Poseł Konfederacji Wolność i Niepodległość Grzegorz Płaczek nie szczędził gorzkich słów aktorce Mai Ostaszewskiej. Chodzi o jej wypowiedzi o nielegalnych imigrantach na granicy polsko-białoruskiej.
Ostaszewska, która zagrała jedną z głównych ról w filmie Agnieszki Holland „Zielona granica”, w miniony weekend wystąpiła podczas Festiwalu Góry Literatury. Opowiadała tam niemałe brednie o sytuacji na granicy polsko-białoruskiej.
– Z rozpaczą stwierdzam, że na granicy nie zmieniło się nic, a nawet jest gorzej, bo jest większa bezkarność służb. Kiedy był moment zmiany władzy, było mniej przemocy, bo wszyscy bali się – a część z nas była pewna – że będą wyciągane konsekwencje za złamanie prawa. A w chwili, kiedy zmieniła się ta władza, jest całkowite przyzwolenie na to, co się tam dzieje. Ta brutalność, agresja się zwiększyła – opowiadała.
Aktorka twierdziła, że przez granicę przedostają się wykwalifikowani specjaliści. – Na ogół w tę podróż wyruszają ci, którzy w ogóle mają marzenia o tym, że można o coś zawalczyć w swoim życiu. Najprostsi ludzie boją się takiej podróży, bo wiedzą, że sobie w niej nie poradzą. Wiele z tych osób to są pielęgniarki, lekarze, ekonomiści – mówiła Ostaszewska.
Słowa Ostaszewskiej skomentował na antenie RMF FM poseł Konfederacji WiN Płaczek. –
Trzeba się cofnąć, pamiętam moment otworzenia granicy polsko-ukraińskiej; pamiętam ten moment, kiedy wybuchła tam wojna w 2022 r. Byłem na tej granicy, podczas gdy media podawały informacje, że były tam tylko kobiety i dzieci. Byłem tam osobiście, a sytuacja wyglądała zupełnie inaczej. Jeżeli ktoś mówi teraz, że przez granice przechodzą wyłącznie ci, którzy potrzebują pomocy, mogę zapewnić, że jest zupełnie inaczej. Jeżeli wczoraj jedna z aktorek z 'Zielonej granicy’, tego paszkwilu, mówi, że przez granice polsko-białoruską przechodzą głównie ekonomiści, lekarze i pielęgniarki, to ktoś nie rozumie tego, co się dzieje na granicy – grzmiał parlamentarzysta.