Przez kilka ostatnich lat w polskiej publicystyce politycznej narzekano na Niemców, że się rozbroili i nie chcą się zbroić i że obrona wschodniej flanki NATO będzie spoczywała przede wszystkim na Wojsku Polskim. Obecnie, kiedy kanclerz Friedrich Merz (formalnie Joachim-Friedrich Merz) ogłasza epokę zbrojeń, mówiąc, że Niemcy za kilka lat zbudują najsilniejszą konwencjonalną armię w Europie, w Polsce podnosi się larum. Jest ono historycznie uzasadnione, ale jak na razie tylko w sensie historycznym, pamiętając, czym była armia niemiecka lata temu i jakie koszmarne zbrodnie popełniła w Polsce i w ogóle w Europie podczas II wojny światowej. Przez kilka najbliższych lat nie powinniśmy się tych zbrojeń obawiać, ale tylko przez ten krótki czas.
Podczas czerwcowego szczytu państw NATO w Hadze zgodzono się, że każde państwo przeznaczy na obronność 5 proc. PKB. Docelową datą osiągnięcia tego poziomu jest rok 2035. Z tej ogólnej wartości 3,5 proc. ma być wydane na klasyczne zbrojenia, a 1,5 proc. na przemysł obronny, obronę cywilną, rozbudowę infrastruktury wojskowej, logistykę itd.
Polska już ten poziom osiągnęła. W 2025 r. PKB Polski ma wynosić 3,750 bln PLN. Wydatki na armie zaplanowano na 186 mld PLN, co oznacza prawie 5 proc. PKB. Na wymienione 186 mld PLN składa się 123,5 mld PLN z budżetu i 65,4 mld PLN z FWSZ (Fundusz Wspierania Sił Zbrojnych).
Finansowy poziom zbrojenia Niemiec
Przez ostatnią dekadę wydatki wojskowe Niemiec nie były podnoszone. W 2014 r., a więc kiedy Rosja napadła na Ukrainę i zagarnęła Krym, kształtowały się one na poziomie 1,3 proc PKB, a w 2023 r. miał wynosić nawet mniej, 1,25 proc. PKB. W grudniu 2021 r. upadł prorosyjski rząd Angeli Merkel, a dwa miesiące później rozpoczęła się inwazja Rosji na Ukrainę. Nowy rząd, w którym tekę ministra obrony otrzymał energiczny Boris Pistorius, został zmuszony do zwiększenia wydatków na wojsko, osiągając poziom 1,37 proc w 2022 r. oraz 2 proc. w roku ubiegłym, wydając prawie 90 mld Euro, m.in. dzięki specjalnemu funduszowi wynoszącemu 100 mld euro (powołanemu za sprawą kanclerza Olafa Scholza).
Niemcy mają ambitniejsze plany niż założenie szczytu w Hadze. 5 proc. chcą już osiągnąć za kilka lat. Przy niemieckim PKB wynoszącym ok. 4,5 biliona Euro, 5 proc. oznacza 225 mld euro rocznie. Warto przy tym zauważyć, że niemiecki budżet wynosi obecnie 477 mld euro. Oznacza to, że wydatki na armię wynosiłyby 47 proc. wartości budżetu. Realnie jest to raczej mało prawdopodobne ze względu na inne pozycje w budżecie, w tym priorytetowy socjal. Znaleziono jednak rozwiązanie. Niemcy wyprowadzili wydatki na zbrojenia z budżetu, a prawdziwy przełom nastąpił obecnie wraz z objęciem stanowiska kanclerza przez Friedricha Merza. Nowy kanclerz pozbył się ograniczeń w finansowaniu zbrojeń. W 2025 r. zmieniono konstytucję, umożliwiając pominięcie hamulca zadłużenia dla wydatków zbrojeniowych, który określał maksymalny deficyt budżetowy na poziomie 0,35 proc. PKB. Obecnie te obostrzenia nie będą już obowiązywały w stosunku do wydatków na obronność. Będzie się można zbroić bez ograniczeń. Niemcy w pierwszej kolejności utworzą fundusz wynoszący 500 mld euro i nie będzie to jedyne źródło finansowania. Na ten cel będzie można zaciągać kredyty. Reasumując, wydatki będą opiewały na kwotę ze wspomnianego funduszu plus kilkadziesiąt mld euro corocznie.
Bundeswehra. Oblicze kryzysu
Historia Bundeswehry dzieli się na dwa etapy. Pierwszy to budowanie siły w celu odparcia ewentualnej agresji wojsk Układu Warszawskiego. W tym czasie Bundeswehra liczyła pół miliona żołnierzy. Po zjednoczeniu Niemiec i rozpadzie Związku Sowieckiego radykalnie zmniejszono liczbę żołnierzy do ok. 180 tys., a w 2011 r. zawieszono obowiązkową służbę wojskową.
Pistorius chce dokonać zwrotu i przywrócić służbę. Powodem jest przede wszystkim brak wystarczającej liczby kandydatów do służby wojskowej. Młodzi ludzie nie interesują się specjalnie ani zawodem żołnierza, ani zwykłą służbą jako ochotnicy. Zawód wojskowego stracił kilka dekad temu na atrakcyjności, a poza tym ogranicza on wolność osobistą, ponieważ żołnierz musi być dyspozycyjny i przebywać tam, gdzie zostanie wysłany. Ponadto służba wojskowa wymaga wyrzeczeń, których nie ma w życiu cywilnym.
Przywrócenie służby planuje się dokonać stopniowo. Najpierw dotyczyć będzie wybranych osób, potem całości męskiego rocznika, a w dalszej przyszłości być może kobiet.
Te kadrowe problemy przekładają się na bardzo powolny wzrost ilościowy żołnierzy Bundeswehry. Osiągniecie zakładanej liczebności 203 tys. żołnierzy w pierwszym etapie reformy staje się problemowe. Obecnie armia naszych zachodnich sąsiadów liczy 182 tys. osób. Docelowo ma liczyć 250 tys. żołnierzy plus wojska obrony terytorialnej, które wzorem Polski planuje się utworzyć.
Dla porównania liczebność żołnierzy Wojska Polskiego wynosi 173 tys. plus 37 tys. WOT. Krytyka obejmuje również system organizacji zamówień. Federalny Urząd ds. Zamówień Bundeswehry jest zbiurokratyzowany, przeciążony i mało efektywny, stał się wąskim gardłem w systemie łańcuchów dostaw.
Z problemami kadrowymi związane jest niskie morale żołnierzy. To limituje zdolność bojową armii cierpiącej również z powodu niedostatku sprzętu pod względem ilości, a także jakości.
Najbardziej szokujący jest brak sprzętu, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że mówimy o armii państwa, które jest potęgą gospodarczą. Według raportu pełnomocnika Bundestagu ds. sił zbrojnych Evy Hoegl o stanie Bundeswehry za rok 2024, nawet koszary są zaniedbane. Stan ten w żaden sposób nie pasuje do wyobrażeń o niemieckim porządku, czystości czy dbałości. Raport podkreśla braki amunicji, części zamiennych i sprawnego sprzętu. Braki sprzętu są tak duże, że na liście zakupów jest niemal wszystko. W planach jest nabycie amerykańskich myśliwców F-35, myśliwców Eurofighter produkowanych przez europejskie konsorcjum, amerykańskich ciężkich śmigłowców transportowych CH-47 Chinook, niemieckich czołgów Leopard 2A8 oraz systemów obrony przeciwrakietowej i powietrznej, w tym amerykańskich Patriotów, transporterów opancerzonych Boxer produkcji niemiecko-holenderskiej, a także niemieckich bojowych wozów piechoty Puma. Zamówione będą nawet nowe karabiny. To zapewne lista priorytetowa. Niemieckie oddziały mają również niewystarczającą ilość części zamiennych, których nie kupowano ze względu na niski budżet. Do tych wydatków należy dodać koszty modernizacji koszar i poligonów, które przez lata były zamykane, a teraz są w opłakanym stanie.
Jednakże tych wszystkich zamówień nie da się szybko zrealizować. Zbyt duże są opóźnienia i zaniedbania. Przemysł obronny został zredukowany tak jak armia w poprzednich dekadach.