Obrońcy dziennikarzy TVN Turbo, oskarżonych o zgwałcenie dwóch kobiet, wyrazili przekonanie, że formułowane wobec ich klientów zarzuty nie znajdują potwierdzenia w dowodach. Sam akt oskarżenia określili jako „pozbawiony uzasadnienia faktycznego i prawnego”.
Kilka dni temu Prokuratura Rejonowa Katowice Północ oskarżyła Adama Kornackiego i Patryka Mikiciuka (za pośrednictwem swych adwokatów zgodzili się na podawanie pełnych nazwisk) o to, że jesienią ubiegłego roku w jednym z mieszkań w Katowicach zgwałcili dwie kobiety. Dziennikarze kategorycznie zaprzeczają zarzutom. Stacja zawiesiła z nimi współpracę. Sprawę rozpozna Sąd Okręgowy w Katowicach.
„Akt oskarżenia przeciwko naszym Klientom uważamy za pozbawiony uzasadnienia faktycznego i prawnego” – napisali w odpowiedzi na pytania PAP reprezentujący ich adwokaci – Jakub Wende i Błażej Biedulski. Jak dodali, już od pierwszych czynności procesowych z udziałem ich klientów oraz lektury materiału dowodowego nie mieli i nadal nie mają wątpliwości, że formułowane przez prokuraturę zarzuty „nie znajdują potwierdzenia w dowodach”.
„Gdy tylko nasi Klienci dowiedzieli się o wymierzonych w nich pomówieniach, współpracowali z Prokuraturą w celu wyjaśnienia okoliczności październikowego zdarzenia. Oczywiście nasi Klienci składając wyjaśnienia nie znali jeszcze wtedy materiału dowodowego i nie mieli możliwości +przygotowania się+ do ich składania, a jednak przekazane przez nich informacje zostały potem potwierdzone przez wspomniany, obiektywny materiał dowodowy. To najlepiej świadczy o wiarygodności i prawdziwości ich relacji” – napisali prawnicy.
Nawiązując do informacji, które na temat tej sprawy pojawiły się w mediach wskazali, że pomijają one te wszystkie dowody i wynikające z nich okoliczności, które wprost świadczą o niewinności ich klientów. Jednocześnie w wielu przypadkach dowody opisane w aktach językiem prawnym zostały przez media zinterpretowane w sposób wypaczający ich pierwotne znaczenie, dając w efekcie tezy całkowicie mijające się z prawdą – przekonywali adwokaci.
Podkreślili też, że z uwagi na toczące się postępowanie nie mogą ujawniać żadnych nowych szczegółów sprawy, a także działań prawnych jakie będą podejmować przed sądem. Wyrazili zarazem przekonanie, że kompleksowa, rzetelna, sądowa ocena wszystkich – a nie jedynie wybranych – dowodów i wynikających z nich faktów, doprowadzi do uwolnienia ich klientów od „odpowiedzialności za czyn, którego po prostu nigdy nie popełnili”.
O sprawie jako pierwsza napisała katowicka „Gazeta Wyborcza”, która poinformowała, że dziennikarze, wykorzystując upojenie alkoholem dwóch kobiet w wieku 26 i 34 lat, doprowadzili je do obcowania płciowego. Do opisanych w akcie oskarżenia wydarzeń doszło w październiku ubiegłego roku w Katowicach, gdzie Kornacki i Mikiciuk przyjechali, by zrealizować kolejny odcinek swojego programu.
Wieczorem w jednym z lokali spotkali cztery kobiety. Tuż przed zamknięciem lokalu dwie z nich wsiadły z dziennikarzami do taksówki i ruszyły w stronę wynajętego przez siebie apartamentu. To tam miało dojść do gwałtu. Jedna z kobiet zdołała zadzwonić do koleżanek, z którymi wcześniej spotkały się w restauracji. Kiedy te w słuchawce telefonu usłyszały niepokojące odgłosy, pojechały na miejsce. Tam jedna z nich miała nagrać telefonem komórkowym swoje roznegliżowane koleżanki i dziennikarzy, którzy po chwili ubrali się i wyszli z mieszkania.
Zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa złożyła jedna z koleżanek, która weszła do mieszkania, same pokrzywdzone nie chciały żadnego śledztwa – opisała „GW”, dodając że dziennikarze nie przyznali się do winy i twierdzili, że seks z kobietami uprawiali za ich zgodą.
W piątek po południu obaj dziennikarze zamieścili oświadczenia na platformach społecznościowych. Adam Kornacki potwierdził, że wraz z kolegą przysiadł się do stolika na zaproszenie „kilku wstawionych już kobiet”, następnie skorzystali z zaproszenia do apartamentu. „I tak – obaj będziemy się tej sytuacji wstydzić i do końca życia żałować. Ale nie, nie i jeszcze raz nie – absolutnie nie ma mowy o gwałcie – ani o żadnym stosunku płciowym (co potwierdzili biegli)” – napisał. „Uważam, że gwałt to jedna z najbardziej obrzydliwych zbrodni i w życiu nie dopuściłbym się do czegoś takiego. Niezależnie od sytuacji. No po prostu nie” – podkreślił.
Zwrócił uwagę, że same kobiety, które zaprosiły dziennikarzy do siebie nie stawiały im takich zarzutów. Wyraził przekonanie, że oskarżenie jest pomysłem ich koleżanki, która już wcześniej miała nagrywać ich z ukrycia. Dodał też, że jest mnóstwo postronnych świadków, którzy potwierdzają, że „w każdym momencie tego wieczoru wszystko, co robiliśmy, odbywało się za zgodą, a często wręcz z inicjatywy wspomnianych kobiet”.
„Jest mi strasznie wstyd i jednocześnie strasznie przykro, że zachowanie, które i tak już samo w sobie jest moralnie złe, jest teraz dodatkowo jeszcze napompowywane, koloryzowane i po prostu manipulowane” – napisał Kornacki i poprosił o wstrzemięźliwość w komentowaniu informacji, które według niego nie znajdują oparcia na faktach. „Niech to sąd rozsądza, a wierzę, że będzie dobrze. To potrwa, ale będzie dobrze” – podsumował.
Również drugi z oskarżonych dziennikarzy Patryk Mikiciuk w swoim wpisie oświadczył, że informacja o rzekomym gwałcie to nieprawda. Zapewnił, że nie ma pretensji do redakcji, która opisała to, co znalazła w aktach, ale zarazem dodał, że część tych informacji „została błędnie zinterpretowana lub pominięto bardzo istotne elementy materiału dowodowego”.
„Cała sprawa powstała z inicjatywy jednej osoby, która najpierw nas z ukrycia nagrywała, a na końcu chciała od nas 10 000 zł za milczenie. I to ta osoba właśnie podejrzewa, że jej koleżanki mogły zostać skrzywdzone. Co ważne: one same tak nie twierdzą” – dodał Mikiciuk. „Dowody pokazują jednoznacznie, że nie doszło do żadnego stosunku, żadnego przestępstwa i nikt nie został skrzywdzony. Od początku w pełni współpracujemy z organami ścigania. Chcę, by ta sprawa została jak najszybciej wyjaśniona. Wierzę w sprawiedliwość i w to, że prawda się obroni” – dodał. Poprosił, by nie oceniać go przez pryzmat nagłówków.
Po doniesieniach prasowych stacja TVN Turbo zawiesiła współpracę z dziennikarzami. „Zawsze szczególny nacisk kładziemy na przestrzeganie obowiązujących przepisów przez wszystkich naszych pracowników i współpracowników. Natychmiast po otrzymaniu wczoraj informacji o sprawie – od dziennikarzy +Gazety Wyborczej+ – podjęliśmy decyzję o zawieszeniu współpracy z dwoma prowadzącymi do czasu wyjaśnienia wszystkich okoliczności” – napisała w piątek w oświadczeniu stacja.