Strona głównaMagazynBrak trumpicznego supportu

Brak trumpicznego supportu

-

- Reklama -

Rytm wydawniczy „Najwyższego Czasu!” powoduje, że piszę ten tekst przed drugą turą wyborów prezydenckich, a będziecie go Państwo czytać, znając już wyniki. Stąd trudno mi odnieść się do tego, co Państwo już wiecie, a czego ja jeszcze nie wiem. W tej sytuacji chciałbym zwrócić uwagę na jeden bardzo znaczący szczegół związany z kampanią Karola Nawrockiego, który jakoś umknął uwadze obserwatorów.

Szczegół ten umknął obserwatorom, gdyż dla obydwu głównych stron sporu był niewygodny, acz z zupełnie innych powodów. Chodzi mi o Kongres Konserwatystów CPAC w Jasionce koło Rzeszowa, który odbył się kilka dni przed głosowaniem w drugiej turze. W imprezie udział wzięła wierchuszka elity pisowskiej i osób z tą elitą ściśle związanych (min. Andrzej Duda, Mateusz Morawiecki i tzw. obywatelski kandydat na Prezydenta RP Karol Nawrocki), Przemysław Wipler z Konfederacji, niedoszły prezydent Rumunii George Simion etc.

W mediach prawicowo-antysystemowych zwrócono szczególnie uwagę na obecność skrajnie kontrowersyjnego rabina Shmuley’a Boteacha – znanego ze swoich heterodoksyjnych poglądów zarówno z punktu widzenia ortodoksji judaistycznej, jak i chrześcijańskich. Wszyscy jedynie półgębkiem wspomnieli (lub wspomnieć zapomnieli) o udziale w imprezie sekretarz ds. bezpieczeństwa narodowego Stanów Zjednoczonych Kristi Noem i wyrażonego przez nią głośno i wprost poparcia dla Karola Nawrockiego. Dlaczego Kristi Noem została „przeoczona”?

Media „uśmiechnięte”, popierające rządzącą koalicję, nie bardzo chciały pisać i ogłaszać, że oficjalna przedstawicielka administracji prezydenta Stanów Zjednoczonych wprost poparła Nawrockiego. To oczywiste. Jakkolwiek należące do globalistycznych wielkich koncernów i kontrolowane przez rząd Donalda Tuska media plują na Donalda Trumpa, ile wlezie, to w Polsce nadal utrzymuje się bardzo silny (i irracjonalny) filoamerykanizm, związany z wiarą w mityczną przyjaźń polsko-amerykańską i całą tę wizję Stanów Zjednoczonych jako raju na ziemi, którą (niechcący) utrwaliła w polskiej świadomości Polska Ludowa, a która to wizja wynika z polskich kompleksów. Dlatego media lewicowo-liberalne nie chciały się skupiać na amerykańskim oficjalnym poparciu dla kandydatury Nawrockiego. To oczywiste. Co jednak ciekawe, także media pisowskie mało pisały o Kristi Noem. Dlaczego? Dlatego że jej wizyta w pisowskiej imprezie była poważną porażką wizerunkową PiS. Dlaczego?

Bo to nie nikomu w Polsce nieznana Kristi Noem miała do Jasionki przyjechać! Politycy PiS nie ukrywali, że na imprezie tej oczekiwali silnego trumpistowskiego „supportu” dla Karola Nawrockiego. Walczyli więc o przyjazd do Jasionki i publiczne poparcie przez wiceprezydenta Stanów Zjednoczonych J.D. Vance’a. Byłoby to silne wsparcie instytucjonalne, a znany z mocnego języka amerykański polityk konserwatywny zapewne mocno pojechałby po globalistycznym reżimie Donalda Tuska i małżonka Anne Applebaum! Byłoby to wydarzenie, które nadałoby tej kampanii nowego rozpędu, porównywalne ze słynnym wywiadem Elona Muska z Alice Weidel z AfD w przededniu wyborów parlamentarnych w Niemczech. Z całym szacunkiem dla Pani Noem, ale w Polsce jest ona osobą kompletnie nieznaną i sam ledwo kojarzyłem to nazwisko.

Nie wiem dlaczego J.D. Vance oficjalnie odmówił przyjazdu do Polski i wsparcia dla Karola Nawrockiego. Być może miał napięty kalendarz. Jeśli jednak sprawa sojuszu polsko-amerykańskiego jest tak ważna, jak zapewniają nas politycy z ekipy Jarosława Kaczyńskiego, to w sumie powinien wszystko rzucić, przyjechać i udzielić „supportu” kandydatowi proamerykańskiemu, przeciwnego federalizacji Unii Europejskiej i chcącemu za wszelką cenę utrzymać amerykańską hegemonię w Europie i w NATO. J.D Vance jednak nie przyjechał. Gdyby administracji Donalda Trumpa bardzo na tym zależało, to zapewne znalazłby czas. Ekipa Trumpa nie udzieliła także większego widocznego wsparcia bliskiego poglądami pisowcom George’owi Simionowi w Rumunii. Widać wyraźnie, że Amerykanie w Unii Europejskiej utrzymują bardzo bliskie kontakty z Giorgią Melloni, z Viktorem Orbanem (a za jego pośrednictwem zapewne z Roberto Fico), lecz nie z pisowcami, i nie z rumuńskim „pisowcem” Simionem, mimo że Polacy i Rumuni usilnie o takie kontakty zabiegają. Dlaczego?

W mojej ocenie wynika to ze świadomości Donalda Trumpa, że Nawrocki (czyli Kaczyński) i Simion wcale nie są im politycznie bliscy, pomimo deklarowanego publicznie raz po raz filoamerykanizmu. Pisałem i mówiłem już o tym wielokrotnie, że geopolityka Jarosława Kaczyńskiego i jego obozu nie bardzo pokrywa się z geopolityką trumpistyczną. Nawrocki (Kaczyński) i Simion to sierotki po neokonserwatyzmie, czyli po doktrynie konfrontacji Zachodu z Rosją i ustanowienia globalnej hegemonii USA. Trump zarzucił tę koncepcję, gdyż Stany Zjednoczone nie mają już potencjału dla tego projektu, proponując w to miejsce podział świata na wielkie przestrzenie zarządzane przez tzw. koncert mocarstw (USA, Chiny, Rosja). Gdy więc Trump chce wygaszać wojnę na Ukrainie, to Kaczyński chcą ją eskalować, stając się dla Amerykanów kłopotliwym sojusznikiem, gdyby odzyskał władzę. Jeśli przeczytamy wystąpienie prezydenta Andrzeja Dudy wygłoszone w Jesionce, to jego główne przesłanie dotyczyło… Ukrainy. Symbolicznym miejscem urządzenia przez pisowców całej imprezy CPAC była słynna Jesionka pod Rzeszowem, znana całemu światu jako centrum militarnego wsparcia NATO dla Kijowa. Myślę, że J.D. Vance nie chciał legitymować tej linii geopolitycznej swoim udziałem w tej zgoła nie-trumpistycznej, lecz neokonserwatywnej imprezie. J.D. Vance tam nie pasował. Tam pasowaliby George Bush, Hilary Clinton lub Kamala Harris.

Niestety geopolityka PiS znalazła się w ślepym zaułku, co wynika z kompletnego niezrozumienia dziejących się na świecie zmian. Jarosław Kaczyński i jego ekipa żyją cały czas w świecie, gdzie „dobrzy” Amerykanie walczą ze „złymi” Sowietami. Podejrzewam, że J.D. Vance nie chciał w tym cyrku uczestniczyć.

Najnowsze