28 państw podpisało apel o natychmiastowe zakończenie wojny w Strefie Gazy. W wyniku zbrodniczych działań Izraela zginęły setki tysięcy ludzi, głównie cywili, w tym kobiety i dzieci. Mimo tego Berlin nie podpisał tego apelu. Teraz minister spraw zagranicznych Johann Wadephul broni tej decyzji.
– Nikt nie może wymagać od nas, abyśmy opuścili Izrael – powiedział minister Wadephul w rozmowie z „Die Zeit”.
Następnie próbował robić z oprawców ofiary. Przekonywał, że Izrael jest zagrożony „przez Iran, proirańskie milicje Huti i Hezbollah oraz radykalne islamskie ugrupowanie Hamas”.
Oczywiście nie wspomniał nic o tym, że to Izrael jest poważnym zagrożeniem właściwie dla całego świata.
– Przede wszystkim jednak nie można pozwolić, aby perfidna gra Hamasu, który nadal wykorzystuje zarówno zakładników, jak i palestyńską ludność w Strefie Gazy jako kartę przetargową, zakończyła się sukcesem – przekonywał dalej niemiecki minister.
Przyznał również, że Niemcy nie będą „neutralnym mediatorem”, ponieważ „jesteśmy stronniczy”.
– Stoimy po stronie Izraela – wprost ogłosił niemiecki minister.
Następnie twierdził, że Niemcy mimo to cieszą się „dużym uznaniem” wśród państw arabskich.
– Wielu postrzega nas jako europejską siłę mającą wpływ na Izrael. Również z tego powodu wielu arabskich kolegów rozmawia ze mną – przekonywał.
W poniedziałek 25 państw w Europie podpisało apel o natychmiastowe zakończenie wojny w Strefie Gazy. Wśród nich były Zjednoczone Królestwo i Włochy.
We wtorek do apelu dopisały się kolejne trzy państwa oraz Komisja Europejska. W oświadczeniu stwierdzono, że cierpienia cywilów w Palestynie „osiągnęły nowy poziom”.
Państwa wezwały Izrael do „wypełnienia swoich zobowiązań wynikających z międzynarodowego prawa humanitarnego” i „natychmiastowego” zniesienia ograniczeń w dostawach pomocy humanitarnej w regionie.
Tego oczywistego apelu nie podpisały Niemcy, które na co dzień rzucają oczekiwaniami o „tolerancji”, „równości” i „prawach człowieka” wobec wszystkich naokoło.