Strona głównaMagazynLobbing i łapownictwo na porządku dziennym. Eurokorupcja się nasila

Lobbing i łapownictwo na porządku dziennym. Eurokorupcja się nasila

-

- Reklama -

Kolejne przypadki korupcji pokazują, że łapownictwo szerzy się w Unii Europejskiej na porządku dziennym. Trzeba sobie zdać sprawę z tego, że dziesiątki tysięcy lobbystów działających w Brukseli mniej lub bardziej legalnie wykorzystują grube pieniądze do przekupstwa, po to by konkretna euroregulacja miała korzystny dla ich zleceniodawców kształt. Pokusiłbym się o tezę, że za każdą unijną regulacją stoi interes jakiegoś lobby. Problem dotyczy również wszelkich form rozdawnictwa unijnego, poczynając od dotacji poprzez tzw. Fundusz Odbudowy (750 mld euro), program SAFE na obronność (150 mld euro), Czysty Ład Przemysłowy (100 mld euro), po przygotowywany Niebieski Ład (390 mld euro).

Zagadnienie eurokorupcji nie jest nowe. Niestety mijają kolejne lata, a problem łapownictwa, przekupstwa, nepotyzmu i korupcji w Unii Europejskiej zamiast być zwalczany, tylko się pogłębia. Dwa przykłady z ostatniego czasu, które ujawniło CBA. W Gdańsku prowadzone jest postępowanie przygotowawcze w związku z podejrzeniem popełnienia przestępstwa polegającego na żądaniu korzyści majątkowej wielkiej wartości w zamian za przyznanie armatorom dotacji na zakończenie działalności związanej z rybołówstwem morskim na Bałtyku. Z kolei Prokuratura Regionalna w Szczecinie nadzoruje śledztwo w sprawie wyłudzenia na szkodę Narodowego Centrum Badań i Rozwoju dotacji unijnych na blisko 3 mln złotych.

Chiński lobbing

Od 2021 roku chiński koncern technologiczny Huawei miał z sukcesem lobbować u europarlmentarzystów za zmianami w prawie unijnym. Najpierw przez szereg lat organizował wystawne przyjęcia w Brukseli, na które zapraszano wysoko postawionych eurokratów oraz obdarowywano ich różnymi prezentami. Potem, kiedy w Unii pojawiła się obawa o wykorzystanie sprzętu 5G firmy Huawei do szpiegostwa na rzecz Państwa Środka, koncern miał oferować byłym i aktualnym europosłom wysokie łapówki za lobbing na jego rzecz. Jak czytamy w poście Pawła Usiądka z Konfederacji z marca br.: „Policja dokonała kilku rewizji w 21 miejscach na terenie Belgii oraz Portugalii. Belgijska prokuratura zażądała również opieczętowania dwóch pomieszczeń Parlamentu Europejskiego, z których korzystały osoby mogące mieć związek ze sprawą. Jedno z nich należało do włoskiej delegacji Europejskiej Partii Ludowej (partii Ursuli von der Leyen oraz Donalda Tuska). Drugie pomieszczenie należało do bułgarskiej delegacji grupy Renew Europe (partia Szymona Hołowni). W kręgu podejrzanych znajduje się 15 europosłów zarówno obecnie urzędujących, jak i z poprzedniej kadencji”.

Z kolei Didier Reynders, były unijny komisarz ds. sprawiedliwości (!), główny oskarżający Polskę o naruszenie tzw. praworządności, przez belgijską policję jest podejrzany o pranie brudnych pieniędzy. Belgijski polityk miał rozpocząć proceder, gdy był aktywny w krajowej polityce i prawdopodobnie kontynuował go podczas kadencji eurokomisarza. Skala korupcji i innych nieuczciwych praktyk w Unii jest niewyobrażalna. W styczniu 2024 roku Unię Europejską skrytykował nawet lewicowy portal oko.press i przedstawił zatrważające dane. Otóż holenderska redakcja Follow the Money przeanalizowała skandale z udziałem eurodeputowanych z dwóch kadencji 2014–2024. Okazało się, że „prawie jedna czwarta obecnych członków Parlamentu Europejskiego trafiła na pierwsze strony gazet z niewłaściwych powodów na pewnym etapie swojej kariery – od przypadków molestowania po korupcję na dużą skalę”. Larę Comi, włoską europosłankę z Forza Italia, za kradzież 500 tysięcy euro publicznych pieniędzy sąd skazał w 2023 roku na ponad cztery lata pozbawienia wolności. Z kolei Ioannis Lagos, europoseł z greckiego Złotego Świtu, za kierowanie organizacją przestępczą dostał prawie 14 lat więzienia.

- Prośba o wsparcie -

Wesprzyj wolne słowo. Postaw kawę nczas.info za:

„Z rezolucji PE wynika, że w 2023 roku ogólna liczba przypadków nadużyć finansowych i nieprawidłowości zgłoszonych przez właściwe organy unijne i krajowe wzrosła o 9 proc. w porównaniu z 2022 rokiem. Poziom ten jest rekordowo wysoki i stanowi kontynuację tendencji wzrostowej z poprzednich pięciu lat. Łączne finansowanie związane z tymi przypadkami sięgnęło 1,9 mld euro i było o 7,3 proc. wyższe niż rok wcześniej” – czytamy w serwisie Bankier.pl. Sam Parlament Europejski w sprawozdaniu z maja br. w sprawie ochrony interesów finansowych Unii Europejskiej zaznaczył, że „zorganizowane grupy przestępcze coraz częściej wykorzystują korupcję, by infiltrować administrację publiczną i czerpać korzyści ekonomiczne”.

Skala nadużyć się poszerza

Z opublikowanego w 2024 roku sprawozdania rocznego Europejskiego Trybunału Obrachunkowego wynika, że w 2023 roku, podobnie jak w latach wcześniejszych, wzrósł szacowany poziom błędu w wydatkach z budżetu Unii Europejskiej. Poziomu ten w 2021 roku wyniósł 3 proc., w 2022 roku – 4,2 proc., a w 2023 roku – już 5,6 proc. Nie są to bynajmniej sprawy groszowe. 5,6 proc. z wydatków, które wyniosły 191,2 mld euro, daje niebagatelną kwotę 10,7 mld euro.

– Skala nadużyć w Unii Europejskiej niestety się poszerza i ona dotyczy zarówno osób bardzo wysoko postawionych w Komisji Europejskiej, w Parlamencie Europejskim, jak również europosłów. Są dochodzenia, są aresztowania, są wyjaśnienia, ale też dotyczy wydatkowania pieniędzy dla organizacji pozarządowych, które po prostu działają na rzecz niektórych środowisk Unii Europejskiej, a nie całej Unii Europejskiej – mówi agencji Newseria Bogdan Rzońca, poseł do Parlamentu Europejskiego z PiS, dodając, że „działania, które miały zapobiec korupcji w Unii Europejskiej, na razie spaliły na panewce”.

Korupcyjnych patologii należy się spodziewać także w związku z realizacją tzw. Krajowych Planów Odbudowy. Okazuje się, że najważniejszy wniosek płynący ze sprawozdania specjalnego opublikowanego w marcu 2025 roku przez Europejski Trybunał Obrachunkowy nie jest zbyt optymistyczny: „Komisja Europejska nadal nie ma pewności, czy państwa UE ustanowiły skuteczne systemy kontroli, które gwarantują, że unijny Instrument na rzecz Odbudowy i Zwiększania Odporności (RRF) o budżecie wynoszącym 650 mld euro funkcjonuje zgodnie z przepisami dotyczącymi zamówień publicznych i zasadami pomocy państwa”. Ponadto kontrolerzy podkreślają, że w praktyce kraje członkowskie nie zawsze odzyskują pieniądze, które niesłusznie trafiły do ostatecznych odbiorców. Co więcej, z prac Trybunału dotyczących RRF wynika, że w tym największym instrumencie finansowania, jaki UE powołała do tej pory, występuje kilka uchybień w zakresie koncepcji. Kontrolerzy wskazali m.in. na lukę w rozliczalności. Poza tym zwrócili uwagę, że nie da się zmierzyć wyników uzyskanych z wykorzystaniem instrumentu, który w założeniu ma opierać się na… wynikach. Kontrolerzy zarzucają funduszowi trudności w monitorowaniu finansowania oraz problemy z przejrzystością wydatkowania pieniędzy.

Lobbing Timmermansa

Ale jak na razie najgłośniejsza afera z ostatniego czasu dotyczyła nielegalnego finansowania – podobnie jak w przypadku USAID zablokowanego przez prezydenta Donalda Trumpa – lewicowych organizacji klimatycznych. Sama Komisja Europejska pod rządami przewodniczącej Urszuli von der Leyen przyznała, że w ramach tajnej operacji wpływu wykorzystała unijne fundusze z programu LIFE nie zgodnie z przeznaczeniem na „walkę ze zmianą klimatu”, a na obronę – wśród europosłów i krajów członkowskich – skompromitowanego Zielonego Ładu, polityczne oszczerstwa i uciszanie organizacji eurosceptycznych i konserwatywnych. Innymi słowy, program LIFE miał chronić środowisko, a finansował kampanie oczerniające niewygodnych przeciwników politycznych, którzy krytykowali politykę klimatyczną UE. Holenderski dziennik „De Telegraaf” ujawnił wyniki własnego śledztwa, z którego wynika, że unijny komisarz ds. klimatu Frans Timmermans opłacał 185 organizacji ekologicznych, które miały promować jego zielone plany. „Timmermans zorganizował tajne umowy z organizacjami pozarządowymi zajmującymi się ochroną środowiska. Podobno te umowy zawierały szczegółowe plany lobbingowe określające cele i zadania. Oznacza to, że Komisja Europejska nie tylko zapewniła finansowanie, ale także strategiczne wskazówki, komu się przeciwstawić w ramach skoordynowanego wysiłku, aby zaatakować politycznych przeciwników programu klimatycznego Komisji Europejskiej” – czytamy na koncie Visegrad24 na portalu X. „Były nawet listy lobbingowe z nazwiskami polityków, do których należało się zwrócić” – podał „De Telegraaf”. W Polsce z pieniędzy programu LIFE miały korzystać m.in. takie organizacje, jak ClientEarth Prawnicy dla Ziemi, WWF Polska, Pracownia na rzecz Wszystkich Istot czy Fundacja Dzika Polska. „Gazeta Polska” zwraca uwagę, że w pracach aktualnego rządu uśmiechniętej koalicji organizacje ekoterrorystyczne „w dużej mierze odpowiadają za treść ustaw i rozporządzeń w Ministerstwie Klimatu”.

„Jak za komuny. Sowieci płacili agenturze w lewicowych mediach na Zachodzie i agenci pisali teksty, na które powoływała się Moskwa. Tu KE płaci kasą podatników »działaczom« udającym lud oburzony brakiem stanowczości KE w ratowaniu planety…” – napisał w mediach społecznościowych Wojciech Popiela, były prezes UPR. „O działaniach lobbingowych lewackich organizacji klimatycznych mówię od lat, teraz wszystko wychodzi na światło dzienne i finansowane było za cichym przyzwoleniem unijnych pseudoelit. Zielony Ład to jedna wielka paramafijna operacja ogłupiania ludzi, prania ogromnych pieniędzy i dewastowania gospodarek unijnych państw. Każdy element tego dziadostwa trzeba NATYCHMIAST wycofać, wyrzucić do śmieci i wrócić do normalności!” – skomentowała w mediach społecznościowych europosłanka Konfederacji Ewa Zajączkowska-Hernik.

Jakby tego było mało, na początku czerwca br. dziennikarz śledczy Thomas Fazi z MCC Brussels, autor wcześniejszego opracowania pt. „Maszyna propagandowa UE. Jak UE finansuje organizacje pozarządowe, aby promować siebie”, opublikował nowy raport, z którego wynika, że Komisja Europejska i Parlament Europejski łącznie przeznaczają blisko 80 mln euro rocznie na projekty medialne. To ostrożny szacunek, a łączna kwota w ciągu ostatniej dekady prawdopodobnie przekroczyła 1 mld euro. Programy finansowania są często formułowane przy użyciu haseł, takich jak „walka z dezinformacją” lub „promowanie integracji europejskiej”, ale raport przedstawia dowody na to, że eurokraci mają jasne cele strategiczne, aby kształtować debatę publiczną i promować agendę Unii Europejskiej. Na przykład Program Środków Informacyjnych na rzecz Polityki Spójności UE (IMREG) od 2017 roku przekazał około 40 mln euro mediom i agencjom informacyjnym na produkcję treści podkreślających „korzyści” polityki unijnej. Z kolei w ramach programu Horyzont Bruksela wydaje 650 mln euro na projekty mające zwalczać tzw. „mowę nienawiści” i „dezinformację”, a w rzeczywistości jest to wojna propagandowa przeciwko wolności wypowiedzi.

Jak z tego wyjść?

Po pierwsze Unia Europejska w ogóle nie powinna mieć budżetu, z którego rozdawane są dotacje i subwencje na różne polityki. Po drugie Bruksela nie powinna mieć możliwości uchwalania jakiegokolwiek prawa, wymuszania na krajach członkowskich regulacji czy nakładania podatków. Niestety to robi i z tego bierze się korupcja. A po trzecie powinna wziąć przykład z prezydenta Argentyny Javiera Mileia, który na początku tego roku otrzymał od szwajcarskiego Instytutu Liberalnego nagrodę im. Röpke za międzynarodową, pionierską rolę w walce z rozrastającym się państwem. Swoje wystąpienie zakończył słowami: „Musimy promować jak najmniejsze państwo, aby społeczeństwo mogło być tak wolne, jak to tylko możliwe, a także musimy bronić życia, wolności i własności prywatnej. Jeżeli my, kraje Zachodu, będziemy trzymać się tego prostego zbioru podstawowych idei, jestem pewien, że nasza przyszłość będzie o wiele bardziej pomyślna niż teraźniejszość”.

Najnowsze