„Ile naprawdę było poważnych skutków ubocznych, jak zapalenie osierdzia czy zaburzenia neurologiczne uniemożliwiające poruszanie się? Ile osób faktycznie zmarło? Co się wydarzyło w dniu, w którym 53 uczestników badania zostało z niego nagle wykluczonych?” – pytania te zadają o dziwo duże, niemieckie media. Cytuje je „Onet” za „Die Welt” i wskazuje, że z „niejawnych dokumentów, do których dotarł” niemiecki portal „zatwierdzenie szczepionki mRNA firmy Biontech/Pfizer na COVID-19 mogło nastąpić mimo nieprawidłowości”.
To, że szpryce na koronkę były niebezpieczne, nieskuteczne i szkodliwe wie mnóstwo osób. W Polsce nawet nie powinny być nazywane szczepionkami, gdyż nie spełniały definicji w zakresie wieloletnich testów.
W mainstreamowej propagandzie jednak do tej pory wiele preparatów przedstawianych było jako skutecznych i bezpiecznych. Powoli jednak media przebąkują o tym, że jednak coś mogło być nie tak.
„Kiedy pacjent o numerze 12312982 ujawnił się publicznie, kierownictwo amerykańskiego koncernu farmaceutycznego Pfizer przeczuwało, że sytuacja może stać się bardzo niewygodna. Podczas ostatniej, decydującej fazy badań nad dopuszczeniem szczepionki mRNA do obrotu, we wrześniu 2020 r. numer 12312982 trafił do szpitala z poważnymi objawami” – podaje onet.pl.
Był to Augusto Roux, 36-letni prawnik z Buenos Aires. Odbyło się tam prawie 6 tys. z ponad 43,5 tys. badań klinicznych szprycy na całym świecie. Była to „zdecydowanie najważniejsze” miejsce trzeciej fazy testów preparatu na koronkę Biontech/Pfizer.
„Jednak nie tylko w przypadku Roux sprawy w Buenos Aires nie potoczyły się tak, jak powinny. Doszło do poważnych, mających daleko idące konsekwencje nieprawidłowości. Rzucają one teraz nowe światło na całe badanie dotyczące skuteczności i skutków ubocznych szczepionki BioNTech/Pfizer – czytamy.
Eksperci oceniają, że nieprawidłowości powinny zostać natychmiast przekazane opinii publicznej. Tymczasem istotną część danych o skutkach ubocznych i zgonach uczestników zatajono lub przedstawiono w sposób, który miał minimalizować potencjalne ryzyko.
To nawet w mainstreamie budzi poważne wątpliwości odnośnie rzetelności procesu zatwierdzania preparatu. Dodatkowo organy rejestracyjne USA, UE i w Zjednoczonym Królestwie wyznaczyły daty dopuszczenia preparatów do obrotu, zanim zapoznały się z pełną dokumentacją badań.
Zanim zapoznano się z dokumentacją dotyczącą nowego produktu medycznego, decyzja była już wydana, a data rozpoczęcia sprzedaży była ustalona. Choć w dokumentacji równie dobrze mogłaby znaleźć się informacja, że po przyjęciu preparatu pacjent umiera w ciągu maksymalnie pięciu lat.
W dokumentach znajdują się też liczne wykluczenia uczestników badań. Zniknęły „setki osób” z ostatecznych analiz. Przyczyny oficjalne tego stanu rzeczy są „niejasne” i „sprzeczne”. Można się tylko domyślać, co było tego powodem i domysły te zapewne będą słuszne.
Eksperci natomiast domysły mówią na głos. Cytowani przez „Die Welt” specjaliści stwierdzili, że świadczyć może to o celowym ukrywaniu danych. Podważałyby one bezpieczeństwo i skuteczność preparatu.
Farmakolodzy ostrzegają przed nieprzejrzystymi procedurami badań i manipulacjach w raportach o skutkach ubocznych. Ocenili, że ocena bezpieczeństwa preparatu możliwa jest tylko po pełnym ujawnieniu wszystkich materiałów z badań.
Pfizer oczywiście unika odpowiedzi. Przekazał jedynie, że „wszystkie organy rejestracyjne na świecie zatwierdziły szczepionkę po niezależnej ocenie danych naukowych”. Ujawnione przez „Die Welt” dokumenty wskazują, że szybkie tempo dopuszczenia nie pozwoliło na dokładną weryfikację wszystkich informacji.
Eksperci wzywają do niezależnego śledztwa i dostępu do pełnej dokumentacji.