Po wygłoszeniu prywatnej opinii na temat komór gazowych w obozie koncentracyjnym Auschwitz polski poseł do Parlamentu Europejskiego Grzegorz Braun został powszechnie uznany przez Salon za niegodziwca i potępiony ze wszech miar przez każdego, kto chciałby móc jeszcze pokazać się w Towarzystwie. Lider Konfederacji Korony Polskiej jednak nie specjalnie się tym przejął, a nawet dostrzegł plusy ponownego obnażenia nadwiślańskiej sceny politycznej.
W czwartek 10 lipca Braun połączył się telefonicznie z Jedwabnego z redaktorem Łukaszem Jankowskim z Radia Wnet. Na antenie rozgłośni polityk oznajmił, że „mord rytualny to fakt, a dajmy na to Auschwitz z komorami gazowymi to, niestety, fake”, czym wprawił prowadzącego rozmowę dziennikarza w niemałą konsternację i zakłopotanie. Dopytywany, co konkretnie miał na myśli, lider Konfederacji Korony Polskiej stwierdził, że jego zdaniem:
„przekaz pseudohistoryczny, który Muzeum Auschwitz-Birkenau oferuje, jest materiałem, który nie spełnia (…) kryteriów warsztatu historyczno-naukowego we wszystkich szczegółach”, a także zaznaczył, iż „badania w Auschwitz-Birkenau, badania właśnie owych komór gazowych są uniemożliwiane przez samo Muzeum Auschwitz-Birkenau”.
Okazało się, że tak straszliwych słów nie wytrzymała krucha, jak warstwa topniejącego lodu, wolność słowa w rozgłośni i red. Jankowski oznajmiwszy, iż „są pewne granice”, zakończył rozmowę z politykiem. To, co wydarzyło się w kolejnych dniach, potwierdziło jedynie wygłoszone przez Brauna w przerwanym wywiadzie słowa, że ten, „kto o tym mówi, ten zostaje oskarżany o straszne rzeczy, odsądzany od czci i wiary”.
Bez żadnego usprawiedliwienia
Jako jedna z pierwszych do ataku przystąpiła mająca żydowskie pochodzenie Anna Maria Żukowska. Poseł Lewicy złożyła zawiadomienie do prokuratury, gdyż jej zdaniem Braun swoją wypowiedzią miał popełnić przestępstwo z art. 55 ustawy o Instytucie Pamięci Narodowej – Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu, zgodnie z którym, „kto publicznie i wbrew faktom zaprzecza zbrodniom, o których mowa w art. 1 zakres regulacji ustawy pkt 1 (chodzi m.in. o zbrodnie nazistowskie – przyp. red.), podlega grzywnie lub karze pozbawienia wolności do lat 3”. Niezależnie od nadinterpretacji słów polityka, jakiej Żukowska dokonała w swych mediach społecznościowych, to, że w naszym zniewolonym kraju można trafić do więzienia za wygłoszenie jakiejś opinii historycznej, musi budzić grozę. Jeszcze tego samego dnia poinformowano, że do działania przystąpiła warszawska prokuratura rejonowa, która podjęła czynności sprawdzające w związku z wypowiedzią Brauna, co spotkało się z zadowoleniem izraelskiej ambasady, która podziękowała za „natychmiastową reakcję”. Dyplomaci państwa położonego w Palestynie oburzali się też, że podobne wypowiedzi „wzmacniają kampanie mowy nienawiści, zaprzeczanie Holokaustowi oraz stanowią obrazę pamięci milionów ofiar Zagłady”.
W podobnym tonie głos zabrała ambasada Stanów Zjednoczonych, która w opublikowanym w mediach społecznościowych oświadczeniu podkreśliła, że USA „są głęboko zaangażowane w stawianie czoła antysemityzmowi, promowanie edukacji o Holokauście oraz obronę prawdy przed jej wypaczaniem”, a także potępiła zniekształcanie historii oraz szerzenie antysemityzmu. Po takim rytualnym potępieniu ze strony amerykańskiej i żydowskiej nie powinno nikogo dziwić dołączenie do chóru oburzonych także prezesa Prawa i Sprawiedliwości Jarosława Kaczyńskiego. Były „naczelnik państwa” napisał na swoim profilu na portalu X, że wypowiedzi Brauna „potwierdzają, że działa on z obcej inspiracji na szkodę – bardzo poważną szkodę – naszego kraju”. Pewną zbieżność ze stanowiskiem Kaczyńskiego dało się dostrzec w oświadczeniu jednego z liderów Konfederacji Sławomira Mentzena. Doktor ogłosił nową edycję „piwa z Mentzenem”, podczas której mieli wystąpić politycy innych partii, lecz część z nich zaczęła się domagać od Konfederaty potępienia słów Brauna. Prezes Nowej Nadziei w jednym wpisie ogłosił, że nie da się nikomu szantażować i wycofuje zaproszenia dla gości stawiających mu warunki, a także przekazał, iż „jest zupełnie oczywiste, że potępia Brauna za jego ostatni wywiad” oraz podkreślił, że jego dawny koalicjant „takimi wypowiedziami działa na szkodę Polski i daje paliwo naszym nieprzyjaciołom”.
Jeszcze nim Braun ponownie zdążył zabrać głos i powiedzieć to, czego nie udało mu się w przerwanym wywiadzie, „święte oburzenie” zdążył wyrazić kardynał Grzegorz Ryś. Arcybiskup łódzki wydał oświadczenie, w którym przypomniał, że „antysemityzm w każdej postaci jest, zgodnie z nauczaniem Kościoła, grzechem i złem moralnym”, a „negowanie Zagłady jest kłamstwem i stawia człowieka po stronie oprawców”. Odbiorca komunikatu kard. Rysia mógł zatem mieć wrażenie, że takowej negacji dopuścił się Braun, co przypominało do złudzenia przekaz forsowany przez Żukowską, ale niemający wielkiego pokrycia w rzeczywistości. Donos politycznej rywalki to zresztą niejedyne problemy prawne, jakie ściągnęła na Brauna przytoczona wypowiedź. Pozew do sądu o zniesławianie w związku z zarzuceniem muzeum przedstawiania przekazu pseudohistorycznego oraz uniemożliwiania prowadzenia badań naukowych zapowiedział bowiem dyrektor Muzeum Auschwitz Piotr Cywiński. W przedstawionym komunikacie Cywiński nazwał słowa polskiego posła do PE „skandalicznymi i zakłamanymi”, a także orzekł, że „nie może być (dla nich – przyp. red.) miejsca w przestrzeni politycznej, medialnej czy społecznej”. Widać było zatem klarownie, że nie tylko w oczach red. Jankowskiego Braun przekroczył niewidzialną granicę i wyczuwalne stało się oczekiwanie, by lidera KKP pozbyć się czym prędzej z życia politycznego.
Wyklęty przez Salon
Po wielkiej burzy, jaka przetoczyła się nad nadwiślańskim krajem, Braun udzielił wywiadu redaktorowi naczelnemu „Najwyższego Czas-u!” Tomaszowi Sommerowi. W rozmowie polityk rozwinął myśl wygłoszoną na antenie Radia Wnet, wskazując, że – w jego ocenie – „historiografia Holokaustu, z punktu widzenia warsztatu historyczno-naukowego, jest (…) dalece niezadowalająca – nie spełnia kryteriów tego warsztatu”. Następnie dodał, że „krytyka wewnętrzna, krytyka kontekstowa dokumentów kanonicznych, świadków, weryfikacja ich wiarygodności, a wreszcie materiał audio, foto, wideo – to wszystko prowadzi do bardzo prostego wniosku” i oznajmił, że „utrzymująca się jako kanoniczna teza o istnieniu systemu komór gazowych w niemieckich nazistowskich obozach koncentracyjnych, obozach zagłady, jest nieudokumentowana na tyle, żeby uznał ją za przekonującą”.
Wywiady, jakich udzielił polski poseł do PE nie tylko Sommerowi, ale też Janowi Pospieszalskiemu na YouTube, spowodowały reakcję wicepremiera i ministra obrony narodowej. Władysław Kosiniak-Kamysz orzekł w swych mediach społecznościowych, że Braun „wypowiedział kolejne skandaliczne słowa, podważając istnienie komór gazowych w obozach zagłady”. Opinia na temat zdarzeń historycznych, która nie spodobała się liderowi Polskiego Stronnictwa Ludowego, skłoniła go do wniosku, iż „czas na jednoznaczną, zdecydowaną reakcję służb”. Trudno było w tym nie upatrywać wykorzystywania zajmowanego stanowiska do represji wobec politycznego przeciwnika.
Także przedstawiciele Senatu uznali, że powaga chwili wymaga ich reakcji, w związku z czym wyjątkowo jednomyślnie, niczym w plemiennym obrządku, przyjęli przez aklamację uchwałę, potępiając wypowiedzi, które nie tylko miały podważać prawdę o tragedii Holokaustu, ale także negować cierpienie milionów ofiar niemieckich obozów zagłady. Uchwała Senatu była tylko jednym z przejawów niezbyt wiernego oddawania sensu słów Brauna. Krytycy posła, których w tych dniach nie brakowało, ochoczo nadinterpretowali jego tezy, jakby same w sobie nie były dość kontrowersyjne. Poseł Żukowska ogłosiła na swoim profilu w serwisie X, że „nie ma w Polsce miejsca na zaprzeczanie istnieniu Obozu Zagłady Auschwitz oraz zbrodniom, których tam dokonali niemieccy okupanci”. Z kolei prezes Kaczyński stwierdził, iż „mówienie, że nie było Holokaustu, po pierwsze jest haniebnym kłamstwem historycznym, ale też niszczy nasze stosunki ze Stanami Zjednoczonymi”. Politycy, rzekomo zaniepokojeni tym, jak opinia Brauna wpłynie na wizerunek naszego urokliwego bantustanu za granicą, sami kolportowali wyolbrzymione wersje słów lidera KKP.
Niektórzy krytycy polityka, jak chociażby Rafał Ziemkiewicz, wskazywali, że Braun spełnił marzenie Adama Michnika. Publicysta przypomniał, że „michnikowszczyzna” od 35 lat próbuje przyczepić Polakom łatkę antysemityzmu i właściwie „gdyby Braun tego nie powiedział, to by to Michnik zmyślił i włożył mu w usta”. Przyjmując słuszność obserwacji Ziemkiewicza, trzeba jednak zauważyć, że w takim przypadku dzięki Braunowi „michnikowszczyzna” przestała być rozgrywającym, gdyż już nie może kreować antysemitów, ale musi dostosować się do zastanej rzeczywistości. O ile każdy, kto dalej chciał pokazywać się w towarzystwie i być akceptowanym przez Salon, musiał podkreślić, jak bardzo nie zgadza się z haniebnymi tezami Brauna i potępić go za ich wygłoszenie, o tyle nie zabrakło osób, które zajęły odmienne stanowisko. Wspomniany Pospieszalski, choć z opinią polityka się nie zgadza, to – jak podkreślił w rozmowie z „Super Expressem” – „broni i bronić będzie jego prawa do być może kontrowersyjnych i być może bolesnych dla niektórych środowisk wypowiedzi, ponieważ takiego zainteresowania raportami Pileckiego, zbrodniami dokonywanymi w obozach koncentracyjnych, on w mediach nie pamięta”. Z kolei redaktor Sommer wskazał, że „dyskusja wokół »kłamstwa oświęcimskiego« wywołana przez Brauna (…), jest dobrym wyjściem do rozpoczęcia procesu dekryminalizacji dyskusji o historii Żydów w Polsce”.
Antysystemowa rekomendacja
Podczas wywiadu z Sommerem Braun wezwał także do debaty każdego, kto go w tych dniach potępił. Szybko okazało się jednak, że każdy nie znaczy ktokolwiek. Kandydująca z list Konfederacji w wyborach parlamentarnych w 2023 r. dr Anna Mandrela poinformowała na portalu X, iż otrzymała informację z telewizji Niezależny Lublin, że prezes Korony nie chce wchodzić z nią w polemikę. „Powiedział, że podczas kampanii przesadziłam z krytyką jego osoby” – zrelacjonowała Mandrela w swych mediach społecznościowych. Sam (nie)zainteresowany, zapytany o odrzucenie propozycji, powiedział w rozmowie z telewizją wRealu24, że dyskutował będzie „z tymi, którzy zanim odsądzą go od czci i wiary wykażą jakąkolwiek otwartość na argumenty”. Niezależnie od oceny takiego zaproszenia do debaty i rozmówcy, postronny obserwator mógł zauważyć, że tydzień wcześniej polityk wzywał do dyskusji tych, którzy go potępili, a nie osoby o umyśle szczególnie otwartym na stawiane przez niego tezy. Ponadto niektórzy prawicowi krytycy słów Brauna wskazywali, iż swoją kontrowersyjną wypowiedzią, która w zawrotnym tempie rozniosła się po Polsce, parlamentarzysta przysłonił upamiętnienie zbrodni w Jedwabnem, którą od kilkudziesięciu lat – wbrew ustaleniom niezależnych historyków – obciążani są Polacy, a także rocznicę Rzezi Wołyńskiej.
Zwolennicy podnosili natomiast, że polityk po raz kolejny skutecznie wzburzył mainstreamową opinię publiczną i pokazał, gdzie postawiona jest granica tego, co wolno podawać w wątpliwość. W kolejnej rozmowie z Sommerem Braun odnotował, że „chyba coś ważnego się wydarzyło i chyba układ władzy i konstytutywny dla niego system poprawności politycznej został trafiony w czuły punkt, a może nawet splot słoneczny”. Nie dało się bowiem ukryć, że wypowiedź polskiego posła do PE ponownie zjednoczyła całą klasę polityczną w naszym kraju, wywołując przeraźliwe wycie ze wszystkich stron. Sam polityk zdawał się nie tylko tym nie przejmować, ale nawet brać to za dobrą monetę. Podczas drugiego wywiadu udzielonego redaktorowi naczelnemu „Najwyższego Czas-u!” od czasu wygłoszenia słynnych słów Braun wskazał, że „ten komplet potępień, posądzeń, insynuacji i pogróżek (…) to jest chyba silna rekomendacja, jeżeli i Donald Tusk i Jarosław Kaczyński z przystawkami uznają za stosowne, go potępić”.