Wojna Rosji z Ukrainą najwyraźniej ośmieliła Izrael do wyrównywania własnych porachunków. Po Gazie przyszła pora na Iran, a do wojny wciągnięto Amerykanów. Na tym się może jednak nie skończyć, a kolejny klocek wrażliwego „domina światowego” to Tajwan.
Atmosfera wokół Tajwanu wyraźnie się zagęszcza i nie chodzi już tylko o prowokacyjne manewry komunistów chińskich. Zaangażowanie USA w Iranie niewątpliwie osłabia możliwości reakcji Waszyngtonu na Ukrainie, ale też na Dalekim Wschodzie.
Wykorzystuje to Pekin, który zaatakował prezydenta Tajwanu za nazwanie swojej wyspy „państwem”. Lai Ching-te to zagorzały obrońca suwerenności Tajwanu. ChRL odniosła się do jego niedzielnego przemówienia w Rotary Club w Tajpej. Powiedział tam, że Tajwan jest „oczywiście osobnym krajem”.
Pekin zareagował już dzień później. W poniedziałek 23 czerwca padły pogróżki, że tezy prezydenta Tajwanu Lai Ching-te wkrótce „trafią na śmietnik historii”. Komunistyczne media państwowe donosiły, że „przemówienie Lai Ching-te z 22 czerwca było pełne kłamstw i oszustwa, wrogości i prowokacji”.
W oficjalnych komentarzach pisano, że to „nieprawdy, które zniekształcają historię, rzeczywistość i zasady prawne”. Chiny uważają Tajwan za jedną ze swoich prowincji. Prezydent Tajwanu uznał z kolei, że Chiny wypaczają treść rezolucji Zgromadzenia Ogólnego ONZ nr 2758, przyjętej w 1971 r., która uznała Chińską Republikę Ludową za przedstawiciela całych Chin przy ONZ.
Rezolucja ta wykluczyła z ONZ Republikę Chin, czyli Tajwan, który reprezentował tam Chińczyków wcześniej. W jego miejsce wprowadzono przedstawicielstwo komunistów z Pekinu. Według Lai Ching-te, rezolucja ta nie stwierdza jednak, że Tajwan nie jest państwem suwerennym. Pierwszy rok prezydentury Lai Ching-te okazuje się trudny.
Źródło: AFP