Pożar hali targowej w Mińsku Mazowieckim miał wybuchnąć z inspiracji rosyjskich tajnych służb – ujawniła polska prokuratura. To już co najmniej trzecia taka akcja sabotażowa na terytorium Polski w ostatnich miesiącach. Przyjrzeliśmy się kulisom działania prorosyjskich dywersantów.
Ukrainiec Daniil B. (w tym roku skończył 19 lat) może już do końca życia oglądać świat zza krat. Chcą tego polscy i litewscy prokuratorzy, którzy podejrzewają go o udział w nietypowej, zorganizowanej grupie przestępczej. Jej szefem miał być oficer rosyjskiego wywiadu wojskowego. Celem zaś miały być akty terroru, które mogły się skończyć śmiercią lub kalectwem wielu osób. A wszystko w ramach wojny hybrydowej prowadzonej przez Rosję przeciwko państwom zachodu.
Od pożaru do pożaru
Jeśli wierzyć prokuratorom z Warszawy i Wilna, to Daniil B. został nagrany przez kamery monitoringu w sklepie IKEA, w stolicy Litwy, 9 maja 2024. Tego dnia wieczorem wybuchł tam pożar, który strawił większą część marketu. Ogień zaczął się rozprzestrzeniać, gdy wewnątrz nikogo nie było, skutkiem były więc tylko potężne straty materialne. Strażacy od początku twierdzili, że ogień był wynikiem zbrodniczego podpalenia. Ruszyło śledztwo, a pierwszym śladem były nagrania z monitoringu. Specjaliści analizowali je przy pomocy złożonych algorytmów. Te zwróciły uwagę, iż w miejscu, w którym wybuchł pożar, wcześniej podejrzanie długo kręcili się dwaj młodzi ludzie. Analiza danych geolokalizacyjnych pozwoliła ustalić numery ich telefonów. Zarejestrowane były poza Unią Europejską, więc nie od razu można było poznać tożsamość ich właścicieli. Jednak można było znowu ustalić ich położenie, gdyby aparaty zostały włączone.
Jeden z telefonów uruchomił się trzy dni później w Warszawie. Była noc, 12 maja 2024. Telefon przesuwał się, co wskazywało na to, że jego właściciel gdzieś jedzie z dużą prędkością. Zapisy geolokalizacyjne wskazują, że zatrzymał się przy ulicy Marywilskiej 44. Znajduje się tam jedno z największych w warszawie centrów handlowych. Kilkanaście minut później wybuchł tam potężny pożar. Strawił 1400 sklepów wynajmowanych przez ponad 700 osób, z których część straciła w ten sposób dorobek całego życia. Gdy ogień wybuchł, lokalizatory zarejestrowały przemieszczanie się telefonu w pobliżu. Kilkanaście minut później, gdy na ulicy Marywilskiej pojawiły się zastępy straży pożarnej, właściciel telefonu odjechał z miejsca. Dalsze zapisy nadajników i lokalizatorów wskazały, że uciekał drogą prowadzącą w stronę Białegostoku. Potem skręcił w stronę Suwałk i ponad trzy godziny po wybuchu pożaru przekroczył granicę polsko-litewską. I tu spotkała go niemiła niespodzianka. Na drodze prowadzącej do Kowna, zatrzymali go uzbrojeni komandosi. Młody człowiek nazywał się Daniil B. i okazał się obywatelem Ukrainy. Litewskim policjantom tłumaczył, że jest uchodźcą ze swojego kraju, pogrążonego w wojnie, a na Litwę jedzie po to, żeby podjąć pracę. Trafił za kratki, podejrzany o udział w podpaleniu centrum handlowego Ikea w Wilnie. Ani policjanci, ani litewska prokuratura nie wiedziała jeszcze wtedy, jak poważny był ten udział.
Ślady zbrodni
Jeszcze tego samego dnia litewscy prokuratorzy zaczęli badać telefon Daniila B, wykorzystując najnowsze osiągnięcia informatyczne. – „Powszechne jest przekonanie, że z telefonu można trwale usunąć wszystkie dane, w tym zdjęcia i zapisy rozmów prowadzone przez komunikatory – mówi Jarosław Bartniczuk – emerytowany oficer Biura Ochrony Rządu, dziś właściciel firmy zajmującej się informatyką śledczą. – To nieprawda, dzisiejsza technika pozwala odzyskać wszystkie dane, w tym zdjęcia, filmy, kontakty i SMSy. I to nawet z uszkodzonych fizycznie aparatu czy karty” – uważa oficer.
To, co śledczy znaleźli w telefonie młodego Ukraińca, okazało się szokujące. Było tam nagranie pożaru hali targowej przy ulicy Marywilskiej oraz korespondencja prowadzona poprzez komunikator internetowy Telegram w języku rosyjskim z mężczyzną używającym imienia „Ołeksandr”. Z korespondencji wynikało, że Daniil B. dostał polecenie, by pojechać na ulicę Marywilską i sfilmować pożar, który o konkretnej godzinie miał wybuchnąć. W zamian otrzymał wynagrodzenie przesłane w kryptowalutach – wirtualnych pieniądzach. Dociekliwy litewski technik odzyskał ten film, a potem, przy pomocy specjalnych narzędzi informatycznych zaczął go szukać w sieci. Znalazł ten film na… rosyjskim portalu propagandowym. Tak zniknęły resztki wątpliwości co do mocodawców zatrzymanego młodzieńca.
Ale i to nie koniec. Technikom udało się również odczytać wcześniejszą o kilka dni korespondencję Daniila B. Wynikało z niej, że młody człowiek długi czas przebywał na terenie sklepu Ikea w Wilnie, dokładnie zapoznawał się z jego wnętrzem, a potem skonstruował urządzenia zapalające, umożliwiające zdalne wywołanie pożaru. Dokładnych instrukcji udzielał mu przez komunikator internetowy wspomniany Ołeksandr V. Z treści korespondencji wynikało, że V. to kadrowy oficer GRU, czyli rosyjskiego wywiadu wojskowego. Analizując dalej zapisy z telefonu komórkowego, technicy odkryli, że Daniilowi B. pomagał w tym inny mężczyzna – w telefonie wpisany był jako „Sasza”. Z zapisów korespondencji wynikało, że również wykonywał polecenia oficera rosyjskiego i przygotowywał materiały zapalające. Litewskim śledczym udało się poznać numer telefonu tajemniczego „Saszy”, a następnie zlokalizować go. Okazało się, że „Sasza” przebywa w Polsce. Następnego dnia zatrzymały go polskie służby. „Saszą” okazał się obywatel Ukrainy Aleksander H. Trafił do aresztu.
Rekordowe oględziny
13 maja 2024 Prokuratura Krajowa wszczęła śledztwo w sprawie podpalenia hali przy ulicy Marywilskiej. Potrzeba było kolejnego półtora miesiąca, aby śledczy mogli obejrzeć miejsce pożaru. Oględziny rozpoczęły się dopiero 30 lipca, bo wtedy uprawomocniła się decyzja inspektora nadzoru budowlanego, który zezwolił na rozebranie spalonej hali. Oględziny – największe w historii polskiej kryminalistyki – zaangażowały aż 55 prokuratorów, 100 policjantów z Komendy Stołecznej, funkcjonariuszy Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, techników, biegłych Straży Pożarnej oraz operatorów maszyn. Rekordowa była także ilość osób, które w sprawie uzyskały status pokrzywdzonego – łącznie aż 530. Wszyscy przeszukiwali pogorzelisko o powierzchni ponad 6 hektarów (dla porównania: Rynek Główny w Krakowie ma 4 hektary powierzchni). – „W wyniku przeprowadzonych czynności oględzinowych w pogorzelisku zabezpieczono w sumie 33 sejfy i 48 kasetek z pieniędzmi, a także 8 bankomatów, w których znajdowało się łącznie prawie 1,2 mln zł – mówi Przemysław Nowak z Prokuratury Krajowej – Dotychczas poszkodowanym zwrócono m.in. blisko 2 mln zł w formie niespalonych pieniędzy, blisko 1 kg złota w sztabkach i ponad 3 kg biżuterii”. Biegli nie mieli wątpliwości, że pożar był wynikiem celowego podpalenia. Taki sam wniosek wypłynął z analizy pożaru wielkopowierzchniowego marketu budowlanego w Warszawie, który miał miejsce 14 kwietnia 2024 roku (w jego wyniku spłonęła część sklepu). To z kolei pozwalało przyjąć, że w stolicy Polski działa niebezpieczna grupa przestępcza, która zajmuje się podpalaniem wielkopowierzchniowych galerii, co potencjalnie może stanowić zagrożenie dla zdrowia i życia tysięcy osób. Dlatego oba wątki połączono w jedno śledztwo (sygnatura akt 1001.105.Ds.54.2024), a całość sprawy powierzono elitarnemu Mazowieckiemu Wydziałowi Prokuratury Krajowej ds. Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji.
Wielkie śledztwo
9 sierpnia 2024 polscy i litewscy prokuratorzy podpisali dokument o powołaniu specjalnego, wspólnego zespołu śledczego do wyjaśnienia pożarów w obu państwach. Już było wiadomo, że podpalenie było wynikiem dywersji prowadzonej przez rosyjski wywiad wojskowy. Potwierdziły to meldunki tajnych służb, sporządzane w oparciu o międzynarodową współpracę wywiadowczą. Na jej podstawie służby państw NATO przekazują sobie wzajemnie informacje ważne z punktu widzenia bezpieczeństwa krajów członkowskich. Część tych informacji trafia do organów ścigania. Okazało się, że wywiady państw zachodnich, głównie CIA, informowały, że zbrodnicze podpalenia były wynikiem dywersji przeprowadzonej przez rosyjski wywiad wojskowy GRU. Dzięki wywiadowczej współpracy udało się ustalić personalia dwóch stojących w drabinie zbrodni wyżej niż dwaj zatrzymani Ukraińcy. To Ołeksandr V. i Serhij H. Obaj poszukiwani są międzynarodowymi listami gończymi.
Daniil B. usłyszał zarzut udziału w zorganizowanej grupie przestępczej popełniającej czyny o charakterze terrorystycznym. Za to grozi mu do 10 lat pozbawienia wolności. Drugi zarzut polega na tym, że na zlecenie obcego wywiadu miał organizować akt sabotażu, który mógł doprowadzić do śmierci wielu osób. Za to przestępstwo polski kodeks karny (art. 130 ust. 7) przewiduje dożywotnie więzienie. – „Na obecnym etapie nie informujemy o treści wyjaśnień podejrzanego” – mówi prokurator Przemysław Nowak. B. przebywa w litewskim areszcie, w ścisłej izolacji.