Strona głównaWiadomościNiepoczytalność a kara za morderstwo. Lekarze wyjaśniają

Niepoczytalność a kara za morderstwo. Lekarze wyjaśniają

-

- Reklama -

Zabójstwo na Uniwersytecie Warszawskim czy wcześniej w krakowskim szpitalu połączone z hasłami o „niepoczytalności” sprawiają, że coraz więcej dyskutuje się nad kwestią karania takich osób. Czy niepoczytalność pozwala na uniknięcie kary?

„Lekarze alarmują, że po brutalnych zabójstwach, które wstrząsnęły całą Polską, internauci bawią się w biegłych, oceniając stan psychiczny sprawców, choć nie mają do tego podstaw” – podaje w alarmistycznym tonie portal.abczdrowie.pl, pomijając fakt, że media same pytają specjalistów o tę kwestię.

– Powszechne są oceny na zasadzie „czemu się dziwić, zabił, bo to 'psychol'”. Tymczasem to sugeruje niepoczytalność i automatyczną bezkarność. Utożsamianie tych dwóch rzeczy jest błędne i szkodliwe, ale niestety powszechne – Anna Bazydło, lekarka z Mazowieckiego Specjalistycznego Centrum Zdrowia w Pruszkowie, znanym jako „Tworki”.

Europa Suwerennych Narodów

– W swojej pracy codziennie się z tym spotykam – dodała.

Należy zaznaczyć, że – jak sama lekarka zauważyła – są to zwykłe dyskusje internautów. Tymczasem Bazydło oburza się na to, że ludzie rozmawiają. A takie dyskusje zdaje się nie powinny wpływać na opinie biegłych czy wyroki sądów.

Portal jednak wyjaśnia, że „nie każdy sprawca tak ciężkich przestępstw, jak zabójstwo, jest niepoczytalny”.

– Co więcej, większość zabójców jest poczytalna, mimo że powszechne przekonanie jest zupełnie inne – powiedziała Anna Bazydło.

Niepoczytalność a środki psychoaktywne

Najagresywniejsi są pacjenci pod wpływem środków psychoaktywnych. Wśród nich jest m.in. alkohol.

– Osoby z psychozami, które nie są związane z zażywaniem takich środków, są znacznie częściej ofiarami przemocy niż sprawcami. To wobec nich jest często stosowana agresja, również z powodu lęku czy nieprawidłowych przekonań i stereotypów. Agresja może być wtedy usprawiedliwiana jako metoda samoobrony. Tymczasem jeśli takie osoby są agresywne, to najczęściej w stosunku do siebie, a nie innych. Stygmatyzacja jest jednak powszechna – powiedziała lekarka.

– Z drugiej strony, nie każdy pacjent szpitala psychiatrycznego to osoba niepoczytalna. Można mieć zaburzenia psychiczne, nawet schizofrenię, a być poczytalnym w momencie popełnienia przestępstwa. Wielu ludzi stawia jednak między pojęciami choroby i niepoczytalności znak równości, a to daje furtkę do swobodnego „żonglowania” tymi pojęciami i wykorzystywania ich do różnych celów. Co ciekawe, wykorzystują to nie tylko pacjenci czy ich rodziny, ale też policjanci, a nawet prawnicy – podkreśliła.

Bezkarność?

– Zdarza się, że pacjenci szpitala psychiatrycznego po tym, jak np. zaatakują personel, mówią: „I tak mi nic nie zrobisz”. Sama byłam w takiej sytuacji. Z jednej strony bazują na powszechnym przekonaniu, że pacjent szpitala psychiatrycznego z automatu „nie wie, co robi”, więc uniknie kary. Z drugiej, doskonale wiedzą, jakie jest podejście służb do takich spraw. Tymczasem to właśnie fakt, że takie zdanie padło, jest najlepszym dowodem na to, że ta osoba doskonale wiedziała, co i komu zrobiła – wyjaśniła.

Następnie wskazała na przypadki, gdy prawnicy mówią swoim klientom uwikłanym w poważne przestępstwa finansowe, by „załatwili sobie kwity od psychiatry”.

– Bo skoro nie zdawali sobie sprawy z konsekwencji swoich działań, to unikną kary. Tymczasem to tak nie działa. Nie wystarczy np. diagnoza depresji, by nie stanąć przed sądem – przekonywała lekarka.

Zwraca też uwagę na traktowanie pacjentów szpitala psychiatrycznego jako podludzi przez policję z powodu wyobrażeń osób z chorobami psychicznymi. Lekceważą zgłoszenia dotyczące ataków na medyków oraz zeznania samych pacjentów.

– Zdarzyło się, że jedna z naszych pacjentek wyszła na spacer do parku przy naszym szpitalu i po powrocie zaalarmowała, że ktoś ją zgwałcił. Wtedy pierwsze pytanie zadane przez policję dotyczyło skłonności tej pacjentki do konfabulacji – powiedziała Anna Bazydło.

– Oczywiście, ze względu na jej stan zdrowia, jest taka możliwość. Ale z drugiej strony policja ma obowiązek sprawdzenia każdej takiej sprawy, a nie stawianie tezy już na samym początku. Ktoś może przez to poważnie ucierpieć. Pacjenci psychiatryczni są często pozbawiani podstawowych praw, nie mogą dochodzić sprawiedliwości. Bywają traktowani szablonowo, a ich sprawy umarzane „z powodu braku dowodów” – dodała.

Niepoczytalność jest jednorazowa

„ABC Zdrowie” zwraca uwagę, że istnieje mit dotyczący niepoczytalności. Mianowicie, że jest orzekana dożywotnio i uniwersalnie. W rzeczywistości jednak „stwierdza się ją w odniesieniu do konkretnego czynu”.

– Sądzona osoba np. z powodu niepełnosprawności intelektualnej mogła nie zdawać sobie sprawy z konsekwencji udziału w oszustwach finansowych, w które mogła zostać wmanewrowana. Ale jest np. świadoma, czym jest uderzenie kogoś czy oplucie. Takich niuansów jest bardzo dużo, dlatego obserwacje psychiatryczne, na podstawie których biegli wydają opinię, trwają nawet wiele tygodni – powiedziała Bazydło.

– Istnieje też błędne przekonanie, że osoba niepoczytalna, która popełniła przestępstwo, uniknie kary. Tymczasem takie osoby są kierowane na przymusowe leczenie na oddziale psychiatrii sądowej. Choć formalnie leczenia nie można traktować w kategorii kary, są one izolowane od społeczeństwa – podkreśliła.

W przeciwieństwie do kary więzienia, tu nie ma podanego okresu czasu. Ponadto każdą przepustkę musi zatwierdzić sąd.

– Są tacy pacjenci, którzy ich nie dostają – powiedziała lekarka.

Dr hab. n. społ. Błażej Kmieciak, prof. APS, pełnomocnik Rzecznika Praw Obywatelskich ds. ochrony zdrowia psychicznego i były Rzecznik Praw Pacjenta Szpitala Psychiatrycznego powiedział, że w przypadku 60-70 proc. spraw karnych sąd prosi o opinię biegłych, w szczególności psychiatrów i psychologów.

„Ostateczną opinię o ewentualnej niepoczytalności sprawcy wydaje nawet kilka zespołów biegłych” – czytamy.

– Wszystko zależy od tego, z jakim przestępstwem mamy do czynienia. W przypadku zabójstwa na Uniwersytecie Warszawskim trudno na razie wyrokować, jak zostanie oceniony sprawca. Sprawa jest trudna i wielowątkowa. Niewykluczone, że będzie tu właśnie potrzebny nie jeden, a kilka zespołów biegłych opiniujących na kolejnych etapach postepowania – ocenił prof. Kmieciak.

– W przypadku innych głośnych w Polsce zabójstw, których sprawcami byli np. Stefan Wilmont, który zabił prezydnta Gdańska czy Kajetan P., który zamordował tłumaczkę języka włoskiego, orzekało kilka zespołów – przypomniał.

Podał też słynny przykład z Norwegii, Andersa Breivika, którego też oceniało kilka zespołów.

– Co ciekawe każdy z tych sprawców uznany został za poczytalnego, czyli miał pełną świadomość, tego, co robił, choć w powszechnej opinii funkcjonują jako „szaleńcy”. Podobnie było w przypadku sprawy seryjnego mordercy „wampira z Bytowa”, jednej z najgłośniejszych postaci w polskiej kryminologii – podkreślił prof. Kmieciak.

„Dożywocie” w psychiatryku

Podstawowa obserwacja na oddziale sądowo-psychiatrycznym trwa cztery tygodnie. W wyjątkowych sytuacjach sąd może wydłużyć ją do ośmiu tygodni.

– Jeśli taka osoba zostanie uznana za niepoczytalną i stwarza wyjątkowe zagrożenie, zostaje skierowana na przymusową terapię na oddziale psychiatrii sądowej o konkretnym poziomie zabezpieczenia: podstawowym, wzmocnionym lub maksymalnym – wyjaśnił.

Zaznaczył, że „nie oznacza to, że po jakimś czasie każdy stamtąd szybko wychodzi”.

– Wręcz przeciwnie. Jeśli zachowanie konkretnej osoby nie rokuje i nic nie wskazuje na to, że będzie jakakolwiek poprawa, pacjent może tam spędzić kilkanaście lub kilkadziesiąt lat, a nawet całe życie. To nie jest tylko teoria, sam znam takie przypadki – przekonywał prof. Błażej Kmieciak.

Najnowsze