Do konsultacji publicznych trafił projekt ustawy nazywany „lex szarlatan”. Ma kojarzyć się ludziom z walką z tzw. pseudo medycyną. W rzeczywistości wzmacnia uprawnienia instytucji, które bez sądu mogą zasądzać kary nawet do miliona złotych za coś, co określi się „sprzecznością z aktualną wiedzą medyczną”. Co to w praktyce oznacza – każdy z nas doświadczył w okresie Wielkiej Histerii.
„Wzmocnienie kompetencji Rzecznika Praw Pacjenta i wprowadzenie regulacji dotyczących praktyk pseudomedycznych – to podstawowe założenia projektu ustawy (tzw. lex szarlatan), który trafił właśnie do konsultacji publicznych” – reklamuje projekt Ministerstwo Zdrowia.
Formalna nazwa to projekt ustawy o zmianie ustawy o prawach pacjenta i Rzeczniku Praw Pacjenta oraz ustawy o systemie powiadamiania ratunkowego (UD207).
„Odpowiada na dwa główne problemy: rozwój niebezpiecznych praktyk pseudomedycznych i medycznej dezinformacji oraz niewystarczającą skuteczność ochrony zbiorowych praw pacjentów. Szacuje się, że od kilku do kilkunastu tysięcy osób/podmiotów może prowadzić pseudomedyczną działalność” – czytamy w komunikacie MZ na gov.pl.
Rządzący chcą wprowadzić „usprawnienie mechanizmów nadzorczych, eliminację praktyk pseudomedycznych, które są szkodliwe lub niebezpieczne, zwiększenie efektywności działań Rzecznika Praw Pacjenta (RPP), m.in. poprzez nowe instrumenty prawne i możliwość nakładania kar”. Wyróżniono trzy główne założenia.
Pierwsze to nowe narzędzia interwencyjne RPP. Są to: Ostrzeżenia publiczne, decyzje tymczasowe (nakazujące powstrzymanie się stron postępowania od określonych działań do zakończenia postępowania) oraz zobowiązanie do usunięcia skutków naruszeń. Ponadto strony trzecie nie będą miały dostępu do akt dotyczących podmiotu, wobec którego postępowanie jest prowadzone.
Drugim założeniem są nowe zadania RPP. Ma prowadzić postępowania dotyczące „działań zdrowotnych podejmowanych przez osoby bez kwalifikacji medycznych, stosowania lub oferowania metod wskazywanych błędnie jako lecznicze, prowadzących do pogorszenia zdrowia, oraz zaniechania zgodnej z aktualną wiedzą medyczną metody diagnostycznej lub leczniczej”, wykonywania „działalności medycznej bez uzyskania właściwego wpisu do rejestru podmiotów wykonujących działalność leczniczą” i „medycznej dezinformacji (jeśli połączona z zyskiem i publicznym rozpowszechnianiem)”.
„Zasady dotyczące prowadzenia postępowań w sprawach praktyk pseudomedycznych będą analogiczne do postępowań w sprawach praktyk naruszających zbiorowe prawa pacjentów, włącznie z upowszechnianiem przez RPP orzecznictwa w tym zakresie” – czytamy w komunikacie MZ.
Trzecie założenie to możliwość nakładania kar pieniężnych i to bez orzeczenia sądu.
„RPP zyska uprawnienia do: nakładania kar już w decyzji uznającej naruszenie zbiorowych praw pacjentów (obecnie możliwe dopiero za brak zaniechania po decyzji); karania 'recydywy’ – ponownego stosowania zakazanej praktyki; karania kierownika podmiotu – do 20-krotności przeciętnego wynagrodzenia, za dopuszczenie do naruszenia zbiorowych praw pacjenta” – podaje MZ.
Ponadto górne limity kar zostają podniesione dwukrotnie. Zamiast 500 tys. zł, maksymalna kara z tytułu art. 68 Ustawy o prawach pacjenta i Rzeczniku Praw Pacjenta wynosić będzie 1 mln zł. Zaś maksymalna kara 50 tys. zł za nieprzekazania na żądanie RPP dokumentów oraz informacji zostaje podniesiona do 100 tys. zł.
„Przepisy dotyczące kar pieniężnych w zakresie postępowań w sprawie naruszenia zbiorowych praw pacjentów będą miały zastosowanie także w przypadku praktyk pseudomedycznych” – napisano na stronie rządowej.
„Projekt ustawy o zmianie ustawy o prawach pacjenta i Rzeczniku Praw Pacjenta ma zapewnić przede wszystkim, że świadczenia zdrowotne będą zgodne z aktualną wiedzą medyczną, zweryfikowaną naukowo i bezpieczną oraz dostarczyć realnych narzędzi prawnych do reagowania na zjawiska pseudomedyczne” – przekonywano.
Jest to oczywiście bełkot. W praktyce przepisy zezwalają na karanie bez sądu tych, którzy podają coś innego, niż aktualnie rządzący urzędnicy. Kwestia „aktualnej wiedzy medycznej” została całkowicie skompromitowana podczas Wielkiej Histerii zwanej pandemią, gdy zarzucano „podawanie informacji sprzecznych z aktualną wiedzą medyczną” tym wszystkim, którzy po prostu podawali zastrzeżenia od producentów szpryc, że nie są one ani skuteczne, ani bezpieczne ani właściwie niczego nie gwarantują.
Nowelizacja najpewniej będzie batem nie tylko na środowisko medyczne, ale też na dziennikarzy czy tzw. zwykłych ludzi, którzy będą głośno mówili o nieprawidłowościach dokonywanych przez rządzących. Należy bowiem pamiętać, że w państwowych organach odpowiadających za „wiedzę medyczną” siedzą najczęściej nie lekarze, tylko urzędnicy. A jeśli już pojawiają się lekarze, to „zupełnym przypadkiem” są ściśle powiązani z globalnym przemysłem farmaceutycznym, wokół którego też orbituje mnóstwo zarzutów, w tym o masowe korumpowanie rządów.
Krótko mówiąc, jest to narzędzie do niszczenia – i to dosłownie – źródeł niezadowolenia i bat na tych, którzy alarmowaliby o korupcji.
Dominik Cwikła