Początek Rzeczpospolitej Obojga Narodów (RON) był od razu katastrofą. Sejm miał wybrać spośród naprawdę godnych kandydatów: Jana IV Groźnego, cara Wszech Rusi, Jana III Wazy, króla Szwecji, Henryka, czwartego syna króla Francji i Ernesta Habsburga, cesarzewicza Świętego Cesarstwa Rzymskiego. Car by wygrał, ale zaniedbał przesłania posłom odpowiednich prezentów, a poza tym chciał zostać dziedzicznym Wielkim Księciem Litwy. Wybierając Henryka Walezego, RON uniknęła wejścia w unię personalną z Rosją, Austrią lub Szwecją – która byłaby dziwna, bo tam monarchia absolutna, a tu Rzeczpospolita…
Jakże się Sejm pomylił! Walezjusz przywykł do łask najpiękniejszych kobiet i rządów autorytarnych. Tymczasem w Polsce kazano mu podpisać jakieś pacta conventa formalnie już zamieniające „króla” w marionetkę szlachty – i ożenić się z Anną Jagiellonką, starszą o 28 lat i brzydką, która wpychała mu się do łóżka. Na jego szczęście umarł król Francji i wszyscy trzej (!) możliwi następcy tronu – więc automatycznie został Królem Francji. Po otrzymaniu tej wiadomości po prostu uciekł!
Ale „Artykuły Henrykowskie”, niestety, zostały. I były podsuwane (razem z Anną Jagiellonką) następnym kandydatom jako coś już normalnego.
Walezjusz do końca życia uważał się za „króla” Polski i Wielkiego Księcia Litwy. Przez prawie rok Polska była więc de iure w unii personalnej z Francją! Jednak Polska była republiką, więc sejm wyznaczył mu ostateczny termin przyjazdu i objęcia tronu, a gdy nie przyjechał, ogłosił, że tron jest pusty.
Tym razem „królem” miał zostać Maksymilian II Habsburg, urzędujący cesarz. Senat nawet go uznał „królem”, ale do koronacji nie doszło, bo prosty lud szlachecki zaprotestował, domagając się „Piasta”, czyli… Anny Jagiellonki. Ogłoszono ją „królem”, ale zaraz dodano do tego księcia Siedmiogrodu Stefana Batorego. Ten przyjął warunki (t/j „Artykuły Henrykowskie” i Annę Jagiellonkę…), sułtan turecki (za 25 tys. złotych florenów), zgodził się na tę unię personalną, dzięki czemu Siedmiogród uzyskał dziesięć lat pokoju – i byłby się od razu koronował, gdyby nie to, że Litwa, Prusy i kilka innych ziem za „króla” uważały Maksymiliana. Batory musiał więc zacząć od zbrojnego usuwania oponentów przy pomocy wiernych Szeklerów.
Podpisał „Artykuły Henrykowskie”, został koronowany, wziął ślub, spędził trzy noce z Anną Jagiellonką, po czym… uciekł z dworu. Wyszło to Polsce na dobre, bo zajął się wojaczką z Moskwą, pokonał Jana IV Groźnego i uzyskał korzystny pokój w Jamie Zapolskim.
Niestety: z uwagi na wiek Anny mimo trzykrotnego się poświęcenia nie miał dzieci. Zresztą nie wiadomo, co by to dało – tylko w pewnym dalekim kraju syn Kima zostaje zawsze Przywódcą.
Po jego śmierci znów było dwóch kandydatów: bardzo zdolny Zygmunt Waza, syn Jana III Wazy i Katarzyny Jagiellonki – oraz… Maksymilian III.
Elekcja była przekomiczna, bo posłowie z Litwy oświadczyli, że poprą tego kandydata, który odda Litwie zrabowane przez Polskę Inflanty – a jak nie, to głosować nie będą! Nikt się z taką obietnicą nie kwapił, by nie stracić głosów Polaków. W rezultacie syn Jagiellonki otrzymał większość – ale wobec absencji Litwinów: tylko względną. Litwini oświadczyli, że nie uznają żadnego kandydata. Opozycja ogłosiła „królem” Maksymiliana III Habsburga, a biskup kijowski nawet go uznał za „króla”.
Tymczasem posłowie Zygmunta III Wazy podpisali za niego „Artykuły Henrykowskie”, po czym flota szwedzka przywiozła go do Oliwy, skąd udał się do Krakowa, gdzie został koronowany. Jednak Kraków obległa armia Maksymiliana. Dopiero Hetman Wielki Jan Zamojski pokonał Austriaków pod Byczyną i wziął nawet Maksymiliana do niewoli. Rudolf II Habsburg podpisał w jego imieniu ugodę, w której Cesarstwo zobowiązało się już nie wtrącać. Maksymiliana zwolniono i komedia się zakończyła.
Zygmunt był bardzo dobrym „królem”, jeśli w takim ustroju można w ogóle sprawować władzę… Spróbował zwiększyć prerogatywy „króla”, ale uniemożliwił to rokosz Michała Zebrzydowskiego. Był też znakomitym majsterkowiczem, a nawet chemikiem – niestety, od jego doświadczeń spłonął Wawel, więc przeniósł rezydencję do Warszawy.
W polityce zagranicznej szło mu nie najgorzej. Najpierw po śmierci ojca został królem Szwecji – i przez siedem lat Polska i Szwecja były w kolejnej unii personalnej. Zygmunt był jednak nie tylko katolikiem, ale i kontr-reformatorem – więc luterańska Szwecja usunęła go z Tronu, oferując go jego synowi Władysławowi – pod warunkiem że przyjedzie do Szwecji i będzie tam wychowywany – na co się Zygmunt nie zgodził. Na Wschodzie zmontował Kościół unicki – w wyniku czego na Ukrainie bili się nie tylko prawosławni z „rzymianami”, ale włączali się w to jeszcze unici. Efektem było kilka powstań kozackich. Z Turcją bił się niechętnie – i utracił protektorat nad Mołdawią i Wołoszczyzną.
Co najgorsze: zmarnował niesamowitą okazję, jaką było kilkanaście lat „smuty” w Rosji po śmierci Teodora I.
Zamiast energicznie oderwać od Moskwy Smoleńsk, Psków, Nowogród Wielki, Twer, a może i Rżew – zaczął walczyć ze Smoleńskiem (zdobył go – po dwóch latach oblężenia…) i z Moskwą. Bez pomocy wojsk RON prywatne wojska polskie zdołały pod fałszywymi pretekstami zająć Kreml, co skończyło się tragedią i wywołało nienawiść do Polaków. Wojskom RON już nie udało się powtórnie zająć Moskwy.
Rosja zgodziłaby się zresztą koronować na cara… królewicza Władysława – i nawet przez dwa lata Polska była w nieformalnej unii personalnej z Moskwą – ale znów: pod warunkiem przejścia na prawosławie, na co się Zygmunt nie zgodził. Sukcesy taktyczne: zajęcie Smoleńszczyzny i hołd carów Szujskich nie zmieniają faktu: okazja rozbicia WszechRusi została zmarnowana.
Do tego doszła wojna ze Szwecją: Zygmunt zajął Estonię, doszło do wojny – i w wyniku przegranej… utracił część Inflant.
Jednakże uważano go za dobrego monarchę i „królem” został, tym razem bez oporów, jego syn Władysław IV Waza.
Rzym po obaleniu monarchii rozpędem rozwijał się jako republika – po czym utracił impet i upadł. To samo z Polską i Litwą: po likwidacji monarchii i założeniu RON jeszcze się rozwijały. Od Władysława IV rozpęd się kończy.