego? Otóż sektor ten powstał na mocy dekretu prezydenta Łukaszenki w 2005 roku. Miejscem rozwoju tejże branży był Park Wysokich Technologii (PWT). Jego pracownicy otrzymali od władz szereg przywilejów, takich jak: całkowite zwolnienia od podatków, możliwość obrotu kryptowalutami oraz zakładania kont walutowych w celu rozliczania się z zagranicznymi partnerami. W ten sposób w państwie autorytarnym powstała strefa ekonomiczna oparta na wolnorynkowych zasadach.
W bardzo krótkim czasie w gronie nabywców produktów białoruskiego sektora IT znaleźli się kontrahenci z Europy Zachodniej i USA. Warto też zauważyć, iż zyski tej branży w latach 2018–2020 wyniosły równowartość 6–7 proc. PKB tego kraju, czyli osiągnęły poziom dochodów rolnictwa. Niestety udział wielu programistów sektora IT w powyborczych demonstracjach w 2020 roku sprowokował represje ze strony reżimu Łukaszenki. To skłoniło niektórych z nich do wyjazdu z ojczyzny. Po lutym 2022 ten exodus się jeszcze nasilił. Wraz z ludźmi Białoruś opuściło też wiele firm rzeczonej branży. W konsekwencji udział technologii informacyjnych w PKB spadł dwukrotnie. W tym pomniejszonym formacie nie stanowi ona już tak istotnego i twórczego segmentu białoruskiej gospodarki. Sprawa ta pokazuje jak w soczewce, w jaki sposób autokratyczna dyktatura marnuje potencjał rozwojowy tego kraju.
Kryzys… ziemniaczany
Nadmieńmy jeszcze, iż nie należy przeceniać osiągnięć Białorusi na polu wymiany handlowej. Jej wielkość jest bowiem 4–5-krotnie niższa w porównaniu do wolumenu kupna i sprzedaży krajów o zbliżonym potencjale demograficznym (Węgry, Czechy). Ponadto konkurencyjność wytwarzanych przez Mińsk towarów uwarunkowana jest niższymi od światowych cenami gazu, który kraj ten pozyskuje z Rosji. Błękitne paliwo jest bowiem wykorzystywane nie tylko do produkcji np. nawozów azotowych, cementu i cukru, ale przede wszystkim energii elektrycznej.
Warto jeszcze nieco uwagi poświęcić kolejnemu działowi białoruskiej gospodarki, czyli rolnictwu. W pierwszej dekadzie XXI wieku subsydia rządowe dla tego sektora wyniosły 3,6 mld USD rocznie. Wsparcie państwa obejmowało też nieuwzględnione w tych statystykach zniżki na energię, ulgi kredytowe i podatkowe. Dodajmy, że całkowita wartość produktów wytworzonych przez białoruskie rolnictwo w ciągu roku sięga pułapu 5,3 mld USD. Wobec powyższego nasuwa się pytanie o rentowność tej branży. Po 2014 roku władze obniżyły wysokość rzeczonych subwencji do 870 mln USD. Oszczędności te podważyły stabilność finansową niewydolnych państwowych gospodarstw, zwłaszcza tych położonych na Witebszczyźnie i Mohylewszczyźnie. W rezultacie doszło do ich bankructwa. Ziemię po tych upadłych przedsiębiorstwach przejęli rolnicy indywidualni. Fakt ten ze względu na swój marginalny zasięg (kilka procent gruntów rolnych w skali kraju) nie doprowadził do większych zmian w gospodarce. Ma on jednak wydźwięk społeczny.
Po raz pierwszy bowiem od kilkudziesięciu lat majątki ziemskie na Białorusi zostały sprywatyzowane. Otwiera to możliwość odbudowy przedsiębiorczości w tym ważnym segmencie produkcji. Dodajmy, iż rezultaty 30 letniej próby Łukaszenki polegającej na utrzymaniu państwowej własności w rolnictwie są zatrważające. W tym czasie białoruska wieś utraciła bowiem aż 40 proc. mieszkańców. Jakie są powody masowej migracji do miast? Przede wszystkim materialne. Płace w państwowych gospodarstwach rolnych są bowiem bardzo niskie. Warto też zauważyć, iż proces odchodzenia od etatyzmu dotyczy nie tylko agrobiznesu, ale także całej gospodarki. Zdaniem ekspertów zjawisko to może mieć następstwa nie tylko ekonomiczne, ale także polityczne. Ogranicza bowiem zależność obywateli od państwa. Te niebezpieczne dla siebie tendencje dostrzegły też władze, zwiększając do 2 mld USD subwencje na państwowe rolnictwo.
Pierwsze półrocze br. przyniosło utrzymanie tempa rozwoju białoruskiej gospodarki na zeszłorocznym poziomie. PKB kraju położonego nad Niemnem i Prypecią zwiększył się w tym okresie o 3,3 proc. r/r. Ten wzrost jest napędzany przede wszystkim przez silny popyt wewnętrzny. Jego stymulatorem są rosnące wynagrodzenia. To niestety rodzi niebezpieczeństwo inflacji. Aby zapobiec ziszczeniu się takiego scenariusza Narodowy Bank Białorusi postanowił podnieść podstawową stopę referencyjną z 9,5 proc. do 9,75 proc. Następną złą wiadomością dla Mińska jest osłabienie rosyjskiego popytu. W przypadku utrzymania się tych tendencji w białoruskiej ekonomice grozi spowolnienie.
Kolejnych problemów związanych z gospodarką przysporzył Białorusi jej prezydent. Wykazał się on bowiem w tej dziedzinie wyjątkową ignorancją. Otóż na wiosnę br. w sklepach na terenie tego kraju zabrakło ziemniaków. Wywołało to irytację Aleksandra Łukaszenki, który nałożył na „winnych” tych niedoborów, czyli sklepikarzy i hurtowników, wysokie kary finansowe. Zapomniał jednak o tym, że kilka miesięcy wcześniej odgórnie uregulował ich ceny. Ponieważ ustalił je na granicy opłacalności, wielu producentów wycofało się z uprawy kartofli albo sprzedało je na rosyjskim rynku po wyższych stawkach. W końcu Łukaszenko uległ jednak sugestiom ekonomistów i zezwolił na import tego warzywa z ,,wrogiej” UE.
Małe szanse na zmiany
Dodajmy, że wbrew składanym oświadczeniom Mińsk odczuwa skutki restrykcji ze strony Zachodu. Handel z Rosją, krajami Azji Środkowej i BRICS nie może bowiem wypełnić luki powstałej w wyniku utraty rynków UE, Ukrainy i USA. Pewną nadzieję na zmianę tej sytuacji zasiały rozmowy, które Donald Trump przeprowadził z przywódcami Rosji i Białorusi (telefoniczna). Czy w ślad za prezydentem USA pójdą też inni przywódcy Zachodu? Dzisiaj wydaje się to mało prawdopodobne.